[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czuła się tak, jakby ją ktoś uderzył obuchem. Odłożyła słuchawkę, nie
żegnając się z ciotką. Poczuła straszliwą pustkę.
Stała nieruchomo z aparatem w ręku. Poczuła ogromną złość i żal... No i
dobrze! Niech sobie jedzie choćby na koniec świata! Tak będzie najlepiej,
pomyślała, a po policzkach spłynęło jej kilka łez. Przecież przez cały czas
wiedziała, że głupotą jest stawianie na stałość uczuć i zamiarów Kaela.
Wszystko będzie dobrze, pocieszała się. Sama dam sobie
radę z Travisem. Przez siedem lat było im dobrze bez Kaela, będzie
dobrze przez następne choćby siedemdziesiąt.
A w ogóle, to kto potrzebuje takich jak on? Ja potrzebuję, odezwał się w
niej jakiś głos. Wróciła z aparatem do szpitalnego pokoju i opadła na fotel
przy łóżku śpiącego Travisa. Zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła cicho łkać.
Czuła się słaba i okropnie samotna.
- Kael... - szeptała. - Dlaczego to zrobiłeś, Kael? Mnie i własnemu
synowi...
Kael jechał przez resztę nocy. Wschodzące słońce zaróżowiło horyzont,
gdy zbliżał się do granicy stanu. Miał przed sobą jeszcze bardzo długą
drogę. Randy Howard dał mu adres wybitnego chirurga ortopedy w Kansas
City, tego samego, który z powodzeniem operował Tuga Jenningsa.
Jedynym celem Kaela było dotrzeć teraz do tego lekarza i zrobić operację
kolana. Ale przez cały czas myślał o Daisy. O pięknej, upartej, twardej
Daisy Carmody, jego żonie...
Nie zasługiwał na taką kobietę, nie zasługiwał ani przedtem, ani teraz. I
dlatego najlepiej o niej zapomnieć. %7łeby mu jeszcze ktoś poradził, jak to
zrobić...
Jaka ona jest wspaniała, myślał. Zaczęła mu ufać... Zaufała, oddając mu
siebie... I co? Zdradził jej zaufanie.
Stanął na parkingu przydrożnej restauracji szybkiej obsługi, żeby zjeść
śniadanie. Zgasił silnik. Pozostał jednak w wozie, patrząc tępo na kelnerkę.
Dolewała właśnie kawy dwóm policjantom, którzy zatrzymali się przed
lokalem. Dochodziły do niego restauracyjne zapachy, odbierając apetyt na
cokolwiek.
Opuścił głowę na kierownicę i wpatrzył się w swą okaleczoną nogę.
Palcami lekko pomacał kolano. Czy naprawdę chce się poddać ryzykownej
operacji tylko po to, by móc dosiąść grzbietu byka? No i ewentualnie
znowu któregoś dnia spaść i na dobre zgruchotać sobie kończynę? I czego
chce dowieść, zdobywając kolejne mistrzostwo? Swojej męskości?
Męskość udowadnia się innymi sposobami. Dosiadanie w tym celu byka
jest głupotą. Nie dowodzi męskości, ale właśnie braku inteligencji tego, kto
się na to decyduje. Ileż razy to sobie powtarzał!
Nie, nie chce operacji! Chce czym prędzej wrócić do szpitala, by być z
Daisy i przebywającym tam Travisem!
Daisy miała rację: był przez cały czas nieodpowiedzialnym
szczeniakiem, który bawi się w kowboja. No i co, Kael, zapytał siebie w
duchu. Będziesz stale uciekał od życia, czy je wreszcie zaakceptujesz
takim, jakie jest?
Zdecydował! Uruchomił silnik i wyjechał z parkingu, ruszając ku
swemu przeznaczeniu.
- Patrz, mamo! - zawołał Travis. - Podjeżdża jakiś samochód. ..
Daisy podniosła głowę. Siedziała z Travisem na polu graniczącym z
farmą Carmodych i zlizywała z palców miód. Gdy tylko wróciła z synem
ze szpitala, zajęła się pszczołami. Dom, Travis, ciotka Peavy i Pszczela
Farma - to był i pozostanie jej świat. I w tym świecie musi znalezć
satysfakcję. Z powodu pożaru tegoroczne zbiory będą słabe, ale
perspektywy na następny rok wydawały się doskonałe. Dzięki pomocy
finansowej Kaela przybyło sporo uli.
W czasie pracy Travis poprosił Daisy o kawałek plastra.
Niepotrzebnie się zgodziła i chłopiec od stóp do głów umazał się lepką
słodyczą, a przy okazji i Daisy miała miód na palcach.
Travis nie odczuwał żadnych konsekwencji nieszczęśliwego upadku z
grzbietu Ferdinanda. Nie doznał na szczęście żadnych urazów i lekarze
pozwolili mu po tej jednej nocy wrócić do domu. Po południu poszedł z
Daisy do pasieki. Wiele razy zapytywał o ojca. Daisy nie miała odwagi
powiedzieć małemu, że Kael już nigdy nie wróci...
- Mamo, ten samochód podjechał pod nasz dom. To furgonetka! -
Chłopiec wdrapał się na graniczny drewniany płot, aby lepiej widzieć.
- Uważaj, żebyś nie spadł! - wykrzyknęła przerażona Daisy.
- Mamo, to tata! - wykrzyknął podniecony Travis.
- To niemożliwe, kochanie. Kael wyjechał, żeby poddać się operacji
kolana w szpitalu w Kansas City.
- Wcale nie, bo jest tu!
Daisy zerwała się i spojrzała w kierunku domu. Zobaczyła furgonetkę i
mężczyznę, który właśnie z niej wysiadł, a potem ruszył w kierunku
pasieki. Gdy się zbliżył, stanął na chwilę, a następnie z okrzykiem radości
rzucił się ku Travisowi, pochwycił go i podniósł wysoko do góry.
Radosne piski Trayisa wypełniły powietrze. Kael odstawił syna na
ziemię i wolnym krokiem podszedł do Daisy.
- Daisy!
- Kael...!
Patrzyli na siebie, gotowi paść sobie w ramiona, ale czekając na jakiś
sygnał z drugiej strony.
- Wiesz co, tato? Kiedy spadłem z tego Ferdinanda, to mnie rozbolała
głowa - powiedział Travis, podchodząc do nich. - I wtedy postanowiłem, że
nie chcę być kowbojem na rodeo.
- Bardzo się cieszę, synu. Ja też to postanowiłem. I dlatego nie będę
robił żadnej operacji. I muszę ci powiedzieć jeszcze jedno... - Kael
przykucnął przed synem i położył mu dłonie na ramionach. - Ja naprawdę
jestem twoim ojcem. Najprawdziwszym!
- Ja to wiem - odparł poważnie Travis.
- Ty wiesz?
Kael pytająco spojrzał na Daisy. Czyżby powiedziała chłopcu? Daisy
tylko wzruszyła ramionami.
- Tak, ja wiem. Ja to czuję... tak jakoś...
Kael przytulił do siebie Travisa, a potem wstał i wolną ręką przygarnął
Daisy.
Stali tak przez chwilę w trójkę. Daisy położyła głowę na piersi męża.
Wreszcie była spokojna o przyszłość. Stanowili prawdziwą rodzinę. Miała
wspaniałego syna i cudownego męża, o którym marzą wszystkie kobiety.
- Dziękuję ci, Kael - szepnęła. - Za wszystko. Za to, że jesteś. Za to, że
mnie kochasz. Za to, że z naszego syna w tak krótkim czasie zrobiłeś
innego człowieka. Travis przestał kryć się po kątach, wyszedł ze skorupy.
Rozmawia, śmieje się, zawiera przyjaznie..,
- Nigdy, przenigdy was już nie opuszczę - odparł.
Trzymając się za ręce, poszli w kierunku domu, na którego
ganku czekała na nich rozpromieniona ciotka Peavy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]