[ Pobierz całość w formacie PDF ]
speracko usłyszeć znowu to ciepło w jego głosie. Ale on
był już z powrotem dawnym Elliotem.
- %7łycie uczuciowe układa się gładko, jak mniemam?
- zapytał z sarkazmem.
- Kwitnąco - odparowała i nie widząc powodu, dla
którego miałby to być ruch jednokierunkowy, zapytała:
- A pańskie?
- Mam za mało snu - odparł. I na tym zakończyła się
ta rozmowa.
Następne dziesięć minut Kate spędziła w toalecie,
przeżywając jeszcze raz każde jego słowo. Na próżno
próbowała się pozbierać, była zupełnie rozbita. Nienawi
dziła się za to, że była wobec niego taka chłodna. Z jego
tonu wynikało, że ucieszył się, słysząc jej głos, tego była
pewna. Gdyby nie była taka pamiętliwa, gdyby... Wró
ciła do swego biurka i nagle coś sobie uświadomiła. El
liot odłożył słuchawkę nie powiedziawszy jej, po co
telefonował! To było do niego niepodobne! Nie należał
do tych, co marnujÄ… cenny czas na niepotrzebne telefony.
Nie chciało jej się wierzyć, że Elliot ze swą legendarną
pamięcią, usłyszawszy jej głos, zapomniał, po co dzwo-
126 TAK BLISKO, TAK DALEKO
nił! I nagle dotarła do niej bolesna prawda. Elliot już jej
nie ufał. Nie otrząsnęła się jeszcze z uczucia przykrości
jakie ją ogarnęło, kiedy wróciła Gail.
- Jak było? - spytała Kate, wynurzając się z głębin
rozpaczy.
- Mój dentysta to czarodziej. - Gail uśmiechnęła się.
- Wystawił tylko głowę z gabinetu i powiedział: Proszę
wejść, pani Turner", a ja zmieniłam się od razu w pięcio
letniÄ… dziewczynkÄ™.
Kate roześmiała się, ale było jej raczej do płaczu.
Przez resztę czasu spędzonego w Quantrell Industries
bała się już odbierać telefony. Zdawała sobie sprawę, że
jest śmieszna, bo oddałaby przecież wszystko, byle tylko
Elliot zadzwonił i poprosił ją o zapisanie jakiejś poufnej
wiadomości. Ale wiedziała, że on tego nie uczyni. Nie
uważał jej już za pracownika swojej firmy. Dużo ją to
kosztowało, ale w końcu pogodziła się z faktem, że El
liot już jej nie ufa. Z ulgą powitała ostatni piątek. Wyszła
po raz ostatni z budynku Quantrell Industries, szczerze
żałując, że zgodziła się tu wrócić.
W sobotę podjęła którąś już z rzędu próbę pozbierania
się. Kupiła bez entuzjazmu gazetę, ale nie potrafiła wy
krzesać z siebie chęci do studiowania ogłoszeń o wol
nych miejscach pracy. Wieczorem położyła się do łóżka,
obiecując sobie, że rano wezmie się w garść, jeśli to rano
kiedykolwiek nadejdzie.
Nie spała jeszcze, kiedy o drugiej w nocy zadzwonił
telefon. Zwlokła się z łóżka. %7ładna cywilizowana osoba
nie dzwoni o tak nieludzkiej godzinie, żeby pogawędzić.
Pomyślała sobie, że to pewnie jakiś żartowniś wybrał na
chybił trafił jej numer. Podniosła sennie słuchawkę i na
tychmiast otrzezwiała.
TAK BLISKO, TAK DALEKO 127
- Czy zechciałaby pani łaskawie wyjechać po mnie
na lotnisko? - odezwał się burkliwy głos Elliota. Kate
musiała odczekać chwilę, by znalezć ton, który nie zdra
dziłby, jak szybko wali jej serce.
- Czy wie pan, która godzina? - spytała w końcu
chłodno.
- W Nowym Jorku była zła pogoda i mój lot się
opóznił - odparł tonem sugerującym, że według niego to
dostateczne wyjaśnienie, dlaczego wyciąga ją z łóżka o
drugiej nad ranem.
- Współczuję! - wycedziła, przywołując na pomoc
cały upór, jaki jej jeszcze pozostał.
- Nie przyjedzie pani? - spytał Elliot nieswoim ma
towym głosem.
- Powiem krótko,' Elliocie Quantrell - wycedziła
przez zaciśnięte zęby. - Może pan złapać sobie...
- Kate - przerwał jej i do matowości jego tonu dołą
czyła dziwna nutka napięcia. - Kate - powtórzył, a po
tem wyrzucił z siebie: - Potrzebuję cię, Kate.
Azy napłynęły jej do oczu. Odłożyła cicho słuchawkę.
Och, gdyby to była prawda. Wróciła do łóżka, ale o
zaśnięciu nie było już mowy. Elliot wcale jej nie potrze
bował, jemu było tylko potrzeba kierowcy. Co on sobie
w ogóle wyobraża, dzwoniąc do niej w środku nocy?
Siedziała tak przez pół godziny, próbując zagłuszyć
w sobie zew serca i klnąc Elliota za jego arogancję, która
każe mu oczekiwać, że ona, nie oglądając się na porę,
wyskoczy z ciepłego łóżka i pobiegnie odebrać go z lot
niska...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]