[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale może coś zauważyłaś, przypomnij sobie, proszę.
- Powiem ci prawdę, w ogóle nic nie widziałam. Miałam straszną tremę przed
pokazem. Nigdy jeszcze nie występowałam publicznie przed tyloma ludzmi.
Nagle zmarszczyła brwi, jakby coś sobie przypomniała.
- Czekaj, czekaj. Pamiętam stoisko Szalonego Dana. Wariacka nazwa. Przypominam
sobie faceta z czarnymi, potarganymi włosami - przerwała na chwilę, żeby popatrzeć na
Jupitera. - Ty też tam byłeś! Za tobą stał bardzo wysoki chłopak. I drugi  naprawdę
przystojny blondyn,
Jupiter westchnął. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakaś dziewczyna przeoczyła Boba!
- Pamiętasz coś jeszcze?
Rainey potrząsnęła głową.
- Nie bardzo. Konkurs na najlepszy kostium miał się zaraz zacząć. Myślałam wtedy
tylko o występie. Kiedy Szkarłatny Upiór otarł się o mnie - facet pędził i w ogóle nie patrzył
przed siebie - ucieszyłam się, że to nie był Człowiek z Bagien. Wyobrażasz sobie ten muł?
- Czy było w nim coś szczególnego?
- A co szczególnego mogłoby w nim być? Człowiek przebrany za Szkarłatnego
Upiora. Tyle że strasznie się spieszył.
- Zastanów się przez chwilę. Postaraj się przywołać w pamięci jego obraz. Powiedz
mi, co robił - nie ustępował Jupiter.
Rainey przymknęła oczy.
- Tak, jakby wyciągał coś spod płaszcza - powiedziała w końcu.
- Całkiem prawdopodobne. Pewnie to były dymne pociski, które rzucił na stoisko
Dana. Nie widziałaś, co miał pod kostiumem?
Rainey zmarszczyła brwi.
- Nie zwróciłam na to uwagi. Już ci mówiłam, że denerwowałam się przed występem.
- Po wybuchu było wielkie zamieszanie. Jedni biegali, inni krzyczeli, kobiety
piszczały. To chyba zauważyłaś.
- Jasne. Nawet się obejrzałam, żeby sprawdzić, co się dzieje. Ale nie wróciłam.
Konkurs miał się zaraz zacząć i za nic nie chciałam się spóznić. Zauważyłam tylko, że facet
przebrany za Szkarłatnego Upiora gdzieś biegnie.
- W twoją stronę? - Jupiter aż się wychylił do przodu.
- Nie, coś czerwonego mignęło mi w okolicach wyjścia.
- A dokąd ty poszłaś?
- Wszyscy startujący w konkursie czekali w drugim końcu sali. Tam, gdzie artyści i
pisarze podpisują książki.
- I jesteś pewna, że Szkarłatny Upiór biegł do wyjścia?
- Jak można być czegoś pewnym w takiej chwili? - wzruszyła ramionami Rainey. -
Było pełno dymu. Zauważyłam tylko czerwoną plamę w tamtym kącie. Potem nie widziałam
nikogo w podobnym kostiumie.
- Nikt go nie widział. Nawet ludzie, którzy stali obok wyjścia. A wydawałoby się, że
nie można przeoczyć faceta w czerwonym habicie! - Jupiter gorączkowo myślał, o czym by
jeszcze porozmawiać z Rainey, ale nic nie przychodziło mu do głowy. - To już wszystkie
pytania, które chciałem ci zadać.
- Teraz moja kolej, dobrze? - uśmiechnęła się ona.
Jupiter nie był w stanie nic wyjąkać. Kiedy tak stał wpatrując się w nią, usłyszał nagle
czyjś głos:
- Rainey, kochanie...
- Chyba mama cię woła - powiedział szybko. - Mam nadzieję, że jeszcze się
spotkamy. Może uda ci się znalezć jakąś kieszeń... - wręczył jej wizytówkę, patrząc z
powątpiewaniem na obcisły kostium dziewczyny.
- Nie martw się, gdzieś ją wcisnę.
Kilka minut pózniej pojawił się Bob.
- Złapałem Franka Carne a - oznajmił. - Rottweiler mówił prawdę. Pokłócili się przed
salą kinową.
- O co? - Jupiter nie miał wątpliwości, że Bob dowiedział się wszystkiego.
- Nie uwierzysz! O ilustracje w ostatnim zeszycie  Szkarłatnego Upiora . Rottweiler
zatrudnił nowego rysownika, a Carne uznał, że człowiek jest do niczego. Nie umie robić
światłocieni.
- Cooo?!
- To, co słyszysz. Podobno Tresh stosował różne niesamowite efekty. Czarne cienie na
trupiej masce były podobno świetne. Ten nowy wszystko usunął i Carne krzyczał, że
Szkarłatny Upiór stał się postacią z głupich książeczek dla dzieci.
- Ciekawe. Złodziej miał czarne cienie na masce. Powinien się spodobać Frankowi.
- Spodobać?
- Innymi słowy - wyjaśnił Jupiter - taką maskę założyłby zwolennik tradycji. I jeszcze
jedno, pod szeroką peleryną niejedno można ukryć - poklepał się znacząco po swoim
wydatnym brzuchu. - Chodz, trzeba znalezć Pete a. Musimy przecież gdzieś usiąść.
- Zadbaliśmy o to. Carne zaprosił nas do swojego stołu. Nagle niedaleko od nich
zaczęło się zamieszanie. Kiedy podeszli bliżej, zauważyli Leo Rottweilera, który złapał
Tresha za ramię.
- Za dużo gadasz, Tresh - wysapał ze złością. - Słyszałem, co o mnie mówiłeś.
- Nie lubisz, kiedy ktoś mówi, że jesteś oszustem? Poczekaj chwilę, zaraz usłyszysz
moje przemówienie.
- Przebrałeś miarę! - Rottweiler pchnął Tresha i zacisnął pięści, gotowy do ataku.
Pisarz zrobił to samo. Pobiliby się, gdyby przez tłum nie przepchnął się barczysty
ochroniarz, który odciągnął Tresha. Cios Rottweilera wylądował o włos od policzka
przeciwnika. Tymczasem z drugiej strony nadbiegł Axel Griswold i złapał Lea za rękę.
- Pięknie, Rottweiler, naprawdę pięknie - szydził Tresh.
Pospiesznie ich rozdzielono i usadzono w przeciwległych końcach sali. Publiczność
także zaczęła zajmować miejsca. Bob i Jupiter znalezli Pete a.
- Dowiedziałeś się czegoś o Treshu? - spytali w drodze do stołu.
- Podczas kradzieży nie było go na pewno wśród rysowników. Rozmawiałem z
kilkoma osobami. Nikt go nie widział.
- To znaczy, że musimy zadać panu Treshowi kilka pytań - ożywił się Bob.
- Najpierw coś zjedzmy - Jupiter popatrzył smutnym wzrokiem na przywiędłe sałatki.
- Czy ktoś zamieni swoją sałatę na resztę kolacji? - zapytał.
Frank Carne zgłosił się od razu. Okazało się, że Jupiter nie wyszedł zle na tej
zamianie, gdyż podano twardego jak guma kurczaka i przypalone ziemniaki.
- Nie możemy narzekać - szepnął Bob do Pete a. - I tak jesteśmy tu za friko.
Po kolacji zaplanowano przemówienia. Pierwszym mówcą okazał się Tresh.
- Chciałem rozpocząć od podziękowań Axelowi Griswoldowi za zaproszenie mnie
tutaj. Po raz pierwszy, odkąd przyjechałem do Kalifornii, ktoś chce płacić za to, co robię.
Odpowiedział mu słaby śmiech zebranych.
- Wiem - ciągnął Tresh - iż niektórzy uznali, że całkowicie porzuciłem pracę nad
nowymi komiksami. Moi czytelnicy nie muszą się martwić. Właśnie skończyłem pracę nad
nowym bohaterem. Zobaczycie go wkrótce.
Rozległy się gromkie oklaski.
- Dla kogo pan teraz pracuje? - krzyknął głos z sali.
- Tym razem dla nikogo, tylko dla siebie. Zamierzam wydawać na własny koszt. To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl