[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekonanie, że cała ta wojna została zaaranżowana w celu ich zdemaskowania. W końcu paranoja
stała się obsesją a tajni agenci zbiorowo zdezerterowali. Kradnąc co popadnie, wracali
najróżniejszymi pojazdami do Otchłani, gnani tajemniczą potrzebą skrycia się w jej sercu - i lądując
nieuchronnie na Stacji Ujście.
%7ływoty innych Wędrowców Umysłów, urodzonych poza Otchłanią, nie były aż tak
tragiczne. Z natury wrażliwi na Moc, odczuwali silną więz z Otchłanią od czasu ich pierwszej
wizyty na jej terenie. Relacja ta pogłębiała się w miarę upływu czasu, nakazując im wciąż głębszą
eksplorację gromady czarnych dziur. W końcu trafiali na Stację Ujście i rozpoczynali pustelniczy,
ascetyczny żywot, spędzany w głównej mierze na obcowaniu z tajemniczą manifestacją Mocy,
która ich tu ściągnęła.
Nim minęło kilka lat, medytacje umożliwiły im osiągnięcie nowych poziomów
wtajemniczenia: zaczynali pojmować, że ich dotychczasowe życie było tylko iluzją, a ostateczną
prawdę skrywały cienie, rzucane przez blask skończonej Mocy. Nie było w tym przesady, bo
podczas medytacji rzeczywiście opuszczali swoje ciała i przenosili się do czegoś w rodzaju raju, w
którym nie było bólu i cierpienia, gniewu ani strachu, a jedynie czysta, niczym niezmącona radość
istnienia.
Ben nie miał pojęcia, czym tak naprawdę jest ten rajski wymiar , ale było dla niego jasne,
że zniszczenie stacji Centerpoint poczyniło w rejonie Otchłani jakąś fundamentalną zmianę. Nie
wiedział, jaki miała skutek, ale jej reperkusje wpłynęły na galaktykę niczym fala udarowa po
wybuchu nowej, zmieniając setki wrażliwych na Moc istot, które kiedyś żyły w Otchłani, w stado
oszołomów i paranoików. Fakt ten przerażał Bena i od dwóch dni dosłownie spędzał mu sen z
powiek - a to dlatego, że sam spędził w Otchłani dwa lata wczesnej młodości.
Minęły dwie długie minuty, zanim Rhondi wreszcie poczuła się niezręcznie, taksowana
przez niego wzrokiem. Nie przestając zlizywać nutripasty z palców, podniosła na niego oczy.
- Wiesz, że to nic nie da - burknęła.
Ben nawet nie mrugnął.
- Proszę? - spytał tylko uprzejmie.
- Takie gapienie się - wyjaśniła oschle Rhondi. - Założę się, że wiemy o technikach
przesłuchiwania więcej niż ty. Skoro chcesz o coś spytać, nie krępuj się. Nie mamy nic do ukrycia,
możesz mi wierzyć.
- W porządku. - Ben skapitulował, ale nie spuścił z Rhondi wzroku. - Dlaczego nie chcecie,
żebym podłączył mojego ojca do kroplówki?
Tym razem Tremaine owie niczym się nie zdradzili. Mimo to personel szkoleniowy Daali
nie nauczył ich jednak najwyrazniej, jak ukrywać emocje w Mocy, więc Ben wyczuł w ich aurach
zaskoczenie, co tylko potwierdziło jego podejrzenia.
Po chwili niezręcznego milczenia Rolund przyszedł siostrze w sukurs:
- A dlaczego sądzisz, że mielibyśmy tym sobie zawracać głowę?
Ben westchnął ciężko.
- Odpowiadanie pytaniem na pytanie jest trochę głupie, nie uważasz? - Położył dłonie na
stole i pochylił się nieznacznie w stronę rodzeństwa. - Jeśli wam się zdaje, że zdołacie przechytrzyć
Jedi, nie mam złudzeń, że wiecie mniej na temat przesłuchiwania więzniów niż ja.
Rhondi opadła na siedzenie, podświadomie ujawniając swój strach i poczucie winy.
- Rolund twierdzi, że nie macie nic do ukrycia - nie ustępował Ben. - A ja nie znoszę, kiedy
ktoś próbuje mnie okłamywać.
- Nie kłamiemy! - zaprotestowała Rhondi. - Po prostu... Twój ojciec nie musi być karmiony
dożylnie.
- Moc utrzyma go przy życiu - dodał z niezachwianą pewnością Rolund.
Ben rzucił znaczące spojrzenie na spoczywający między nimi pojemnik z nutripastą.
- Tak jak was? - spytał z przekąsem.
Rhondi pokiwała gorliwie głową.
- Dokładnie.
Bena prawie zalała krew. Okłamywali go - i to w żywe oczy! Nie zamierzał się jednak dać
sprowokować, więc wziął głęboki oddech, a potem jeszcze jeden - i jeszcze... Puszczały mu nerwy,
a to oznaczało, że lada chwila może stracić nad sobą kontrolę. Pewnie zresztą właśnie dlatego go
zwodzili; wiedzieli, że jeśli go rozgniewają, łatwiej będzie im go kontrolować.
Musiał przyznać, że były z nich szczwane sztuki - okazali się sprytniejsi, niż początkowo
sądził. Wziął jeszcze jeden głęboki wdech, a kiedy poczuł, że nieco się uspokoił, usiadł prosto i -
pozornie od niechcenia - położył dłoń na udzie, w pobliżu zawieszonego u pasa miecza świetlnego.
- A więc do utrzymywania się przy życiu wystarczy wam sama Moc? - spytał zjadliwie.
- Dokładnie - powtórzył Rolund. - Wszak ciało jest tylko formą nadawaną przez Moc, czyż
nie?
- Fakt - mruknął Ben. - Wyjaśnijcie mi jednak łaskawie, dlaczego, skoro to Moc ma was
utrzymywać przy życiu, korzystacie bez umiaru z zapasów Cienia ?
Ku jego zaskoczeniu Rhondi spojrzała na brata i uśmiechnęła się z rezygnacją.
- Mówiłam ci, że zauważy.
Rolund wzruszył ramionami i zerknął na siostrę z ukosa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]