[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypukło ma być przykryty!
Pojąłem i rzekłem do pana Ea:
Nigdym nie czynił takiego korabia. Nakreśl mi na ziemi jego
zarysy, iżbym się im przyjrzał a mógł korab zbudować!
Więc on mi nakreślił korab na ziemi. Otwarłem usta i rzekłem
do Ea: Słowo twe, mój władco, któreś do mnie przemówił, posłusz-
nie przyjmę i wszystko wypełnię. A cóż miastu odpowiedzieć,
ludowi i starszym?
Ea rozwarł usta i rzecze, do mnie, sługi swego, prawi w te
słowa:
Ty im tak, człowiecze, odpowiesz:
Wiem, że mnie Ellil nienawidzi, przeto w mieście waszym żyć
już nie będę, od ziemi Ellila stopę odwrócę. Spłynę ja w ocean,
do Ea, mojego władcy! A na was on ześle deszcz w obfitości,
wyda wam wodnego ptactwa i ryb kryjówki, żniwo czeka was
bardzo bogate! Który z rana sypał soczewicą, wieczorem spuści
na was ulewę pszenicą.
Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, ja wszystkich swoich
ku sobie skrzyknąłem. Ten przyniósł w ofierze owce chowane,
tamten w ofierze niósł owce stepowe. Każdemu mężczyznie pracę zadałem,
rozbierali domy, drzwi zdejmowali, tajemnicy mojej nie wydawali. Dziecię
smołę dzwiga, silny mąż znosi w koszach, co trzeba. W piątym dniu kadłub
korabia złożyłem. Pół morga powierzchni, dziesięć prętów miał na
wysokość, każda krawędz górą po dziesięć prętów. Przybiłem obręcze i
wytyczywszy uczyniłem w nim sześć pokładów, podzieliłem jak dom korab
na siedem pięter, wzwyż go przegrodziłem na dziewięć części, od wody
kołkami go uszczelniłem, rudło dlań wybrałem i włożyłem na korab, co
było trzeba. Sześć kadzi smołowca w piecu rozpławiłem, trzy kadzie smoły
do tego dolałem, trzy kadzie oliwy ludzie przynieśli prócz kadzi oliwy,
którą do wypieku zużyto, i dwóch, które schował sternik na statku.
A dla ludzi swoich byki rzezałem, dzień w dzień im owce za-
bijałem, moszczem i chmielem, oliwą i winem robotników poiłem jak wodą
z rzeki. Sprawiłem im święto jak w nowym roku, wonności szkatułkę
otwarłem, dłonie w maść kładłem.
Przed zachodem słońca dnia siódmego korab był gotów. Za-
częto go spychać. Był bardzo ciężki. Gęśle go kazali z góry i z dołu na
wałkach wesprzeć. W wodzie się w dwóch trzecich pogrążył.
Włożyłem na korab wszystko, co miałem. Co tylko miałem,
włożyłem nań srebra, co tylko miałem, włożyłem nań złota, co
tylko miałem, włożyłem nań zwierząt. Podniosłem na korab ro-
dzinę, krewnych, dzikie bydło i zwierzynę oraz wszelakiego sy-
nów rzemiosła. Bóg Szamasz porę mi przeznaczył:
Kto z rana sypał soczewicą, wieczorem ulewę spuści pszenicą!
Ty wstąp na korab! Drzwi za sobą szczelnie smołą posmaruj!
I czas nadszedł. Deszcz z rana spadł jak soczewica, wieczorem
ulewa jakby pszenica. W twarz pogody zajrzałem. Straszno było
spojrzeć na twarz pogody. Wszedłem na korab. Drzwi za sobą
smołą pomazałem. Za smolenie korabia okrętnikowi Puzuramurri
dworzec swój oddałem z całym bogactwem.
Zaledwie świtu co nieco w rozbrzasku, z podstawy nieba czarna chmura
wzeszła. W środku chmury grzmi Addu, bóg burzy, przed nią ciągną
bóstwa Szullat i Manisz, nad górą i nad krajem idą, zwiastuny. Eragal
władnący światem podziemnym rudło wyciągnął, co światem kieruje. Idzie
Ninurta i tamy rozrywa. Anunnaki pochodnie podnieśli, blaskiem ich
straszliwym ziemię zażegli. Odrętwienie od Addu nieba dosięgło i światło
wszelakie w mrok przemieniło.
Pękła wielka ziemia jakoby garnek.
Przez dzień pierwszy południowa burza szaleje. Wdarła się
i góry wodą pokryła, powódz wpada na ludzi jak bitwa, jeden
drugiego już nie widzi i z nieba takoż ich nie dojrzeć.
Bogowie sami zlękli się potopu, wznieśli się, umknęli do nieba Anu, jak
psy się skulili, pod murem przypadli. Isztar krzyczy jak w mękach porodu,
pani bogów piękny głos mająca:
Oby się ten czas był w glinę obrócił, iżem w radzie bogów złą
rzecz zrządziła! Jakże ja w tej radzie złą rzecz radziłam, iż na
zgubę ludzi moich wojnę wydałam? Czyż po to sama tych ludzi
rodziłam, aby morze napełniali jak dzieci rybie?
Bóstwa z rodu Anunnakich razem z nią płaczą. Pozwieszali
głowy bogowie, spokornieli, siedzą w płaczu, w udręce, wargi
im zaschły, cisną się ku sobie. Burza idzie sześć dni, siedem
nocy, burza południowa ziemię równa potopem.
Kiedy dzień siódmy się uczynił, poniechała burza południowa
potopu, zmagań, co srożyły się jakoby wojska, co miotały się
jak żona rodząca. Morze się uspokoiło, ucichła burza, potop
walić przestał.
Otwarłem dymnik: na oblicze światło mi padło. Na morze
spojrzałem: cisza nastała i zaprawdę cała ludzkość gliną się
stała. Ziemia płodna była jak dach płaska. Padłem na kolana,
usiadłem w płaczu, po obliczu moim łzy popłynęły. Brzegu ją-
łem wypatrywać po krańce morza: o czternaście wiorst ostrów
z wód sterczał. Dobił korab mój do góry Nicir. Zatrzymała ko-
rab góra Nicir, chwiejbę jego podparła. Jeden dzień i drugi dzień
góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu nie daje. Trzeci dzień
i czwarty dzień góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu nie daje.
Piąty dzień i szósty dzień góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu
nie daje.
Kiedy dzień siódmy się uczynił, wyniosłem gołębia, wypuści-
łem, lecieć mu dałem.
Odleciał gołąb i znowu powrócił, miejsca nie znalazł, gidzie by stanął,
przyleciał z powrotem. Wyniosłem jaskółkę, wypuściłem, lecieć jej dałem.
Odleciała jaskółka i wraca znowu, miejsca nie znalazła, gdzie by stanęła,
przyleciała z powrotem, nóżki miała gliną umazane. Wyniosłem kruka,
wypuściłem, lecieć mu dałem. A kruk odleciał, wód spadek zobaczył, nie
wrócił już, kracze, w ścierwie się babrze, żre i paskudzi.
Na ląd zszedłem ze swoją małżonką, z córką i z łodnikiem
mym Urszanabi. Rozpuściłem wszystko na cztery wiatry.
Więc tamci z korabia takoż wysiedli. W bojazni bogom ofiary
oddawszy odbiegli, iżby znów ziemię zaludniać nad rzeką Purattu.
Jam kładł ofiarę. Złożyłem ofiarę. Na wieży górskiej spaliłem kadzidło,
postawiłem kadzielnic siedem i siedem, wkruszyłem
w ich czasze trzciny, mirtu i cedru. Bogowie dobrą woń poczuli,
przyjemny zapach bogowie poczuli, jak muchy bogowie mnie
ofiarę czyniącego obiegli. Jak się boska macierz Mah zjawiła,
pani Isztar, w dłoni swój naszyjnik wzniosła, muchy niebieskie,
który na jej radość był Anu sporządził:
O wy, bogowie! Oto mam na szyi lapis lazuli. Jak zaprawdę
jego nie zapomnę, tak zaprawdę te dni popamiętam, nie zapomnę
o nich po wieki wieków! Niech się do ofiary zbliżą wszyscy bo-
gowie, Ellil do ofiary niech się nie zbliża! Wszak on nierozważnie potop
uczynił i moim ludziom zagładę przeznaczył!
Jak tylko Ellil się pojawił, korab gdy wypatrzył, zgniewał się
Ellil, pełen wściekłości na bogów Igigi, bogów nieba pomocnego, wziął się
rozsierdził:
Co za żywa dusza uszła zagłady? Ani jeden człowiek nie miał
ocaleć!
Otwarł usta Ninurta i rzecze Ellilowi mężnemu, i tak mu
wieści:
Któż jeśli nie Ea żywi zamysły? Przecie to on, Ea, zna się na
wszystkim!
Ea rozwarł usta i rzecze Ellilowi mężnemu, i tak mu wieści:
Tyś mędrzec śród bogów, tyś jest bohater, jakże mogłeś nie-
rozważnie potop uczynić? Na tego, kto zgrzeszył, grzech jego
połóż, na tego, kto winien, włóż jego winę: lecz powściągaj się,
iżby nie był podcięty, cierpliwy bądz, iżby nie był stracony!
Miast ci potop czynić, lepiej by się lew pojawił, ludzkość prze-
rzedził! Miast ci potop czynić, lepiej by się wilk pojawił, ludzkość
uszczuplił! Miast ci potop czynić, lepiej głód byś zesłał, ziemię
pokarał! Miast ci potop czynić, lepiej by bóg moru, Era, ludz-
kość poraził! Jam tajemnicy wielkich bogów nie wydał: ponad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]