[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poplamione trawą. Pomimo błota i panującej dookoła wilgoci, na nóżkach Fle-
cika zawsze widać było te zielonkawe plamy. Mała cicho podeszła do Sephrenii
i spojrzała na nią pytająco.
Sephrenia przemówiła do niej w nieznanym, styrickim dialekcie.
Flecik skinęła główką.
 Nic tu po was.  Sephrenia zwróciła się do Sparhawka i Ulatha.  W tej
chwili jedynie zawadzacie.
 Poczekamy na zewnątrz  powiedział Sparhawk, upokorzony nieco jej
tonem i sposobem, w jaki ich wyprosiła.
 Będę wam za to wdzięczna.
Obaj rycerze opuścili namiot.
 Potrafi być bardzo zasadnicza, prawda?  mruknął Ulath.
 Wtedy, gdy ma myśli zaprzątnięte czymś ważnym.
 Czy zawsze tak traktowała was, pandionitów?
 Tak. Zawsze.
Z namiotu dobiegł ich dzwięk fujarki Flecika. Melodia, choć nie była dokład-
nie taka sama, bardzo przypominała tę, którą dziewczynka uśpiła czujność szpie-
gów pod siedzibą zakonu w Cimmurze i żołnierzy w porcie Vardenais. Po chwili
odezwała się Sephrenia, deklamując dzwięcznym głosem po styricku. Nagle na-
miot wypełnił się osobliwym, złocistym światłem.
 Nigdy nie słyszałem tego zaklęcia  przyznał Ulath.
 Uczą nas jedynie podstaw  rzekł Sparhawk  i nie zdajemy sobie nawet
sprawy, że poza tym istnieje całe królestwo styrickiej magii. Niektóre zaklęcia są
za trudne, a inne zbyt niebezpieczne.  Odwrócił się i zawołał nieco głośniej: 
Talenie!
Młody złodziej wysunął głowę z jednego z namiotów.
 Co?  spytał obojętnie.
 Chodz tu. Chcę z tobą pomówić.
 Nie możesz zrobić tego w namiocie? Na zewnątrz jest mokro.
Sparhawk westchnął.
 Chodz tu, Talenie  powtórzył.  Nie dyskutuj za każdym razem, gdy cię
o coś poproszę.
122
Chłopiec wyszedł z namiotu mamrocząc coś pod nosem i ostrożnie zbliżył się
do Sparhawka.
 Znowu napytałem sobie biedy?
 Nie, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Powiedziałeś, że gospodarz, od
którego kupiłeś wóz, nazywał się Wat?
 Tak.
 Jak daleko stąd do jego gospodarstwa?
 Kilka lig.
 Jak on wygląda?
 Patrzy każdym okiem w inną stronę. Jestem dzieckiem, dostojny panie,
a przynajmniej ludzie myślą, że nim jestem. Dorosłym wydaje się, że nie muszą
dzieciom o niczym mówić. Odkryłem, że jeżeli rzeczywiście chcę coś wiedzieć,
to muszę sam się tego dowiedzieć.
 Trafił w sedno, panie Sparhawku  mruknął Ulath.
 Idz po swój płaszcz  rzekł Sparhawk do chłopca.  Za chwilę pojedzie-
my złożyć wizytę temu drapiącemu się gospodarzowi.
Talen rozejrzał się po zalanym deszczem polu i westchnął.
Dobiegający z namiotu dzwięk fujarki urwał się nagle, a Sephrenia zakończyła
swą recytację.
 Ciekawe, czy to dobry, czy zły znak  powiedział Ulath.
Czekali w napięciu. Po chwili czarodziejka wyjrzała na zewnątrz.
 Moi drodzy, chyba teraz będzie już wszystko dobrze. Wejdzcie i porozma-
wiajcie z nim. Nabiorę pewności, gdy usłyszę, jak odpowiada.
Tynian siedział wsparty na poduszce. Twarz nadal miał poszarzałą, ręce mu
drżały. Jego oczy jednak patrzyły rozumnie, chociaż wciąż wyzierał z nich strach.
 Jak się czujesz?  zapytał Sparhawk, starając się, by jego głos nie zdradzał
niepokoju.
 Jeżeli koniecznie chcesz znać prawdę, dostojny panie  Tynian uśmiech-
nął się słabo  to czuję się tak, jakby mnie przenicowano, a potem znowu wy-
wrócono na prawą stronę. Czy udało wam się zabić tego potwora?
 Pan Sparhawk przepędził go swoją włócznią  odezwał się Ulath.
Tynian spojrzał z przerażeniem.
 A więc może powrócić?
 Nie  mruknął Ulath.  Zapadł się z powrotem do kurhanu i przysypał
ziemią.
 Dzięki Bogu!  Tynian odetchnął z ulgą.
 Powinieneś teraz zasnąć  powiedziała Sephrenia.  Porozmawiamy póz-
niej.
Tynian posłusznie się położył. Sephrenia przykryła go kocem, skinęła na Spar-
hawka i Ulatha i wyprowadziła ich na zewnątrz.
123
 Myślę, że wyzdrowieje  rzekła.  Od razu poczułam się lepiej, gdy
ujrzałam jego uśmiech. To trochę potrwa, ale przynajmniej jest poprawa.
 Pojadę z Talenem do tego gospodarza  oznajmił Sparhawk.  Zdaje się,
że o nim właśnie mówił starzec w zajezdzie. Może podsunie nam jakiś pomysł na
to, dokąd mamy się teraz udać.
 Chyba warto spróbować  powiedział Ulath z powątpiewaniem.  Ja
i Kurik dopilnujemy wszystkiego w obozie.
Sparhawk skinął głową i wszedł do namiotu, który dotychczas dzielił z Kalte-
nem. Zdjął zbroję i przywdział kolczugę oraz solidne, wełniane nogawice. Przy-
pasał miecz i narzucił szary podróżny płaszcz z kapturem. Następnie podszedł do
ogniska.
 Chodz, Talenie!  zawołał.
Chłopiec wyłonił się z namiotu. Na twarzy miał wyraz rezygnacji. Okręcił się
szczelnie swoim nadal wilgotnym płaszczem.
 Zdaje się, że nie odwiodę cię od tego pomysłu, dostojny panie  powie-
dział.
 Nie.
 Mam więc nadzieję, że gospodarz nie zaglądał jeszcze na swoje podwórze.
Brak drewna na opał mógłby go trochę zdenerwować.
 Jeżeli będzie trzeba, zapłacę za nie.
Talen drgnął.
 A ja zadałem sobie tyle trudu, by je ukraść!  jęknął.  Dostojny panie,
to poniżające. Wręcz niemoralne!
Sparhawk spojrzał na niego z zainteresowaniem.
 Pewnego dnia będziesz musiał zapoznać mnie z zasadami złodziejskiej mo-
ralności  powiedział.
 To naprawdę bardzo proste. Pierwsza zasada brzmi:  Nie płać za nic .
 Spodziewałem się czegoś takiego. Jedzmy.
Niebo na zachodzie zdecydowanie się przejaśniało, gdy Sparhawk i Talen ru-
szyli w kierunku jeziora. Deszcz kropił tylko od czasu do czasu. Poprawa pogody
napełniła serce Sparhawka otuchą. A był to czas zmartwień. Niepewność co do
słuszności obranej drogi nie opuszczała rycerza odkąd wyjechał z Cimmury, a te-
raz zdawała się znajdować swoje uzasadnienie. Lecz właśnie przekonanie o tym,
że obrali złą drogę, było dla niego jeszcze mocniejszym bodzcem, aby zacząć
wszystko od początku. Sparhawk ze stoickim spokojem pogodził się z chwilową
porażką i jechał dalej, ku rozjaśniającemu się niebu.
Dom Wata pobudowany został w małej kotlince. Gospodarstwo nie sprawia-
ło najlepszego wrażenia. Otaczała je wysoka palisada, osłaniająca od wiejących
tu zwykle wiatrów. Dom, w połowie drewniany, w połowie kamienny, był po-
kryty marną strzechą i przypominał ruinę. Podwórze znajdowało się w jeszcze
124
gorszym stanie, uderzał panujący na nim okropny nieporządek. Połamany wóz le-
żał w błocie, wszędzie walały się zardzewiałe narzędzia, porzucone przez gospo-
darza. Mokre, nastroszone kurczaki grzebały bez większej nadziei w rozmiękłej
ziemi, w pobliżu schodów wiodących do domu tarzała się czarnobiała świnia.
 Niezbyt tu ładnie, co?  zauważył Talen, gdy wjechali za ogrodzenie.
 Widziałem piwnicę, w której mieszkałeś w Cimmurze  rzekł Sparhawk.
 Nie powiedziałbym, aby było tam czyściej.
 Ale przynajmniej nie była wystawiona na widok publiczny. A ten dom
szpeci całą okolicę.
Z zabudowań przyczłapał mężczyzna o zmierzwionej, brudnej czuprynie
i oczach patrzących każde w swoją stronę. Koszulę miał przepasaną sznurkiem
i z roztargnieniem drapał się po brzuchu.
 Czego tu chcecie?  zapytał nieprzyjaznym głosem, po czym kopnął świ-
nię.  Wynoś się, Sophie!
 Rozmawialiśmy w wiosce z pewnym starcem  rzekł Sparhawk, wskazu-
jąc kciukiem za siebie.  Miał siwe włosy, trzęsący się kark i znał sporo starych
opowieści.
 Pewnie mówcie o starym Farsu  domyślił się gospodarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl