[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co to dla ciebie znaczy  dobrze"? Tom nie zawahał się
ani przez chwilę. - %7łebyś była posłuszna, uległa, pokorna i
potulna. Susan Lee machnęła ręką i lekko wzruszyła
ramionami.
- Przykro mi.
- Być może nie jest na to za pózno. Jeszcze może nam się
udać. Wszystko zależy od ciebie. Spróbujemy. Ale już wiem,
że nie będzie to takie łatwe, jak myślałem - zakończył z
głębokim westchnieniem.
- Jeszcze nigdy nie spotkałam mężczyzny mówiącego w
taki sposób.
- To typowe dla ludzi z Ohio.
- Hej, a dokąd jedziemy?
- Jesteśmy niedaleko od domu Petersonów, więc
pomyślałem, że najpierw ja się przebiorę, a potem
podjedziemy do ciebie. Od Petersonów będziesz mogła
zadzwonić do mamy i uprzedzić, że jesteś w drodze.
- A ona nie wie, że jestem z tobą?
- Pewnie myśli, że obściskujesz się z Garthem na jakiejś
bocznej drodze.
- Czyżbyś sugerował, że z Garthem byłabym bezpieczna,
nawet na pustej, bocznej drodze?
- Z Garthem? - W jego głosie zabrzmiało zdziwienie. -
Oczywiście.
- A z tobą? Czy z tobą jestem bezpieczna?
- To się okaże.
Spojrzał na nią i na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech,
a w oczach zamigotały figlarne iskierki.
- Nie rozumiem, jak możesz być taki złośliwy.
- To przez ciebie. Nigdy w życiu jeszcze się tak nie
zachowywałem.
- Nie wierzę ci - mruknęła.
Skręcili w drogę wiodącą do domu Petersonów. Było tu
dziko i pusto. %7ładnych śladów cywilizacji. Susan Lee
rozejrzała się dokoła. - Czy to właściwa droga?
- Boisz się?
- Ja...
- Obiecałem, że będę się grzecznie zachowywał, jeśli i ty
będziesz grzeczna.
Susan Lee zamilkła i przez dłuższą chwilę wpatrywała się
w szybę samochodu.
- Sama nie wiem, co tutaj robię z tobą w tej dzikiej
okolicy - powiedziała w końcu.
- Poznajemy się, żebyś mogła się ze mną lepiej czuć.
- A dlaczego miałabym tego chcieć?
- Będzie nam łatwiej, kiedy zaczną się rodzić nasze dzieci
- odparł z powagą.
Susan Lee westchnęła z irytacją.
- Nie niecierpliw się. Już dojeżdżamy - uspokoił ją Tom.
- Czy ktoś będzie w domu? Tom spojrzał na zegarek.
- Chyba tak.
- Chyba!
- No, tak. Ktoś musi pilnować gospodarstwa. Nie jestem
tylko pewien, kto. - Obrzucił ją krótkim spojrzeniem. -
Zachowujesz się tak, jakbyś się czuła osaczona. Tego etapu
jeszcze nie zacząłem.
- Co powiedziałeś?
- Jak w każdym planie bitwy, przewidziałem kolejność
ruchów, której muszę się trzymać.
- Jakiej bitwy?
- Szturmowania bastionów, by ocalić cię przed Garthem i
nieznośnym życiem, jakie cię z nim czeka. Założę się, że
szybko zaczęłabyś mieć bóle głowy zamiast ochoty na seks.
Nie przezywałabyś z nim niczego cudownego. Byłoby to
zwykłe spółkowanie. A w dodatku on za każdym razem
czułby się speszony i zakłopotany. Już niedługo, moja słodka,
zrozumiesz, że jestem twoim wybawcą. Skorzystaj z okazji,
póki jestem tobą zainteresowany.
- To czysty idiotyzm!
- Czy ty naprawdę chcesz być dziewczyną Gartha? Nie
mogę na to pozwolić. Zniszczyłby ciebie i twoją
impulsywność. Gdybym cię nie spotkał, stałabyś się
nieszczęśliwa i zgorzkniała. Na pewno nie chciałabyś przeżyć
czegoś takiego. Trzymaj się mnie, a wszystko będzie dobrze.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że dopiero się poznaliśmy?
- Szczęściara z ciebie.
Susan Lee zamilkła. Spoglądała na mijane drzewa,
zbliżającą się żwirową aleję i profil Toma. Kilkakrotnie
otwierała usta i nabierała powietrza, jakby chciała coś
powiedzieć.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił w końcu Tom.
I rzeczywiście. Stali przed dużym, pozbawionym piwnic
budynkiem. Na szerokiej werandzie stało kilka wygodnych
bujanych foteli. Dom był dwupiętrowy i rozbudowany.
Mógłby pomieścić nie tylko całą rodzinę, ale i pewnie każdą
liczbę gości.
Nagle przed dom wyległa gromada dzieci, psów, kotów,
koza i stary człowiek z fajką, która na pewno przerazliwie
śmierdziała. W drzwiach stanął także Geo.
Było pózne popołudnie i nikt nie spodziewał się ich
przybycia.
- Nie ruszaj się. Otworzę drzwi - rzekł Tom, wysiadł z
auta i przeciągnął się. Potem obszedł samochód, pomachał do
zaciekawionej gromadki i otworzył drzwi samochodu.
Zupełnie niepotrzebnie ujął Susan Lee za łokieć i pomógł
wysiąść. Kiedy zbliżali się do werandy, w drzwiach pojawiła
się Mim. - Witaj, Susan Lee! - powiedziała. - Miło cię
widzieć.
- A ty co robisz w domu tuż po porodzie? - zdziwiła się
Susan Lee.
- Czułam się tam taka samotna. I Tommy też już chciał
zobaczyć, gdzie będzie mieszkał.
Susan Lee roześmiała się. W końcu nawet się rozluzniła.
Przywitała się z dziećmi i mimowolnie zatkała nos, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl