[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wany na jej bezpieczeństwie nie spuszczał z Vivian oka.
Wszystko szło rzeczywiście nienagannie i po chwili powie­
dział z uznaniem:
- Nawet gdyby wychowywała się pani w rodzinie jeździeckiej
nie mogłaby pani reguł pojąć szybciej, a przede wszystkim,
lepiej siedzieć w siodle.
100
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
śmiała się, a jej policzki pałały gorliwością.
- Ja też się tak czuję, jakbym nie po raz pierwszy siedziała
na koniu. Wyobrażałam sobie tę naukę jako o wiele trudniej­
szą, sir.
To „sir", jak mur rozdzielało ich, powiedział więc nieśmiało:
-
Chociaż w czasie jazdy porzućmy to sir, panno Bruns, nie
trzeba tego tytułu tak eksponować.
Zaczerwieniła się, ponieważ sama zdawała sobie sprawę, że
posługiwała się tym zwrotem w celu stworzenia dystansu.
-
Jednak ten tytuł przysługuje panu - powiedziała ocią­
gając się trochę.
-
Nienawidzę tytułów, a w szczególnych wypadkach tym
bardziej - wydusił w siebie.
Jednak zanim zdobyła się na jakąkolwiek odpowiedź wydał
jej nowe polecenie i przeszedł do lekkiego, delikatnego kłusu.
Obserwował ją przy tym uważnie i dostrzegł, że zacisnęła
zęby. Jej dzielność radowała go i wzruszała zarazem. Tak
więc zrezygnował z kłusa i jechali obok siebie stępa.
- Czy było bardzo źle? - zapytał miękko.
Potrząsnęła głową. Źle jest tylko wtedy, pomyślała gdy on nie
jest ze mnie zadowolony.
Ale to wyznała tylko sobie samej.
101
HEDWIG COURTHS-MAHLER
W ciągu
następnych dni praca Vivian
posuwała się w
szybkim tempie naprzód. Lekcje jazdy konnej były kontynu­
owane ku wielkiemu zadowoleniu nauczyciela.
Wieczorami, gdy Vivian zmęczona całodziennym wysiłkiem
szła do swojego pokoju, panowie siedzieli jeszcze godzinę w
bibliotece i przeglądali zawartość archiwum.
W następną niedzielę zaproszono na drugie śniadanie lady
Seattle z wnuczką. Vivian cieszyła się jak zawsze na spotkanie
z tymi damami. Od dnia przyjazdu Vivian panna Rosamunda
nie pojawiła się ponownie w zamku Londry - jej koń kulał
trochę i nie chciała go forsować dopóki schorzenie nie ustąpi.
Lord Londry obiecał zatem w niedzielę posłać swój samo­
chód do Seattle, aby przywieziono damy. Lady Seattle posia­
dała bowiem tylko lekki powozik nadający się do przejażdżek
upalnym latem.
Gdy Vivian w niedzielne popołudnie stanęła przy oknie,
ujrzała nadjeżdżający akurat samochód. Tego ranka, gdy
przyszła poczta, lord Londry z dziwnym pośpiechem schował
do kieszeni jeden z zaadresowanych do niego listów. Po
śniadaniu, gdy Percy z Vivian udali się konno na przejażdżkę,
lord udał się do swojego gabinetu i natychmiast otworzył ową
102
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
przesyłkę, na kopercie której widniał znak jego adwokata.
W liście tym znajdowało się także inne pismo skierowane do
Reginalda Gordona.
Drżącymi rękoma otworzył list Vivian Bruns, który dziewczyna
napisała przed kilkoma dniami. Wyraz jego twarzy zmieniał
się przy tym kilka razy, a gdy skończył czytanie, powstał
szybko i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
Po chwili przeczytał list jeszcze raz i pogłaskał go ze wstrze­
mięźliwą czułością.
Z niepokojem czekał na powrót Percyego i Vivian ponieważ
palił się, aby pokazać pismo kuzynowi i wysłuchać jego opinii.
Nareszcie ujrzał jak wracają. Odczekał aż Vivian wejdzie do
domu, potem otworzył okno i dał znak Percyemu.
Gdy ten wszedł lord podszedł do niego zdenerwowany.
- Co się stało Reginaldzie?
Lord wskazał na fotel i wziął list Vivian do ręki.
-
Spójrz, pismo Vivian do pana Gordona.
Percy spojrzał z zainteresowaniem.
„Panie Gordon nie otrzymałam odpowiedzi na mój list, w
którym prosiłam Pana, aby podał mi Pan sumę zapomogi,
jaką wypłacał Pan latami mojemu opiekunowi, gdyż chcia­
łabym tę sumę spłacić. Bardzo prawdopodobne, że mogłam
tym pana zranić lub zasmucić, gdyż być może chciał Pan w
ten sposób odpokutować winę, która na Panu ciąży. Ostatnio
miałam okazję zaobserwować, jak bardzo cierpi człowiek,
którego bardzo cenię, nie mogąc naprawić wyrządzonego
niegdyś zła. Zaczęłam się zastanawiać, czy zaspokajając
moją dumę nie byłam w stosunku do pana bezlitosna. Piszę
103
HEDWIG COURTHS-MAHLER
do Pana dlatego że niczego sobie bardziej nie życzę, niż aby
mógł Pan pozbyć się poczucia winy. Ponieważ jednak jestem
jaka jestem, duma nie pozwala mi ugiąć się na tyle, aby
zgodzić się na przyjęcie od Pana pieniędzy.
Proszę zatem, aby pomógł Pan sobie i mnie i wymienił sumę,
którą wypłacał Pan mojemu opiekunowi i pozwolił mi przez­
naczyć ją na cele dobroczynne. W tej chwili mam nadzwyczaj
korzystne zlecenie i być może będę mogła coś zaoszczędzić
i wysłać, ponieważ - nie umiem tego inaczej określić -
zobowiązanie wobec Pana ciąży na mym sumieniu. Proszę o
odpowiedź, jak wysokie są moje zobowiązania i czy zgadza
się Pan na moją propozycję. Jeśli uczyni Pan to, wówczas
winę Pana wobec mojej matki i mnie uznam za niebyłą. Wiem,
że moja matka postąpiłaby tak samo. Mój obecny adres:
Londry Castle, Maidstone. Potem nie będę już Pana nie­
pokoiła:
Życzę Panu wszystkiego dobrego
Vivian Bruns"
Percy spojrzał rozpromieniony na lorda.
-
Czy nie jest to wspaniałe z jej strony?
Ten, mocno poruszony przytaknął.
- Wyobrażasz sobie, jak bardzo mnie to wzruszyło! Nie jest
już moim wrogiem! Ostatnio mówiłem z nią o moim poczuciu
winy. Odnosiła się do mnie w sposób pełen współczucia i
próbowała mnie pocieszyć. Oczywiście nie przypuszczała, że
czuję się winny w stosunku do niej. Sprowokowało ją to do
rewizji własnego zachowania, nie chciała, aby z jej powodu
jakiś człowiek miał wyrzuty sumienia. Z drugiej strony jej
104
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
duma nie pozwala na przyjęcie „przywłaszczonych sum",
szuka teraz sposobu godnego ich ulokowania. Pomyśl tylko
Percy - będzie rok pracowała, aby zgromadzić tę kwotę i nie
przypuszcza nawet, że suma ta jest tak wielka, że nigdy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl