[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sir Maurice oddał Moggatowi pelerynę i kapelusz,
po czym ruszył ku drzwiom biblioteki. Służący patrzył
w ślad za nim z lekkim strachem, bowiem sir Maurice
nieczęsto zradzał oznaki wzburzenia.
- A przy okazji... - sir Maurice przystanÄ…Å‚, a potem
dorzucił przez ramię: - jedzie za mną bagaż.
- Tak jest, sir.
Sir Maurice otworzył drzwi do biblioteki i zniknął za
nimi.
Thomas siedział przy biurku, ale na odgłos otwiera
nych drzwi odwrócił się na krześle.
156
- Co ja widzę, Maurry! - Poderwał się na równe nogi.
- Co za niespodzianka. Jak się miewasz, chłopcze? - za
pytał, ściskając rękę brata.
Sir Maurice rzucił na stół arkusz papieru.
- Co to ma znaczyć, do diaska?
- Po co się tak unosisz? - zapytał zdumiony Thomas.
- Przeczytaj te... te impertynencje! - rzucił sir Maurice.
Tom wziął arkusz i rozpostarł go. Uśmiechnął się na
widok znajomego pisma.
- O, Philip - stwierdził.
- To Philip napisał do mnie ten list? Równie dobrze
może to być jakiś... jakiś chłystek!
Tom usiadł.
- Ależ tak, to on - powiedział. - Poznaję jego rękę.
Przestań tak chodzić w kółko, Maurry. Usiądz! - Tłu
miąc śmiech, spojrzał na kartkę.
- Mój ukochany Papo!" - zaczął czytać na głos. -
Ufam, że cieszysz się, jak zwykle, dobrym zdrowiem oraz
że te mgły oraz przenikliwe wiatry nie dotarły aż do Little
Fittledean. Jak się już zapewne domyślasz, widząc podany
powyżej adres, wróciłem do tego wielce barbarzyńskiego
kraju. Nie umiem powiedzieć, jak długo tu pozostanę, ale
po atrakcjach Paryża i urokach paryżanek Londyn wydaje
mi się dosyć nieznośny. Na razie jednak tu będę, niestety.
Wiem, że mi wybaczysz, iż nie odwiedziłem cię w Dumie.
Jednak myśl o wsi o tej porze roku napawa mnie nieopi
sanym przerażeniem. Dlatego też sugeruję, Drogi Ojcze,
byś zechciał wyświadczyć mi ten zaszczyt i ożywić swoją
obecnością ten dom, który wynająłem od sir Humphreya
157
Grandcourta. Mogę ci obiecać drobne rozrywki, zaś we
dle zapewnień moich przyjaciół kulinarne osiągnięcia de
mon chef nie mają sobie równych. Mam Ci do przekaza
nia wyrazy szacunku od monsieur de Chateau-Banvau oraz
innych. Napisałbym więcej, ale trudzę się nad odą. Twój
wielce oddany, Drogi Ojcze, pokorny i posłuszny syn Phi
lip". - Tom złożył kartkę. - Bardzo przyzwoicie - zauważył.
-CoÅ› jest nie tak?
Sir Maurice, który w trakcie odczytywania listu pod
szedł do okna, teraz się odwrócił.
- CoÅ› jest nie tak? Wszystko jest nie tak. Ten Philip...
mój syn Philip... miałby napisać tak impertynecki list?!
To... to potworne!
- Na miłość boską, siadaj, Maurry. Nosi cię tak samo
jak twojego Philipa. Moim zdaniem, to bardzo grzeczny
list, pełen synowskiego szacunku.
- Grzeczny, niech mnie diabli! - prychnÄ…Å‚ sir Maurice.
- Czy ten chłopak nie ma już innych uczuć prócz wyra
żonych w tym liście? Dlaczego nie przyjechał, żeby się
ze mną zobaczyć?
Tom znowu rozpostarł list.
- Wieś o tej porze roku go przeraża. Co w tym złego?
Ty kiedyś mówiłeś to samo.
- Co? Ja? Jakie to ma znaczenie, co mówiłem? My
ślałem, że Philip mnie kocha. A on ufa, że ożywię jego
dom swoją obecnością. Prędzej już połamię laskę na je
go grzbiecie.
* Mojego szefa kuchni
158
- Nie ma mowy - sprzeciwił się Tom. - Przecież to ty
wysłałeś Philipa, by nauczył się ogłady i Bóg wie czego jesz
cze. A on cię posłuchał. Czy ty naprawdę myślisz, że taki,
jakim się stał, pogna z powrotem na wieś? Co się z tobą
dzieje? Zżymasz się, bo posłuchał twoich rozkazów?
Sir Maurice opadł na kanapę.
- Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo mi go brakowało
i jak za nim tęskniłem - zaczął, ale zaraz się opanował.
- Dostałem za swoje - stwierdził z goryczą. - Powinie
nem był cieszyć się z tego, że jest, jaki jest.
- Wtedy też tak sądziłem, ale zmieniłem zdanie.
- Nie mogę nawet myśleć o tym, że Philip mógłby stać
się nieczułym, bezczelnym fircykiem.
- Gdyby do tego doszło, byłaby to twoja wina - orzekł
surowo Tom. - Ale on taki nie jest. Rozkwitł cały. Aż mi
ło na niego popatrzeć.
Sir Maurice jęknął.
- To prawda, bracie - ciÄ…gnÄ…Å‚ Tom. - A ten list... To
młody gałgan, ale zakładam, że to zemsta za jego zranione
uczucia. Był piekielnie dotknięty, kiedy ty i Cleone zmówi
liście się między sobą, by wysłać go w świat. Nie potrafię
odgadnąć, co dzieje się w jego duszy, ale powiedział mi, że
jego uczucia są bardzo złożone. Jest rad, że go odesłaliście,
ale chce, byście tego żałowali. A ściślej, by żałowała tego
Cleone. Tobie chłopak skłonny jest wybaczyć. - Tom ro
ześmiał się. - Ten list to sama przewrotność, a nasz chło
piec ma jej mnóstwo, muszę cię ostrzec. Miał nadzieję, że
będziesz taki zły jak w tej chwili i że pożałujesz tego, co mu
zrobiłeś. Nie widzę tu braku uczuć.
159
. Sir Maurice podniósł wzrok.
- Więc... to ten sam Philip?
- Nic podobnego. W pewnym sensie jest taki sam, ale
stał się kimś więcej, kimś bardziej uczuciowym. Za ja
kieś dziesięć minut - spojrzał na zegar - będzie tutaj.
Sam siÄ™ przekonasz.
Sir Maurice wyprostował się i westchnął.
- Stary dureń ze mnie co, Tom? Jednak tym listem do
tknął mnie do żywego.
- Oczywiście, że tak. Młody czort. Och Maurry, Maur-
ry, nie ma drugiego takiego jak nasz Philip.
- Stał się tak niezwykły? Słyszałem o absurdalnym poje
dynku, jak już ci mówiłem. On i Cleone boczą się na siebie.
- Tak. I tego właśnie nie rozumiem. Ta para prowadzi
dziwną grę. Stara Sally Malmerstoke powiedziała mi, że
Cleone zaklina się, iż nienawidzi Philipa. Ta szelma bez
wstydnie flirtuje z każdym, kto się nawinie, i to zawsze
pod samym nosem Philipa. A on tylko się śmieje. A jed
nak dam głowę, że zamierza ją zdobyć, więc się nie wtrą
cam. Sami muszą się dogadać.
- To nieprawda, że Clo nienawidzi Philipa - powiedział
sir Maurice. - Wypłakiwała za nim oczy, odkąd ten dureń
Bancroft przeczytał nam list Satterthwaite'a. Czy to prawda,
że Philip bił się o jakąś francuską dziewkę?
- Nie. Bił się o Clo, lecz się wypiera, i, prawdę mówiąc,
myślę, że to dlatego, że miał w Paryżu jakieś przygody.
Cieszył się tam wręcz niebezpiecznym wzięciem.
- Tyle sam wywnioskowałem z listu Satterthwaitea.
Rzeczywiście miał takie wzięcie? Nie pojmuję tego.
160
- Urok nowości, rozumiesz? Parę dni temu dostałem list
od Chateau-Banvau, w którym boleje nad utratą ce cher pe
tit * i dopytuje się, czy odnalazł swoją miłość.
Sir Maurice postukał laską w podłogę.
- Mój Boże, jeśli Philip odniósł taki sukces, to... to
więcej, niż się kiedykolwiek spodziewałem - zakończył
niezręcznie.
- Poczekaj, aż go zobaczysz. - Tom się uśmiechnął. -
Chłopak jest jak żywe srebro. Ledwie usta otworzy, papla
po francusku. A oto i on.
Rozległ się huk frontowych drzwi, a potem dzwięczny,
młodzieńczy głos napłynął z holu do biblioteki:
-Mordieu**, co za klimat! Moggat, ty hultaju, jestem
dziś wystarczająco przygnębiony, żebyś mi jeszcze poka
zywał swoją smętną facjatę. Na miłość boską, uśmiech
nij siÄ™, ofermo.
- Gdybym to ja spróbował obrzucić Moggata połową tych
wyzwisk, co Philip, dawno by odszedł - stwierdził Tom. -
Ale Philip może sobie na wszystko pozwolić. I co teraz?
- Ostrożnie, hultaju! - grzmiał Philip. - Mówię,
ostrożnie! Chcesz mi wyrwać ręce? Rozłóż pelerynę,
niech wyschnie, i uważaj, żeby jej nie pognieść. Tak,
teraz jest dobrze.
- Czy tak pan sobie życzy? - dał się słyszeć nieśmiały
głos Moggata.
Odpowiedziało mu klaśnięcie i wybuch śmiechu.
* Tego drogiego małego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]