[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ruchem ręki zaprosił ją do willi. Wydałem polecenie,
żeby kolacja była gotowa na nasz przyjazd.
Ma pan tutaj służbę? zapytała, idąc za nim
w kierunku willi.
Tak, małżeństwo, które opiekuje się willą i ogro-
dem. Ale odjechali przed paroma godzinami. Chodzi-
ło o to, żeby nam zapewnić całkowitą prywatność.
Bo zależy panu na tym, żeby myśleli, że spędza-
my tu prawdziwy miodowy weekend?
Tak.
Callie odnotowała dziwny wyraz twarzy Burta.
Zastanawiała się, czy czuje się równie niezręcznie jak
ona. Ale czy to możliwe? Czy w ogóle taki obyty
światowiec czuje się kiedykolwiek niezręcznie? Kto
wie? W końcu przecież nigdy wcześniej nie wyjeżdżał
na pozorowany miodowy weekend.
Szofer doprowadził ich do schodów portyku. Burt
zamienił z nim kilka zdań po włosku. Matka Callie
mówiła biegle po włosku, ale jej znajomość tego
języka była co najwyżej elementarna. Rozumiała
tylko pojedyncze słowa.
146 Beverly Barton
Szofer uśmiechnął się do Callie, po czym powie-
dział do Burta:
Il vostro bride e molto bello.
Burt objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
Ma rację. Moja młoda żona jest bardzo piękna.
Vi auguro molta felicita dodał na odchodnym
szofer, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.
Co to znaczy? zapytała Callie.
%7łyczy nam wiele szczęścia.
Wchodząc do środka willi, Callie nabrała powietrza
w płuca, ale okazało się, że nie jest przygotowana aż na
taki przepych. Marmurowe schody wiodły na pierw-
sze piętro. Wszędzie pełno było bezcennych antyków.
Od czego zaczniemy? zapytał. Możemy
najpierw coś zjeść albo udaj się na górę i odpocznij.
Chyba pójdę na górę, odświeżę się i przebiorę.
Tędy. Poprowadził ją krętymi marmurowymi
schodami. Są tu trzy sypialnie. Kazałem wnieść twój
bagaż do tej... otworzył drzwi ogromnego, wspania-
łego pokoju o złotych ścianach, błyszczącym par-
kiecie, z masywnym mahoniowym łożem z kolumien-
kami ale gdybyś wolała inną...
Nie, tu jest cudownie. Callie przemierzyła
pokój i otworzyła drzwi balkonu, z którego roztaczał
się widok na morze. Zaparło jej dech. Gdyby to był jej
prawdziwy miodowy weekend, czułaby się jak w nie-
bie. Odwróciła się do Burta. Pańska willa jest... jest
po prostu bajeczna.
Dziękuję. Tu jest łazienka. Ruchem głowy
Jej tajna broń 147
pokazał na lewo. Każda sypialnia ma własną. Gdy się
odświeżysz i przebierzesz, zejdz na kolację.
Jeżeli jest pan głodny, proszę nie czekać i zjeść
beze mnie.
Zaczekam odpowiedział. Znajdziesz mnie na
dole w gabinecie.
Burt zamknął za sobą drzwi i zostawił ją samą.
Callie zakręciła się wkoło, a potem padła na antyczne
łoże. Jej wzrok przyciągnął baldachim ze złotego
atłasu. Na ścianach wisiały bezcenne stare gobeliny.
Cały ten przepych i bogactwo przytłaczały ją. Zwłasz-
cza że w przeciwieństwie do ambasad, w których
mieszkała jako gość, tutaj była panią domu, choć tylko
czasowo.
Burt nastawił płytę z utworami Debussy ego
i usiadł w fotelu przed płonącym kominkiem. Gdy
pierwszy raz oglądał tę piękną willę stojącą na stoku
wzgórza, właśnie ten pokój wybrał dla siebie. Urządził
go antycznymi meblami duże, ciemne i ciężkie
meble odpowiadały staroświeckiej stronie jego natu-
ry. Typowo męski pokój. A przy tym równie elegancki
jak wszystkie pokoje w tym domu. W tym gabinecie
czuł się naprawdę jak pan na włościach.
Cieszył się, że Callie tu się podoba. Miał do wyboru
włoską willę lub apartament w Paryżu, stwierdził
jednak, że otwarta, duża przestrzeń i większa ilość
pomieszczeń pozwolą im nie wchodzić sobie w drogę.
A gdyby okazało się, że i tu jest im zbyt ciasno, to
148 Beverly Barton
zawsze mogą pojechać na wycieczkę do najbliższego
miasteczka albo przejechać się wzdłuż wybrzeża i po-
dziwiać widoki. W garażu czekało jego porsche.
Gdyby to był jego prawdziwy miodowy weekend,
na pewno nie wychodziłby z sypialni. Gdyby Callie
naprawdę była jego żoną, kochałby się z nią dzień
i noc. Myśl o niej nie opuszczała go ani na chwilę. Jest
taka młoda, świeża i słodka. I w pewnym sensie
niewinna, choć przecież nie dziewica...
Usłyszał stukot jej kroków. Wysokie obcasy panto-
fli uderzały delikatnie o marmurową posadzkę. Jesz-
cze raz rzucił okiem na stół stojący przy oknie
z widokiem na morze. Przyniósł ich kolację do swoje-
go gabinetu, włącznie z butelką czerwonego Lamb-
rusco, znakomitego włoskiego wina.
Gdy Callie weszła do pokoju, zastała Burta nalewa-
jącego wino do kieliszków. Muzyka Debussy ego
podziałała na nią odprężająco. Migoczący ogień
w kominku zahipnotyzował ją. Uwodzicielska i bar-
dzo zmysłowa aura tworzyła romantyczną atmosferę.
Zdrowy rozsądek ostrzegał przed niebezpieczeń-
stwem, ale serce i zmysły zdawały się zachwycać tą
kuszącą scenerią.
Zlicznie wyglądasz powiedział.
Dziękuję. Szła wolno w kierunku stołu. Ale
to zasługa Marylin. Sądzę, że każda kobieta wy-
glądałaby ślicznie w tej kreacji.
Wręczył jej kieliszek wina, a kiedy musnął jej rękę,
zauważył, że z trudem opanowała drżenie.
Jej tajna broń 149
Mam nadzieję, że wszystkie rzeczy, które Mary-
lin wybrała dla ciebie, przypadły ci do gustu.
Nie wyobrażam sobie kobiety, na której nie
zrobiłyby wrażenia.
Burt przytrzymał jej krzesło, a ona uśmiechnęła się
do niego.
Wszystko tutaj wygląda cudownie. A te kwiaty!
Właśnie dostrzegła zdobiący środek stołu bukiet
żółtych róż.
Jest pan prawdziwym mistrzem w aranżowaniu
romantycznej scenerii. Nic dziwnego, że cieszy się
pan opinią wytrawnego kobieciarza.
Burt usiadł naprzeciw niej. Popatrzył jej prosto
w oczy.
Po raz pierwszy zostałem zganiony za to, że
jestem w czymś mistrzem.
Czy ja pana ganię? Wypiła łyk wina.
Na każdym kroku.
Skoro tak, to bardzo przepraszam. Wiem,
że stara się pan robić dobrą minę do złej gry.
To miło z pańskiej strony. Przedkłada pan moje
bezpieczeństwo i bezpieczeństwo mojego syna
nad wszystko inne. I za to jestem panu wdzięczna,
ale...
Ale ciągle mi nie ufasz, prawda, Callie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]