[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie wiem - mruknęła.
- To miło mieć Todzinę, prawda?
- Tak - odpowiedziała półszeptem Summer.
Zaskrzypiały drzwi z siatki prowadzące do sypialni. Otworzyła je ciotka
Tine.
- Summer, chere, przynieÅ› mi szklanki po lemoniadzie, zanim muchy
zjedzą Julie. A pózniej będziesz mi potrzebna. Pokroisz cebulę na roux.
Robię gęstą zupę ze strąkami okry.
Summer zerwała się i pobiegła spełnić prośbę ciotki Tine.
Ciotka trzymała drzwi, żeby dziewczynka mogła przejść ze szklankami i
dzbankiem ustawionymi na tacy. Trwało to chwilę, ciotka jednak zdążyła
się uśmiechnąć do Julie. Pokręciła przy tym głową. A potem weszła do
domu.
Julie słyszała ich głosy - cichy pomruk dobiegający z kuchni.
Ciotka Tine była kobietą dobrą i mądrą. Wynajdywała Summer zajęcia nie
tylko po to, żeby dziewczynka jej pomogła, ale także po to, żeby odwrócić
jej uwagę od życiowych problemów. Dla Summer właściwie nie można
było zrobić nic więcej, gdyż Płatka dziewczynki nie kwalifikowała się do
tego, żeby odebrać jej prawa rodzicielskie. Z własnej woli
prawdopodobnie nie zrezygnowaÅ‚a¬by z córki, zresztÄ… nikt by jej pewnie
do tego nie namawiał. Epizod na planie budził niesmak, ale Julie
pomyślała, że może sprawy nie mają się tak zle, jak sugerowała Summer.
Dzieci czasami mówią w gniewie 'rzeczy, których nie mają na myśli, a
Annette zawsze okazywała, że kocha córkę.
Możliwe było też, że Summer identyfikuje się z postacią, którą gra - z
dzieckiem serdecznego i silnego Cajuna, Jean-Pierre'a, dzieckiem
uczącym, się życia na bagnach, w którym budzi się silne poczucie więzi
rodzinnej i społecznej, poczucie, które dają więzy krwi. Nie byłoby w tym
nic dziwnego. Aktorzy starsi i bardziej zrównoważeni niz Summer mieli
czasami trudności z WYfaznym rozgraniczeniem fikcji i rzeczywistości.
Myśląc o tym, o stosunkach między Summer a Reyem i między Jean-
Pierrem a Alice, Julie uświadomiła sobie, ku własnemu zaskoczeniu, że jej
koncepcja tego filmu była całkiem mylna. Uważała bowiem, że jest to film
o dorastaniu, o tym, jak dorastająca dziewczynka uczy się stawać na
własnych nogach i myśleć samodzielnie. To dziecko, które omal nie
straciło życia wskutek tego, że matka i ojciec kochali ją w tak różny
sposób, ma w końcu zmusić oboje rodziców do przewartościowania ich
własnego życia.
Było to w pewien sposób słuszne. Ale Julie zorientowała się, że tak
naprawdę nie jest to film o dojrzewaniu. Była to historia mówiąca o
wzajemnych stosunkach ojca i córki. Mówiła o miłości, która nie
uzależnia, a uczy niezależności. Mówiła o uczuciu, które stymuluje
indywidualny rozwój, a nie żąda powielania własnego obrazu.
W związku z tym zakończenie, które Julie sobie wymyśliła, było błędne.
Alice nie byłaby zdolna do ucieczki ze szpitala. Julie stwierdziła, że sama
nie byłaby zdolna tego zrobić. To oznaczało, że potrzebna była jakaś
decyzja. Lecz tej decyzji nie mogło podjąć dziecko.
To Jean-Pierre powinien podjąć decyzję, to on kochał dziewczynkę
najbardziej, więc powinien się poświęcić. Nie było innego rozwiązania.
Oznaczało to, że scena w szpitalu była sceną kluczową. Nie mogła być
sentymentalna, nie musiała być nawet długa. Powinna natomiast być
piękna i przesycona miłością (maskowaną co prawda szorstkością w
sposobie bycia), no i być może nie pozbawiona szczypty humoru. Powinna
przemówić do serc widzów.
Julie pomyślała, że musi o tym powiedzieć Bullowi. Pomysły
przychodziły jej do głowy szybko. Potrzebny był jej notatnik i długopis.
Musiała to wszystko zapisać, by nie zapomnieć. A potem przepisać to
wszystko na komputerze. I trzeba to było robić szybko, bo przecież
nazajutrz mieli zacZąć krÄ™cić scenÄ™ w szpi¬talu.
Nagle sobie przypomniała: to nie ona robi film, tylko Bull.
A Bull mógł mieć inny pogląd na tę scenę.
Ale nie, musi się z nią zgodzić. Jest przecież jej ojcem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]