[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie usiadÅ‚a przy stoliku. SpodziewaÅ‚ siÄ™, że on bÄ™dzie nastÄ™p­
ny. Ledwo przeszła, owionął go zapach jej perfum. Nie miał
odwagi spojrzeć w dół, ale był pewien, że jego męskość też
na to zareagowała.
- Zapamiętasz ją, jak ją następny raz zobaczysz.
Grant zmrużył oczy, patrząc na bankiera, którego twarz
była równie okrągła jak jego ciało.
- O czym ty mówisz? - spytał Grant, siadając.
- O tym, jak na nią patrzyłeś. O co chodzi? Znasz ją czy co?
- TrochÄ™.
Les spojrzał na Granta z niedowierzaniem.
- No to mógłbyś poznać lepiej, przyjacielu.
- A jeżeli nie chcę?
Les roześmiał się.
- Wyglądasz, jakbyś chciał ją jeść łyżką.
- Przyznaję, jest na czym oko zawiesić, a ja jeszcze nie
umarłem. I co?
Grant świadomie nie dokończył pytania.
- Dawno cię nie widziałem z żadną kobietą ani nawet nie
słyszałem, żebyś o jakiejś mówił. A w ogóle to kim ona jest?
- spytał Les. - I co tu robi?
- To jest Kelly, kuzynka Ruth.
- O, to już Kelly.
Grant spojrzał na przyjaciela ze złością.
- Idz do diabła.
- Hej, nie dziwię ci się, że tak się jej przyglądałeś. Jest
rewelacyjna. Nie spodziewaÅ‚byÅ› siÄ™ spotkać kogoÅ› takie­
go w tym miejscu, mimo że jak na Lane jest to elegancki
lokal.
- Ruth miała problemy i ona ją zastępuje.
- Udało się.
Grant nie odezwaÅ‚ siÄ™, tylko obserwowaÅ‚, jak Kelly po­
daje kawę i ciastka do stolika naprzeciw nich. Dziś miała na
sobie czarne dżinsy biodrówki, szeroki pasek i czarny golf.
Z jej uszu zwisały błyszczące kolczyki. Les miał rację. Była
rewelacyjna, zwÅ‚aszcza dzisiaj. Ubranie podkreÅ›laÅ‚o wszyst­
kie jej zalety.
Odwrócił wzrok, żeby nie zauważyła, z jakim pożądaniem
na nią patrzy. Rozmowa między nim a Lesem zatrzymała się
i w tym momencie Kelly pojawiła się przy ich stoliku.
- Dzień dobry - powiedziała lekko ochrypłym głosem.
Grant podniósÅ‚ wzrok i na uÅ‚amek sekundy ich spojrze­
nia znów się spotkały.
- Dzień dobry.
- KawÄ™?
- Jak najmocniejszÄ….
- Kelly skinęła głową.
- Zaraz przyniosÄ™.
Kiedy już ich obsłużyła i odeszła, Les znów zachichotał.
- MuszÄ™ znowu zapytać, co jest miÄ™dzy wami. Zauważy­
łem, że i ona na ciebie patrzyła. Coś jest, ale jeśli nie chcesz
powiedzieć, to w porządku.
- Dziękuję - skwitował Grant kpiąco.
Les po prostu wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- A w ogóle to ona jest adwokatem.
Uśmiech znikł z jego twarzy.
- Ona? Adwokatem?
- Powiedziałem ci przecież.
- Więc dlaczego tu jest?
- To już zupełnie inna historia i nie twój interes.
- NaprawdÄ™?
-Tak.
- A ty się postarałeś, żeby był twój.
Grant omal nie rzucił soczystą wiązanką.
- Ty chyba nie wiesz, kiedy się zamknąć.
- Nie.
- Ma mi pomóc, żeby uchylono ten zakaz sądowy, bo Matt
jest za granicÄ…. Zadowolony?
- W zupełności. Nawiasem mówiąc, zawsze uważałem, że
Matt nie jest wart tych pieniędzy, które mu płacisz.
Grant zignorowaÅ‚ komentarz Lesa dotyczÄ…cy jego adwo­
kata. Najważniejsze teraz było, żeby mógł jak najprędzej wy-
sÅ‚ać ludzi do pracy i uruchomić sprzÄ™t. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że Kel­
ly uda się to załatwić. Kusiło go, żeby zapytać, czy zaczęła
już prace nad jego sprawą, chociaż wiedział, że zapewne nie.
Rozmawiali o tym przecież zaledwie poprzedniego wieczoru,
ale on był bardzo niecierpliwy.
Każda zmarnowana sekunda kosztowała go pieniądze.
Może bÄ™dzie mogÅ‚a zacząć dziÅ› wieczorem? Nie miaÅ‚ zamia­
ru zawracać jej głowy w domu, chociaż bardzo chciał. A to
chcenie wcale nie miało związku ze sprawą.
- A coś już dla ciebie zrobiła? - spytał Les.
- Nie, jestem pewien, że jeszcze nie.
- To niech się przestanie obijać.
Grant zmarszczył brwi i już chciał odpowiedzieć, kiedy
pojawiła się Kelly z pełnym dzbankiem kawy. Znów poczuł,
jak mu serce wali, bo stanęła obok niego. Do diabÅ‚a, musi za­
panować nad swoim libido i emocjami.
- Dolać? - spytała, patrząc gdzieś między nimi.
- Nie, dziękuję - odpowiedział Les. - Może pózniej.
Skinęła głową i odeszła. Grant nie mógł się powstrzymać
przed obserwowaniem ruchu jej ksztaÅ‚tnego tyÅ‚eczka. Naj­
chętniej złapałby ją teraz, obrócił do siebie i mocno ucałował
te pełne, wilgotne usta.
Całą siłą woli zmusił się do zwrócenia uwagi na inne sprawy.
- Wciąż trzymasz moją stronę w sprawie pieniędzy? -
upewnił się Grant.
- Będę zwlekał jak długo się da - obiecał Les. - Ale inne
zainteresowane strony nie będą takie wyrozumiałe, jeśli całe
to zamieszanie dłużej potrwa.
- Rozumiem. - Grant poczuł pieczenie w żołądku, które
zle wróżyÅ‚o. - Dlatego cieszÄ™ siÄ™, że rozmawiamy. MuszÄ™ in­
formować Kelly na bieżąco, jak sprawy stoją.
Porozmawiali o interesach jeszcze chwilÄ™, po czym Les
skończył kawę i wyszedł. Grant podszedł do baru i usiadł na
wysokim stoÅ‚ku. Kelly staÅ‚a plecami do niego, ale gdy siÄ™ zo­
rientowała, że ktoś jej się przygląda, odwróciła się. Jej twarz
i oczy były jakby spowite welonem, tak zupełnie nie dawało
się z nich nic wyczytać.
- ChciaÅ‚em siÄ™ pożegnać i poprosić o telefon, gdy już bÄ™­
dziesz coś wiedziała.
Uśmiechnęła się słabo.
- Oczywiście.
Ich spojrzenia spotkaÅ‚y siÄ™ na dÅ‚użej, po czym wstaÅ‚ i wy­
szedł. Jego uczucia tak go przeraziły, że klął całą drogę do
swej ciężarówki.
ROZDZIAA SZÓSTY
Po sprawdzeniu na komputerze Ruth różnych prawni­
czych bibliotek w poszukiwaniu spraw podobnych do spra­
wy Granta Kelly postanowiÅ‚a udać siÄ™ do siedziby sÄ…du hrab­
stwa. Wellington, stolica hrabstwa, leżała jakieś trzydzieści
kilometrów od Lane.
NastÄ™pnego dnia, gdy kawiarnia byÅ‚a zamkniÄ™ta dla klien­
tów, podjechaÅ‚a do sÄ…du i zÅ‚ożyÅ‚a wniosek o uchylenie za­
kazu sądowego, aby Grant jak najprędzej mógł wrócić do
swoich prac.
Nie była pewna, co się wydarzy. Jeśli Larry Ross był z tych
okolic, sędzia Winston mógł raczej rozszerzyć zakaz, niż go
uchylić, ponieważ w takich maÅ‚ych miasteczkach zawsze li­
czyły się stare układy i znajomości. Nie było to sprawiedliwe,
ale już dawno siÄ™ przekonaÅ‚a, że amerykaÅ„ski system praw­
ny jest bardzo dziurawy. Mimo to byÅ‚ i tak najlepszy i naj­
bardziej sprawiedliwy na świecie i była dumna, że ma w nim
swój udział.
Gdy wróciÅ‚a do Lane i chciaÅ‚a siÄ™ zatrzymać na podjez­
dzie do domu Ruth, zahamowała nagle.
Przed domem staÅ‚a jego ciężarówka. Przez chwilÄ™ siedzia­
Å‚a bez ruchu, z trudem oddychajÄ…c. W koÅ„cu doszÅ‚a do sie­
bie. Dlaczego Grant tak na nią działał? Przez niego myślała
i zachowywała się zupełnie jak nie ona.
Mimo tego zauroczenia Kelly trwała w przekonaniu, że
nie zaangażuje się w związek z żadnym mężczyzną. Cena
była zbyt wysoka. Wystarczy przyjazń.
Dopóki nie poznała Granta.
OczywiÅ›cie doprowadzaÅ‚ jÄ… do szaÅ‚u tymi swoimi mÄ™ski­
mi szowinistycznymi tekstami i tym pewnym siebie krokiem.
Ale nie dosyć, że dziÄ™ki niemu odzyskaÅ‚a Å›wiadomość swo­
jego ciała, to odżyły w niej pragnienia, o których sądziła, że
dawno już umarły. Jak bardzo się myliła! Najważniejsze było,
żeby im siÄ™ nie poddać, zachować silnÄ… wolÄ™ i zdrowy rozsÄ…­
dek. Zawsze uważała, że ma jedno i drugie.
Teraz, widząc go przed domem, będzie mogła się sprawdzić.
Ręce i nogi jej drżały, gdy wysiadała z samochodu. Grant
spotkał ją w pół drogi. Wyraz jego twarzy przypominał
chmurÄ™ gradowÄ…, jak wtedy gdy mówiÅ‚ o Larrym Rosie. Na­
stawiła się na złą wiadomość.
- Gdzie byłaś? - spytał ostro.
Kelly zdumiała się tym nagłym atakiem i jednocześnie
ogarnęła ją niepohamowana złość.
- SÅ‚ucham?
- Słyszałaś.
Straciła panowanie.
- Jak śmiesz tak się do mnie odzywać!
- Jak śmiesz tak znikać.
- Słuchaj - odpaliła. - Nie muszę ci się opowiadać.
Grant mruknął coś głupiego pod nosem i potarł kark,
jakby chciał dać sobie czas na uspokojenie.
- Nie chciałem cię atakować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl