[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie przeciwko nim, ale w ich obronie. To może być trudne, zgadzam się. Członkowie zespołu
są... jakby to powiedzieć... zaślepieni. Bezgranicznie, choć bezpodstawnie, oddani swoim
przywódcom. Ale niech pan pomyśli o tym, że ratuje pan ich życie. Niech pan wezmie na
przykład pod uwagę tę miłą rudowłosą dziewczynkę, która tam skacze. O ile się nie mylę,
przyjazniła się z pana bratem. Chce pan, żeby była następna? - Głos pułkownika zabrzmiał
bardzo twardo, zdecydowanie.
- Zastanowię się - uciął Ari, przekładając nerwowo teczkę z ręki do ręki.
- Ależ oczywiście. - Kamieńczyk przybrał współczujący, wyrozumiały wyraz twarzy. - Proszę
się zastanowić, to jest bardzo poważna sprawa. I, jeśli mogę radzić - zawiesił na Arim zbolałe,
smutne spojrzenie - proszę nie zaglądać do tej teczki, jeżeli pan nie musi.
Ari odwrócił się, podszedł do drzwi, otworzył je zdecydowanym ruchem.
- Dziękuję bardzo, panie pułkowniku. - Wyszedł, nie czekając na odpowiedz.
Kamieńczyk spojrzał na zegar, widniejący nad drzwiami. Porównał godzinę ze wskazywaną
przez zegarek na ręku, po czym opuścił biuro nieśpiesznym krokiem.
2.
- Obstawiasz, Neon?
- Ta
- Dobra. To ja go ruszam.
Sap, sap, sap.
- Ciężki, skurwysyn.
- Aha. I rozlazły.
- Przestań, bo rzygnę.
- Po prostu widzÄ™.
- To patrz gdzie indziej. Miałeś obstawiać.
Filozof znieruchomiaÅ‚ na chwilÄ™, tkniÄ™ty wyjÄ…tkowo silnym poczuciem dèjà vu. Zaraz jednak
potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i wróciÅ‚ do roboty. %7Å‚adne dèjà vu już to widziaÅ‚em, przeżyÅ‚em. Z %7Å‚uczkiem,
poprzednim razem.
Szkoda chłopa, jakżeż szkoda chłopa.
- Ty, patrz! Jaki lans!
Filozof podniósł głowę w ślad za niedbałym machnięciem G36 Neona. Dwie postacie pełzły
Marszałkowską: niezdarnie, powoli, krok za krokiem, co chwila zatrzymując się i
odpoczywajÄ…c. Jaskrawe napisy STRÓ%7Å‚ i OSA bÅ‚yszczaÅ‚y na ich kombinezonach z oddali.
- Pan pułkownik osobiście przeprowadza szkolenie naszej nowej koleżanki. - Neon pokręcił
głową z niesmakiem i pewnie splunąłby na ziemię, gdyby nie było to absolutnie
niewykonalne w masce i kombinezonie. - Crash test, że ja pierdolę.
- Daj spokój. - Filozof wzruszył ramionami i zabrał się z powrotem do roboty. - Baba w życiu
nie wejdzie na płatek. Dziewięćdziesiąt sekund w płaskiej, to wszystko, co musi umieć.
- No nie wiem. O Milce też tak myśleliśmy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby Drakki ją teraz
wziÄ…Å‚ do kwiatka.
- No, młoda ma psychę. Cięłaby do końca. Ale coś mi się nie widzi, żeby on na to poszedł.
- Fakt. Ja ciÄ™ nie pieprzÄ™, co oni tam robiÄ…?
Filozof znów poderwał głowę. Kamieńczyk z Eli zasiedli na krawężniku i rozprawiali o
czymś z ożywieniem.
- Piknik sobie zrobili, kurwa mać! - Zdegustowanie Neona postępowało w trybie
geometrycznym. - Zaraz jeszcze wyjmie z tej torby kanapki, zobaczysz.
- A potem kocyk i będą się rżnąć. W tych kombinezonach to może nawet będzie ciekawie
wyglądało. Bezpieczny seks, cali w kondomach...
Zarechotali obaj, sprośnie, głupawo.
- Zmieńmy rejon. - Filozof podniósł się, znów wytarł umazane rękawice o ubranie pierwszego
lepszego trupa.
Szczęście, że mamy te gazoszczelne kombinezony, pomyślał przelotnie. Musi tu śmierdzieć
jak sam skurwysyn, a na głos dodał:
- Towarzystwo wyższych szarż mnie rozprasza.
Jak pstryknięciem wyłącznika Neon od razu przestawił się w tryb gotowości. Zcisłe centrum
było w miarę bezpieczne. Ale gdyby tak zagłębić się w uliczki Hien?
- To gdzie skaczemy? - zapytał z ożywieniem.
Filozof spojrzał w kierunku Kamieńczyka. Wtem zamarzył mu się jeden celny, precyzyjny
strzał, który można by potem zwalić na Hieny. Strzał prosto na korpus pana pułkownika: aby
choć drasnąć, przy tej bliskości Fiołka wystarczy. Strzał, nadmienić trzeba, całkowicie
uzasadniony: przecież głupi kutas poblokował wszystkim awanse. Etat dowódcy Os powinien
być majorowski, a wszelkie poniższe proporcjonalnie: kapitan, porucznik i tak dalej. Ale
Kamieńczyk stanął na głowie, aby tylko Drakkar nie dostał majora i do końca życia chodził
kapitanem. Zakręcił się więc w sztabie i cała drabinka osunęła się o oczko w dół. I Filozof też
się będzie bujał porucznikiem, na wieki wieków, amen.
A teraz, panie i panowie: wystarczy jeden strzał.
Skierował wymowne spojrzenie na Neona, zrozumieli się bez słów.
- Lepiej stąd chodzmy - oznajmił Ateciak poważnie. - Za bardzo kusi.
Odwrócili się, popatrzyli na Zwiętokrzyską.
- Wbijamy się na Tamkę - zarządził Filozof. - Może to Złota Kaczka porwała i przetrzymuje
mojego trupa?
- To ma przejebane - zgodził się Neon. - Naprzód!
Pomknęli sprawnie. Złota Kaczka powinna już się zacząć bać.
3.
- ALARM! ALARM! ALARM! Europa do góry!
Milka poderwała się z łóżka, odrzuciła w bok czytaną książkę. Ruszyła do szafki.
Kombinezon, raz!
Ruchy, kobieto, ruchy!
Kask. Protrack. Wysokościomierz.
A teraz naprzód!
W drzwiach do operatorki niemalże zderzyła się z Eli. Wykonały obie kilka kurtuazyjnych
gestów: ty przodem, ależ nie, ty pierwsza... wreszcie wbiegły do środka, obie.
- Siadajcie. - Wódz machnął dłonią, wpatrzony w leniwie sunącą wstążkę SKYWATCH-a. -
Wolno leci dzisiaj. Spadnie w nocy albo nawet nad ranem.
- Im wolniej leci, tym bardziej jest potem niestabilna - westchnÄ…Å‚ Drakkar ze swojego fotela.
- Wspominamy bohaterski czyn Jean-Pierre a Gardinera - oznajmił z namaszczeniem męski
głos z radia. - To dzięki niemu gotowi jesteśmy teraz służyć...
- Wyłącz go, bo rzygnę - zaprotestował Kokos, odwracając się do Pinia. - Jeszcze raz mi
opowiedzą o bohaterskim %7łan Pierze i nie wytrzymam. Zmień stację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl