[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego szukał.
Myślał o Victorii.
Chciała uratować anioła.
Gabriel nie był aniołem.
Jak kobieta kocha mężczyznę?..."
Michael kochał Gabriela. Jego miłość zrujnowała Gabrielowi życie.
Gaston utrzymywał, że pracownicy Gabriela kochają swego pracodawcę. Dzięki ich miłości i
zaufaniu Gabriel mógł wieść spokojne życie.
%7ładna kobieta nigdy nie kochała Gabriela.
Modlił się, żeby żadna kobieta go nie pokochała.
Pucybut odsunął się i przysiadł na piętach, żeby Gabriel mógł ocenić jego pracę. W dziecięco-
starczych oczach błysnął błękit.
To nie pan ponosi winę, lecz mężczyzna, który wykorzystał przeciwko panu pożądanie".
Gabriel gwałtownym ruchem cofnął nogę i rzucił pucybutowi dwa szylingi.
Drzwi rezydencji otworzyły się.
Na progu stanęła kobieta z dwiema dziewczynkami: ośmio i dziesięcioletnią. Odziana była w
szarą pelerynę i kapelusik; dziewczynki miały obszyte futerkiem czapeczki i mufki.
Guwernantka wzięła za ręce obie podopieczne.
Victoria powiedziała, że nie wszystkie dzieci da się kochać. Przez chwilę się zastanawiał, czy
lubiła te dziewczynki.
Czy polubiłaby dzieci bękarta?
Gabriel zaczekał, żeby sprawdzić, czy guwernantka i dziewczynki pójdą do parku. Poszły.
Guwernantka, przeprowadzając dziewczynki przez bramę, osłoniła je przed Gabrielem, potem
wszystkie trzy zniknęły w gęstej mgle.
Chłopiec, który sprzedawał ciepłe bułeczki, podsunął Gabrielowi swój towar.
Victoria nie zjadła śniadania przed jego wyjściem. Czy pózniej usiadła do stołu?
Gabriel kupił bułeczkę cynamonową. Gdy ją zjadł, drzwi rezydencji otworzyły się ponownie.
Pojawił się w nich mężczyzna, którego Gabriel szukał.
W prawej ręce trzymał zwykłą mahoniową laskę.
Laska ze srebrną rączką w lewej ręce Gabriela przypominała, że pozory mogą mylić.
Gabriel obojętnie przeszedł przez ulicę, zgrabnie lawirując między parującym końskim
nawozem, rozpadającym się omnibusem i ciągniętym przez muła wozem. Dotarł do
przeciwległego chodnika.
Mężczyzna niespiesznie zszedł po schodach i skręcił na północ, w przeciwną stronę niż park.
Odgłos kroków zadudnił w gęstej mgle. Przyłączyły się do nich kroki Gabriela.
Gabriel przełożył laskę do prawej ręki, sięgnął pod płaszcz i wyjął z kabury pistolet.
Mężczyzna przyspieszył nieco kroku.
Na rogu stał policjant. Do mężczyzny i Gabriela szybko zbliżała się dorożka.
Mężczyzna podniósł rękę, żeby ją zatrzymać.
Gabriel musiał szybko działać.
- Sir! Sir! - zawołał i zrównał krok z mężczyzną. Spokojnym i niegroznym głosem zapytał: -
Czy pan Thornton?
Mężczyzna zatrzymał się z uniesioną laską i ostrożnie zerknął na Gabriela. Był w średnim
wieku, miał staroświeckie ubranie i jasną, pociągłą, piegowatą twarz.
Nie wyglądał na człowieka, który prześladuje kobiety. Tymczasem Gabriel wyglądał
dokładnie na tego, kim był: mężczyznę, który zabił i który ponownie popełni morderstwo.
- Tak - odparł mężczyzna nerwowo.
Pierwszy błąd.
%7ładen samotny człowiek - mężczyzna czy kobieta - nie powinien przyzwać się nieznajomemu
na ulicy do swojego nazwiska.
Gabriel bezwzględnie wykorzystał nieświadomość pana Thorntona.
- Pańska córka, Penelope, miała wypadek, sir. Guwernantka, panna Abercarthy... -
Przepytywana przez Davida kobieta z biura pośrednictwa pracy z radością powiedziała
przystojnemu mężczyznie wszystko, co chciał wiedzieć.- ...prosiła, żebym pana
przyprowadził.
Mężczyzna opuścił rękę. Dorożka przejechała obok nich.
- Penelope?! - Na twarzy mężczyzny pojawiło się zaskoczenie - o co chodzi? Co jej się stało?
Gdzie ona jest?
Gabriel nie musiał kłamać.
- W parku - powiedział.
Zastanawiał się, czy będzie musiał użyć siły.
Mężczyzna sam zawrócił w stronę parku.
Na ulicy nie było żadnego ruchu. Gabriel szybko przeszedł na drugą stronę, jakby spieszył
się, by wrócić na miejsce wypadku.
Mężczyzna poszedł za nim. Razem minęli otwartą bramę parku.
- Gdzie ona jest? - zapytał mężczyzna niespokojnie.
W zasnutym mgłą parku wciąż było słychać dziecięce rozbawione głosiki.
- Tutaj - powiedział Gabriel, kierując się w stronę gęstej mgły, która zbierała się wokół
drzew, z dala od bawiących się dzieci
Thornton nieostrożnie pakował się w pułapkę.
Gabriel uderzył go rączką laski w klatkę piersiową.
Mężczyzna zatoczył się na drzewo i wypuścił z ręki laskę. Nie mógł złapać tchu. Kapelusz
zsunął mu się do przodu, zasłaniając jedno oko.
Gabriel nacisnął srebrną rączką na tchawicę mężczyzny i przygniótł go do drzewa,
jednocześnie przystawiając mu pistolet do twarzy.
Napadnięty sapnął, w jego oczach pojawił się strach.
- Na Pana miejscu panie Thornton, nie krzyczałbym, - Oddech Gabriela połyskiwał
srebrzyście w żółtej mgle. Ucisk na tchawicę mężczyzny nie zelżał.- Nie chciałby pan chyba,
żeby pańskie córeczki zobaczyły pana z roztrzaskaną głową.
- Och... - Głos mężczyzny był histerycznie piskliwy, jego oddech mieszał się z oddechem
Gabriela.
- Cicho! - ostrzegł łagodnie Gabriel.
- W surducie... mam pieniądze. - Białko prawego oka błysnęło jak miniaturowy księżyc. -
Mogę panu zapłacić... Jestem bogaty...
Victoria myślała, że Gabriel chce szantażować jej ojca. Przez sekundę żałował, że mężczyzna,
którego ma przed sobą, to nie jej ojciec.
- Nie chcę pańskich pieniędzy, panie Thornton. Oko Thorntona błysnęło.
- Proszę mnie nie zabijać.
Victoria nie błagała o życie. Czy Thornton chciał ją do tego zmusić?
Miał nadzieję, że będzie błagała o rozkosz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]