[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spokojem malującym się na twarzy. Wreszcie odezwał się:
- Jedyny problem, to, by zechcieli z tobą współpracować. Mianuję cię
generałem, żeby słuchali twoich rozkazów. Ale to i tak nie wystarczy, w
decydującej chwili emocje okażą się silniejsze. - Odrętwiała twarz poruszyła
się wreszcie, przybrała cień smutnego uśmiechu. - Więc wyjawię im, że
nigdy nie zdradziłeś. %7łe tak naprawdę zostałeś wysłany jako tajny agent.
Oczywiście, będą musieli trzymać język za zębami celem uniknięcia
dekonspiracji.
Powieki Vespera zapiekły, jakby zarzucone piaskiem. Rehabilitacja, no
proszę.
Lord przypatrywał mu się wciąż, nieustępliwie. Wreszcie westchnął, z
wyraznym zmęczeniem.
- Kogo wybierasz?
- Nidor - rzucił Vesper twardo, natychmiast.
Lord pokiwał głową: bez sprzeciwów.
- Okruszek - ciągnął dalej generał, otrzymał kolejne kiwnięcie głowy...
A potem rozjaśnił się w zjadliwym uśmiechu. - Alacer - wycedził powoli.
Ultor odpowiedział przelotnym rozbawieniem.
- Oczywiście - potaknął. - Jest twój. Zrobisz z nim, co będziesz chciał.
Mściwa radość rozlała się we wnętrzu byłego nocarza. Niczym poczucie
lekkiej euforii, podobne do tej, kiedy po raz pierwszy świętował...
ZABIAEM GO. JEDEN RENEGAT MNIEJ.
Otrząsnął się czym prędzej.
- Jeszcze kogoś powinienem wziąć? Jakieś sugestie?
- Celer - rzucił tamten z namysłem. - Na pewno ci się przyda. Bardzo
dobrze wyszkolony, mówi lokalnym językiem. Więcej pretorianów ci nie
dam, za bardzo osłabiłbym własne siły. Ewentualnie jeszcze Fulgura
możesz przygarnąć. %7łebyś się czuł jak w domu.
- Będę się czuł jak w Emowie - rzucił Vesper.  No dobrze, to ja lecę.
Nie ruszył się jednak z miejsca, przytłoczony nagłą, martwą ciszą. Stali
obaj przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w siebie.
- Jeżeli to się uda... Nic już nie będzie tak jak dotąd - oznajmił w końcu
generał renegatów i nocarzy. - Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Ultor wykrzywił wargi w dziwnym, przerażająco zbolałym grymasie,
który, być może, miał być uśmiechem.
I nie powiedział nic.
Psychologowie od dawna zdają sobie sprawę z siły ludzkiego
dążenia do zgodności między słowami, przekonaniami, postawami i
czynami. Dążenie do zgodności ma trzy zródła. Po pierwsze, konsekwencja
jest cnotą wysoce cenioną przez społeczeństwo. Po drugie, niezależnie od
swoich skutków społecznych postępowanie konsekwentne jest zwykle
korzystne dla tych, którzy potrafią się na nie zdobyć. Po trzecie,
konsekwentne trzymanie się jakiejś linii postępowania jest wygodną  drogą
na skróty", pozwalającą poradzić sobie z komplikacjami współczesnego
życia. Konsekwentne trzymanie się poprzednich decyzji zwalnia z
konieczności rozpa-trywania wciąż napływających informacji  wystarczy
postępować zgodnie z raz dokonanymi postanowieniami.
Robert B. Cialdini
 Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka"
Zdrajcy
Grupka czarno ubranych mężczyzn stała pod blaszanym płotem
okalającym wejście na wieżę obserwacyjną na szczycie Rowokołu. Zciskali
podniesioną broń, rozglądali się czujnie. Suche, zmrożone liście chrzęściły
pod stopami Vespera, kiedy pokonywał ostatnie stopnie podejścia. Zwrócili
się ku niemu natychmiast. Pięć luf powędrowało na cel.
Co my tu mamy, popatrzył szybko. Trzy MP5, dwie G36 jako broń
wsparcia. Przemyślany, nocarski porządek: użycie tych samych rodzajów
broni daje możliwość posiłkowania się magazynkami kolegi.
Stanął przed nimi, wyprostowany, siląc się na niezłomny, spokojny
wyraz twarzy.
- Wnioskuję, że otrzymaliście już stosowne rozkazy od Lorda? -
wyskandował powoli. - Witamy w klubie, panowie. Niniejszym zostajecie
zdrajcami i kolaborantami. Nowe doświadczenie dla was, ja już coś o tym
wiem. Tak to jest, jak się jest wystawionym na strzał przez najwyższe
władze. - Przeniósł pełen wyzwania wzrok na Alacera, który czerwieniał i
bladł na przemian.
- Ja zawsze... - wykrztusił wreszcie. - Zawsze działałem dla dobra
nocarzy!
- Tak też zrobi pan teraz, majorze. Przysięgał pan, jak my wszyscy, że
nie będzie nikogo i niczego, czego nie poświęci pan dla Sprawy. Oto więc
cena, jaką przyjdzie panu zapłacić: poświęci pan swój honor, by wypełnić
zadanie. Nie pan jeden, zapewniam pana. Jakieś pytania?
- Miałbym jedno - rzucił Celer dość opanowanym tonem, z pewnością
będąc już tak długo gwardzistą Ultora, przetrwał niejedną niestandardową
zagrywkę. - Na czym polega zadanie?
- Obrona przed watykańskimi, szczegóły pózniej - odparł Vesper
niedbale. - Będzie ono wymagało z waszej strony stuprocentowej
subordynacji. Czy mogę na nią liczyć, panowie? - Przebiegł po nich
pytającym spojrzeniem.
Celer zasalutował natychmiast, służbiście. Rozkaz Lorda, bez dyskusji.
Dla Sprawy.
- Jak dla ciebie, mogę się posłuchać - potaknął zgodnie Okruszek. -
Zasadniczo nie podlegam pod ABW, ale w sumie nawet ten sam resort... -
pocieszył się.
Fulgur skinął głową. Spróbował coś powiedzieć, ale nie zdołał.
Odwrócił twarz i zapatrzył się pomiędzy drzewa.
Vesper przeniósł wzrok na Nidora. Ten wciąż milczał, blady jak ściana.
Przymknął tylko leciutko oczy, Vesper miał nadzieję, że oznacza to  tak".
Odpuścił więc i przeniósł wzrok na Alacera. I co mi powiesz, nocarski
Torquemado, syknął w myślach. Teraz, kiedy już wiesz, że omal nie
zakatowałeś kogoś, kto najradośniej służył twojej świętej Sprawie...
- Oczekuję pańskiej deklaracji, majorze  rzucił zimno, z satysfakcją.
- Wypełnię rozkazy moich przełożonych - wykrztusił tamten. Przez
chwilę mocował się ze słowami, purpurowiejąc coraz bardziej, wreszcie
dokończył z wysiłkiem: - Generale.
Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Vesper,
ostentacyjnie niedbale, odwrócił głowę.
- Dziękuję, panowie - wycedził z wolna. - Przygotujcie się na przybycie
wsparcia.
Podnieśli zdziwione, pytające spojrzenia.
- Nie zrealizujemy zadania sami - wyjaśnił. - Potrzebujemy pomocy
fachowców.
- Wyspecjalizowanych w...? - rzucił niespokojnie Okruszek.
- W czymś, czego nikt nie może oczekiwać od was: w zabijaniu ludzi -
dokończył twardo generał.  Dołączą do nas moi renegaccy przyjaciele.
Rozległo się jednoczesne, gwałtowne sapnięcie... A potem zapanowała
lodowata cisza.
- Kolaboracja z wrogiem w obliczu najwyższego zagrożenia - odezwał
się wreszcie Celer. - No tak, to faktycznie zdrada pełną gębą. A co potem?
Kapituła? - Lewą ręką puścił broń i wykonał charakterystyczny gest,
przejeżdżając palcem wskazującym przez gardło. - Mam nadzieję, że Ultor
chociaż mrugnie do mnie okiem, kiedy mnie będzie ścinał, skoro sam
postanowił mnie w to wpakować. Nie ukrywam: będzie mi z tym
lżej.
- Zapewne nie dożyjesz Kapituły - rzucił Vesper z wolna. - O ile cię to
pociesza.
- I owszem - odparł pretorianin z udawanym spokojem. - I owszem -
powtórzył i, jak Fulgur, zapatrzył się pomiędzy drzewa.
Widzi tam kogoś, zdjął Vespera nagły dreszcz. Watykańskich?
Spokojnie, gdyby nocarze cokolwiek widzieli, już by meldowali. Teraz
po prostu namyślają się, usiłują dostosować do nowej sytuacji.
- No dobrze, poczekajcie tu chwilę - zebrał się w sobie, przegonił lęk. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl