[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jasne. Przetrwała próbę czasu. Pomagamy sobie nawzajem. Kiedy
redakcyjna korespondencja spływa opornie, Mary Rose pod przybranym
nazwiskiem pisze do mnie listy, a szef jest przekonany, że mam rzeszę
wiernych czytelników. Ja z kolei staram się wyciągać ją z domu i
przedstawiać fajnym ludziom.
- Chętnie bym poznał tych fajnych ludzi. Kobiety są łatwowierne, więc
czasami wpadają w niewłaściwe towarzystwo i miewają z tego powodu
mnóstwo kłopotów. Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym?
- Oczywiście! Na przykład...
Nim dokończyła myśl, weszli w cień drzewa obrośniętego dzikim
winem i stanęli jak wryci.
- Charlie, co ty tutaj robisz?
Usłyszeli przyjemny dla ucha, gardłowy śmiech. Nim pokazała się
różowawa czupryna, rozpoznali towarzyszkę Charliego.
- Wybaczcie - mruknął Ben i wycofał się natychmiast. Gdy ruszyli w
stronę domu, Maggie powtarzała sobie, że wcale nie jest zawiedziona. Ależ
skąd! Gdyby zachowała choć odrobinę zdrowego rozsądku (w co wątpiła), z
radością uznałaby, że los jej sprzyja. Ben wybuchnął śmiechem.
- Trzeba wprowadzić rezerwację. Mam. na myśli huśtawkę pod
drzewem. Można ją wynajmować na godziny - mruknęła.
Co ty gadasz, kretynko? - pomyślała.
- Świetny pomysł, ale mam jeszcze lepszy. Jedźmy razem do miasta po
zakupy, a przy okazji zjemy tam kolację - zaproponował.
82
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Rozpadało się na serio, gdy byli w połowie drogi do miasta.
Wycieraczki pracowały na najwyższych obrotach. Maggie włączyła światła
przeciwmgielne. W strugach deszczu wolno posuwali się do przodu. Ledwie
widzieli znaki drogowe i tablice informacyjne.
- Ale ulewa - mruknął Ben.
- Raczej potop. Lepiej zwolnij - rzuciła ostrzegawczo Maggie.
Wlekli się w żółwim tempie.
- Nie mamy wyboru - powiedział w końcu Ben. -Trzeba gdzieś
przeczekać. Rozglądaj się za jakimś motelem.
Zajazd „Górskie ustronie" wyglądał jak dobrze zachowany relikt z lat
trzydziestych. W bungalowach było ciemno, ale z okien pomieszczeń
biurowych padało jasne światło.
- Zostań w aucie - polecił, wyskoczył na deszcz i pogna! do drzwi.
W recepcji siedziała kobieta w fartuchu. Na jego widok szybko wstała.
- Panie, ależ leje! Rzeka wystąpiła z brzegów. Zaleje nas jak nic.
Słyszałam w radiu. Mam włączone, choć przez te trzaski ledwie mogę
zrozumieć, co mówią. Szuka pan noclegu?
Kilka minut później Ben wrócił do auta przemoknięty do nitki, ale
roześmiany od ucha do ucha.
- Trzeba się tu przechować. Dostaliśmy piątkę, tam w głębi.
Wkrótce zaparkował przed niewielkim bungalowem z niebieskimi
drzwiami i okiennicami.
- Nie wychodź. Otworzę drzwi.
Wystarczyło kilka chwil w strugach deszczu i oboje ociekali wodą,
ponieważ lało jak z cebra.
- Oby tylko były tam ręczniki - mruknął Ben. Gdy weszli do środka,
natychmiast zajrzał do małej łazienki.
Zakłopotana Maggie rozglądała się po pokoju zdominowanym przez
ogromne łoże przykryte narzutą z kordon-ku. Zamiast standardowej
wykładziny na podłodze z woskowanego drewna leżało kilka stylowych
dywaników.
- Mam wrażenie, że oglądam ilustracje w mojej książce z baśniami -
powiedziała, nadrabiając miną. - Nie wiem tylko, czy to „Złotowłosa", czy
może „Czerwony Kapturek".
83 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl