[ Pobierz całość w formacie PDF ]
XII wieku p.n.e., ale zachowały się w ruinach jego świątyń i pałaców archiwa glinianych ta-
bliczek; są tam, zapisane swoistym alfabetem z trzydziestu znaków, prastare teksty religijne i
podania.
78
Szczegółowe przedstawienie owych skomplikowanych i wciąż jeszcze dyskutowanych
kwestii nie jest tu możliwe11. Ważny jest tylko ogólny kierunek obecnych badań: imiona i
pewne motywy mitów kadmejskich wiąże się dziś ze Wschodem semickim. Jest więc wysoce
prawdopodobne, że Teby istotnie założył szczep któregoś z nadmorskich ludów semickich,
jakie w owym czasie gęsto siedziały na wybrzeżach Syrii i Azji Mniejszej, często uczestni-
cząc w różnych wyprawach handlowych i wojennych. Powstały Teby, być może, równocze-
śnie z zamkami w Argos, rychło stając się tak samo potężne w Beocji, jak tamte miejscowości
na Peloponezie. I jak Danaowie w Argos, tak samo i Kadmejczycy w Beocji bardzo szybko
roztopili się w miejscowej ludności, przejmując jej język i obyczaje, stając się Achajami. Po-
została tylko głucha pamięć o Kadmosie, który przyszedł ze Wschodu, i o jego szczepie.
Skądże jednak to uporczywe w nutach twierdzenie, że ojczyzną Kadmosa była właśnie Fe-
nicja? I to można wyjaśnić. Hellenowie przez kilka wieków po upadku świata mykeńskiego
stykali się spośród wszystkich ludów Wschodu i wszystkich Semitów głównie z Fenicjanami.
Kto drogą morską przybywał ze Wschodu, był dla Hellenów po prostu Fenicjaninem; to rzu-
towało też w przeszłość. Jak wiadomo, pismo swoje - które jest poprzednikiem także i nasze-
go - przejęli Hellenowie właśnie od Fenicjan, zapewne w wieku IX p.n.e. Komuż jednak
przypisali jego przyniesienie? Kadmosowi. Nie zastanawiał się nikt w Helladzie, że te kad-
mejskie litery (bo tak nazywano najstarszą formę alfabetu) weszły w użycie kilkaset lat po
epoce bohaterskiej; nikt też nawet nie przypuszczał, że w tamtych czasach, kiedy to żyć miał
Kadmos, posługiwano się zupełnie innym pismem - tym, które dziś nosi nazwę linearnego
B .
Obecnie nauka posiada również materialne, bezsporne dowody bliskich związków łączą-
cych Teby z krajami Wschodu.
Jak pamiętamy z rozdziałów poprzednich, w latach 1906 - 1921 Keramopoulos odkopał w
centrum Teb dzisiejszych, pod ulicami i murami domów, resztki pałacu z epoki mykeńskiej,
który padł ofiarą wielkiego pożaru; w jednym z pałacowych korytarzy zachowały się amfory
znaczone pismem linearnym B. Minęło od tego odkrycia lat przeszło 40 - i oto w r. 1963
dwoje greckich archeologów, Nikolaos Platon i Eva Touloupa, dokonało nowych znalezisk na
terenie dawnej Kadmei, może jeszcze sensacyjniejszych. Znowu w sercu dzisiejszego miasta,
w trakcie kopania fundamentów pod nowy dom u zbiegu ulic Pindara i Antygony (bo ulice
Teb współczesnych szczycą się nazwami od najsławniejszych osób w historii Beocji, poczy-
nając od czasów mitycznych!) natrafiono na pozostałości prastarych budowli. Prace przy za-
kładaniu fundamentów przerwano natychmiast, przystępując do szerszych wykopalisk; były
one jednak niezmiernie trudne, sąsiednie bowiem budynki groziły zawaleniem i trzeba je było
podpierać całym lasem belek. Ale żmudny wysiłek bardzo się opłacił: okazało się wkrótce, że
owe prastare budowle to resztki drugiego pałacu na Kadmei; został on wzniesiony wnet po
strawieniu przez pożar pałacu pierwszego - tego, który odkrył Keramopoulos. Rzecz cieka-
wa, również i drugi pałac podzielił los swego poprzedniego, stając się pastwą ognia; świadczą
o tym liczne ślady, przede wszystkim zaś gruba warstwa popiołu. Jednakże właśnie ten popiół
ocalił kosztowności, które w czasie pożaru spadły z górnego piętra i przysypane gruzem
przeleżały wieki. Dzięki temu w ruinach jednego z pokojów znaleziono dziesiątki cylindrycz-
nych pieczęci z lapis-lazuli i agatu, a także wiele drobnych ozdób ze złota, pasty szklanej,
kości słoniowej, onyksu; niegdyś ozdoby te były częściami niewieściego naszyjnika. Histo-
rycznie jednak najbardziej interesują pieczęcie; prawie wszystkie są pochodzenia wschodnie-
go, i to babilońskiego. Zdaniem znawców należą do najpiękniejszych okazów tego rodzaju
(pieczęci z Babilonii znamy tysiące!), a tak bogaty zbiór nie został dotychczas nigdy znale-
ziony w jednym miejscu, nawet w samej Mezopotamii. Jak wszystkie pieczęcie babilońskie,
również i te mają napisy klinowe i typowe ornamenty. Niektóre dadzą się datować bardzo
11
Astour, jw., s. 113-120.
79
dokładnie, żadna zaś nie jest pózniejsza od roku około 1300 p.n.e.; fakt ten, w połączeniu z
innymi wskazówkami, pozwala przypuszczać z dużą pewnością, że pożar drugiego pałacu na
Kadmei przypada gdzieś na rok 1270; pierwszy natomiast musiał spłonąć o jakieś trzydzieści
lat wcześniej.
Jakimi drogami dostał się ten zbiór pieczęci ze Wschodu na tebański zamek? Hipotez
można wysuwać wiele. Najbliższy jednak prawdy wydaje się pogląd, że jest to dowód utrzy-
mywania stosunków handlowych nie tyle z samą Babilonią, co z miastami Syrii, które ze swej
strony miały dawne i żywe kontakty zarówno kupieckie, jak też kulturalne z bogatą Mezopo-
tamią. W każdym zaś razie można by powiedzieć obrazowo, że owe pieczęcie są - tak samo
jak imiona i wątki kadmejskich mitów - strzałką, która wskazuje na Wschód.
I jeszcze jedno odkrycie w ruinach drugiego pałacu na Kadmei zasługuje na uwagę, choć
w tym wypadku nie chodzi ani o skarby, ani też o dalekie, tajemnicze powiązania. Oto po raz
pierwszy na ziemiach Hellady poza Peloponezem znaleziono tu kilka tabliczek glinianych ze
znakami pisma linearnego B12.
Kłótnia małżeńska ratuje wyprawę
Ponieważ tok opowiadania przywiódł nas z Argos do Teb, wypada znowu dokonać prze-
skoku przez wieki i wejść do domu Symiasza, gdzie w zimowy dzień roku 379 p.n.e. zebrała
się liczna grupa spiskowców; znalazł się tam i Teanor, przybyły aż z Italii dla zabrania
szczątków Lizysa i wynagrodzenia jego opiekunów. Otóż Teanor właśnie skończył swoją
opowieść o tym, co usłyszał w nocy, kiedy czuwał przy grobie Lizysa, i zamilkł na chwilę.
Wszyscy zebrani przy łożu Symiasza byli również pod wrażeniem jego słów, w pokoju więc
panowała podniosła cisza. Ale w tym momencie wszedł lekarz, który czuwał nad zdrowiem
starca. Pozdrowił zebranych i schylił się nad nogą Symiasza, zdejmując bandaże i opatrując
ranę. Trudno było prowadzić nadal ogólną rozmowę, skoro gospodarz nie byłby w stanie na-
wet jej śledzić. Zaraz więc utworzyły się w pokoju małe grupki po dwie, trzy osoby, a w każ-
dej z nich rozprawiano o czym innym. Toteż nawet nie wszyscy zauważyli, że do pokoju za-
glądnęli dwaj nowi goście: był to sekretarz rządu Fillidas, za którym wsunął się Hippostenejd.
Ale ci dwaj nie wchodzili do środka; zatrzymali się blisko progu, a Fillidas szybko rozglądał
się wokół, kogoś niecierpliwie szukając. Wyraznie się ucieszył, kiedy dojrzał gdzieś w kącie
Kafizjasza, Charona i Teokryta. Dał im lekki znak głową. Wszyscy trzej wyśliznęli się niepo-
strzeżenie. Idąc za tamtymi dwoma stanęli w kącie małego dziedzińczyka Symiaszowego
domu, tu nikt nie mógł podsłuchiwać ich rozmowy.
Widać było po Fillidasie, że jest bardzo wzburzony. Toteż Kafizjasz, zaniepokojony, za-
pytał od razu:
- Więc co? Stało się coś złego?
Fillidas uśmiechnął się drwiąco:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]