[ Pobierz całość w formacie PDF ]
namiot i postanowiłem przepędzić noc na brzegu, aby jutro oszczędzić sobie drogi od jaskini
nad morze.
Noc była prześliczna, gwiazdy jaskrawo świeciły, a ja pod namiotem rozciągnąłem się wy-
godnie na materacu. Mając pod głową poduszkę, a przykryty kołdrą, używałem, jak jaki mo-
narcha wschodni.
Przebudziwszy się przed wschodem słońca, postanowiłem wpław popłynąć do okrętu, a to
dlatego, aby zbudować nową tratwę i tym sposobem mieć więcej drzewa. Przy zbijaniu
pierwszej nabrałem wprawy, a morze zupełnie spokojne nie przeszkadzało mi wcale.
Pierwszym więc zatrudnieniem za przybyciem na pokład było wyrzucenie dwóch dużych
belek na wodę, ma się rozumieć przywiązanych sznurami, aby ich fale nie uniosły. Pomiędzy
nie narzucałem łat i desek, i wkrótce tratwa była gotowa.
Przebrałem się zaraz w suknie europejskie, gdyż w moich szatach dawnych było mi za go-
rąco przy tej ciężkiej pracy. Kiedym się przejrzał w lustrze, dziwnego doznałem wrażenia.
Wprawdzie już nieraz przeglądałem się w strumieniu, ale przypadkiem raczej aniżeli z umy-
słu. O, jakżem się przez te siedem lat odmienił. Cera niegdyś delikatna, młodzieńcza zgru-
biała, opalona skóra była podobna do indiańskiej, broda i wąsy okryły twarz, a długie włosy
spadały w nieładzie.
O, mój Robinsonku, jakże się, nieboraku, zestarzałeś, rodzice nie poznaliby cię wcale. Z
młodego chłopca zostałeś dojrzałym mężczyzną, a kłopoty, troski, zmartwienia i niewygody
niemało się do tego przyczyniły.
Wyżaliwszy się tak przez chwilę, powróciłem do pracy, bo już czas przypływu nadchodził
i trzeba było z niego korzystać. Wyładowana tratwa zanurzała się dość głęboko, gdyż kilka
kręgów ołowiu, które wraz z maszynką do lania kul zabrałem, przyczyniły niemało ciężaru.
Płynąc ku brzegowi, rozśmiałem się mimowolnie, patrząc na zapasy broni i amunicji, któ-
rych najwięcej zabrałem. Przestrach był tego powodem. Zdawałoby się, że chcę prowadzić
wojnę z całą ludnością karaibską.
Po południu odbyłem nową podróż. Okręt przez burzę znacznie widać ucierpiał, gdyż dużo
towarów było zepsutych. W składzie na dole było kilka dużych beczek z winem, lecz tak
ciężkich, że ich nie mogłem z miejsca poruszyć. Zresztą, nie uganiałem się wcale za gorącymi
napojami i wziąłem tylko jedną baryłkę wina, ażeby w razie choroby mieć jakiś ratunek.
81
Pomiędzy mnóstwem rzeczy zabrałem łopatkę do węgli, szczypce, pogrzebacz, parę drą-
gów żelaznych. Lecz co mię najbardziej zachwyciło, to kilkanaście łopat, żelazem okutych,
które mi do uprawy roli bardzo się przydać mogły oraz kilkanaście niewielkich radełek, snadz
przeznaczonych do oborywania trzciny cukrowej. Zabrałem także duży miedziany kocioł,
maszynkę do czekolady i żarna nowiuteńkie, dosyć duże, na koniec ruszt wielki i znaczny
zapas wędek rozmaitego gatunku. Już miałem odpływać, kiedy żałosne miauczenie dało się
słyszeć spod pokładu. Zbiegłem na dół po schodach i znalazłem dwa koty wygłodniałe i chu-
de. Rzuciłem im kawał słoniny, którą chciwie pożarły. Wprawdzie zwierzęta te nie były mi na
nic pożyteczne, lecz litość przemogła i zabrałem je na tratwę, czego potem bardzo żałowałem,
bo rozmnożywszy się, robiły mi różne psoty tak, że je musiałem wystrzelać.
Noc przepędziłem znów pod namiotem, uzbrojony pistoletami i strzelbą. Pies leżał przy
moich nogach, nie było więc obawy, aby mię wróg jaki zaszedł niespodziewanie.
Następnego poranka, dopłynąwszy wpław do okrętu, zbudowałem trzecią tratwę. Oprócz
innych użytecznych rzeczy, zabrałem kilka garnków z konfiturami, kilkanaście chustek do
nosa, chustki na szyję, na koniec duży zegar okrętowy. Rewidując wszystko dokładnie, na-
potkałem pod łóżkiem kapitana tajną kryjówkę, w której była znaczna suma pieniędzy.
Cóż mi po was, zawołałem z niechęcią, wszak od siedmiu lat posiadam garść złota, a
dotąd najmniejszego zeń użytku nie miałem. I w samej rzeczy już chciałem pozostawić skarb
nietknięty, ale myśl, że może kiedyś znajdzie się jego właściciel, nakłoniła mnie do zabrania
go.
Policzyłem pieniądze: było 1934 poczwórnych portugalów złotych, 730 gwinei i 4360 pla-
strów srebrnych hiszpańskich. W ogóle cała suma wynosiła przeszło półszósta tysiąca funtów
szterlingów i ważyła przeszło cetnar. Z trudnością wywindowałem szkatułę spod łóżka, ale
pieniądze musiałem rozdzielić, bojąc się na raz spuszczać je na tratwę.
Jednej tylko rzeczy nie dostawało, to jest obuwia. Zaledwie po starannym szukaniu udało
mi się zgromadzić kilka par trzewików, pozostałych po majtkach, i w nie najlepszym będą-
cych stanie. Pończoch za to znalazłem znaczny zapas i parę dobrych perspektyw.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]