[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To możliwe - przyznał Lilliheun. - Myśli pan, że ten Peace jest
też odpowiedzialny za wypadek Harleya?
- Raczej ktoś z jego ludzi. Harley rozpoznałby Daniela.
- W takim razie powinniśmy wezwać policję i pozwolić im
odszukać tego człowieka. Chyba że Radd naprawdę jest związany z
kapitanem Jasonern Fate'em. Bo jeśli tak, to aresztują i jego.
- Nie wolno wam nasyłać policji na nikogo! - krzyknął Fate.
Wstał z krzesła i poszedł do salonu, a obaj panowie za nim. - Nie ma
powodu, żeby ich w to wciągać. Sam sobie poradzę.
- Ale oni o mało nie zabili pana przyjaciela - zauważył
przytomnie Lilliheun. - To samo zrobią panu.
- Jeszcze czego! - zawołał Fate i walnął pięścią w oparcie
krzesła. - To są tchórze i rozniosę ich w pył!
- Tak, ale oni grozili, że zabiją Radda i Fate'a, więc pewnie i pan
znajdzie się w niebezpieczeństwie, jeśli wejdzie im w drogę.
- Czy Radd zna Fate'a, Locksley?
- Oczywiście. Wszyscy w St. Giles znają Fate'a. Ja znam Fate'a.
To nie ma nic do rzeczy.
203
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Zna pan Fate'a? - spytał ostrożnie Lilliheun. - On złamał
Davidowi ramię.
- Na pewno nie czekał pan na cios, prawda, Neilandzie?
Podejrzewam, że rzucił się pan na niego.
- Owszem. A on jednym uderzeniem wytrącił mi szpadę z ręki i
wykręcił ramię tak mocno, że nawet nie wiem, kiedy je złamał.
- Raczej nie chciał panu złamać ramienia - mruknął nieco
zawstydzony. Fate. - On z reguły stara się nie krzywdzić ludzi.
- Tylko ich okrada.
- Tak samo jak prawnicy, bankierzy, arystokracja, ten wasz
książę regent i cały rząd.
Somers wszedł do salonu rezydencji z nieprzeniknioną miną,
choć był szczerze dumny z dzieła, którego dokonał Glasgow.
Przywitały go zachwycone okrzyki lady Wheymore, lady Aurory,
panny Amandy Potts i jej matki. Somers wręczył Camilli małą srebrną
wazę z bukietem złożonym z irysów, niezapominajek, żonkili i
gozdzików. Na tacy leżała wizytówka z zagiętym rogiem.
Oczy Camilli rozbłysły na widok wydrukowanego na niej
nazwiska.
- Prześliczne - uśmiechnęła się. - Proszę natychmiast przysłać tu
pana Locksleya.
Camilla zerknęła znacząco na kamerdynera i obojgu
przypomniała się pierwsza poranna wizyta Fate'a. O mało nie
wybuchnęli śmiechem.
204
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Pan Locksley prosi o wybaczenie. Wie, że ma pani gości, i
pyta, czy nie zechciałaby pani wybrać się z nim na spacer do parku o
dogodnej porze. Chciałby także zabrać dzieci, jeśli to pani nie
przeszkadza.
- Zwietny pomysł. Proszę mu przekazać, że spotkamy się o
drugiej, jeśli się zgodzisz, ciociu.
- Oczywiście, moja droga, ale niech z tobą pójdzie któryś z
lokajów i Annie.
Annie, pokojówka niewiele starsza od małych Raddów, dzięki
licznemu rodzeństwu umiała wspaniałe radzić sobie z dziećmi.
Camilla chętnie przystała na tę propozycję, pewna, że spacer sprawi
Annie przyjemność.
- Niech Gregory pójdzie z nimi, mamo - poradziła Aurora. - On
bardzo lubi dzieci.
Lady Wheymore roześmiała się.
- Oczywiście. Nie myślcie sobie, że nie znam pozostałych zalet
Gregory'ego.
Dziewczęta roześmiały się, wprawiając w zdumienie panią Potts.
- Gregory to sympatyczny, wesoły młody człowiek. Jeszcze
nigdy nie widziałam, żeby się dąsał.
- W dodatku jest bardzo przystojny i wysoki. Wszyscy nam
zazdroszczą, jak wychodzi z nami na spacer.
- Dosyć! - roześmiała się łady Wheymore. - Idzcie już. Camilli
przyda się rada co do wyboru sukni, a Amanda na pewno chętnie
205
Anula
ous
l
a
and
c
s
pomoże się przebrać dziewczynkom. Pani Dailey uszyła im nowe
sukienki. Gospodyni lorda Eversleya cudownie się nimi opiekuje -
dodała, gdy dziewczęta pobiegły na górę. - Zajmuje się chłopcami, a
mimo to ma czas, żeby coś przygotować dla dziewczynek i
niemowlęcia. Teraz, gdy odnalazł się ich ojciec, będziemy musieli się
niestety z nimi rozstać.
Pani Potts, która od samego początku popierała program reform,
które zapoczątkowała lady Wheymore, przytaknęła.
- Może uda się znalezć mu jakąś posadę? Na pewno ma jakieś
zdolności..
- Mąż stara się jak może. Obiecał mi, że żadne z nich nie wróci
do tego koszmarnego miejsca, gdzie mieszkali. W ostateczności sam
zatrudni tego człowieka, choć ma już lokaja.
- Lord Wheymore to niezwykły człowiek i wspaniały mąż.
- To prawda - z dumą uśmiechnęła się lady Wheymore.
W tym czasie hrabia siedział pogrążony w myślach w
wygodnym fotelu w klubie White. Gdy wychodził do domu, zderzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]