[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chleba. Yasbet nie odrywała oczu od jego twarzy. - Bodaj Mitra wygarbował ci skórą, dziewczyno
- warknął. - Złap rękojeść jak rękę.
- Naprawdę wierzysz, że potrafię. - Jej głos i twarz zdradzały zdumienie. - Wierzysz, że potrafią
nauczyć się władania mieczem. I że pokonam mężczyznę.
- W przeciwnym razie nie postawiłbym na ciebie - wymruczał i westchnął ciężko. - Znałem
kobiety, które władały mieczem równie dobrze, jak pierwszy lepszy mężczyzna, i lepiej niż
większość innych. To nie jest broń wymagająca brutalnej siły, jak topór. Tutaj wystarczy
wytrzymałość, zwinność i szybkość. A tylko głupiec odmawia kobiecie zwinności i szybkości.
- Ale... pokonać mężczyznę? - wydyszała. - Nigdy w życiu nawet nie trzymałam miecza. -
Popatrzyła z wyrzutem na ostrze. - Ten niczego nie przetnie, a miecze mają ciąć. Nawet ja to
wiem.
Conan odmówił cichą modlitwę.
- Właśnie dlatego go wybrałem, dla nauki, i tak przysłuży ci się lepiej niż każdy inny. Czubek
może puścić krew, ale nie odbierze życia temu majtkowi, nie będę więc musiał zabijać Muktara.
- Rozumiem - powiedziała, z zadowoleniem potrząsając głową. Nagle twarz jej stężała. Ruszyła z
miejsca, ale Conan przytrzymał ją za ramię.
- Nie tak szybko, dziewczyno - zaśmiał się cicho. - Najpierw posłuchaj. Ci przemytnicy są
mistrzami w walce na noże, zwłaszcza w ciemności, ale w blasku dnia marni z nich wojownicy. -
Odczekał chwilę, żeby jego słowa dobrze zapadły jej w pamięć. - Gdyby to była prawdziwa
walka, z pewnością zabiłby cię w czasie potrzebnym na złapanie trzech oddechów.
Na jej twarzy odbiła się konsternacja.
- W takim razie jak...
- Pamiętaj, że możesz uciec. Sprowokuj go, żeby zaczął cię lekceważyć, i wykorzystaj uzyskaną
przewagą.
- Nie ma mowy - sprzeciwiła się zapalczywie. - Mam tyle samo dumy co mężczyzni, łącznie z
tobą.
- Ale na razie brakuje ci wprawy. Musisz wygrać podstępem i przez zaskoczenie. Umiejętności
zdobędziesz z czasem. Uderzaj wtedy, gdy będzie wytrącony z równowagi. W innych
przypadkach uciekaj. Rzucaj wszystkim, co wpadnie ci pod rękę, i celuj w głowę albo w nogi, ale
nigdy w miecz. Niech myśli, że przerażenie odbiera ci rozum. Wrzeszcz, jeśli masz ochotę, jednak
nie dopuść, żeby porwał cię własny krzyk.
- Nie mam zamiaru wrzeszczeć - oświadczyła ponuro.
Zdusił uśmiech.
- To pomogłoby ci go zwyciężyć, bowiem widziałby w tobie tylko kobietę, nie godnego
przeciwnika.
- Ale miecz. Co mam zrobić z mieczem?
- Pobić go nim - powiedział i roześmiał się, widząc, że Yasbet kompletnie nie pojmuje. - Myśl o
mieczu jak o kiju, dziewczyno.
Zrozumienie rozpromieniło jej rysy; podniosła mieczyk oburącz jak maczugę.
- I nie zapomnij dzgać - dodał. - Tacy jak on zwykle myślą o rąbaniu, zapominając, że miecz ma
czubek. Pamiętaj o tym, a wygrasz.
- Jak długo jeszcze będziesz z nią gadać? - krzyknął Muktar. - Czas minął. Jak przeciągniesz
gadanie dość długo, może Bayan zestarzeje się i nawet twoja dziewka zdoła go pokonać.
Obok brodatego kapitana stał żylasty człowiek średniego wzrostu, rozebrany do pasa, z
pociemniałym od słońca tułowiem. Ukazując pożółkłe zęby w złośliwym uśmiechu, kreślił
błyszczące kręgi stalową szablą.
Conanowi serce zamarło w piersiach. Miał nadzieję, że Muktar wybierze swojego grubego
kucharza albo jednego z roślejszych majtków, żeby zastraszyć Yasbet samą wielkością
przeciwnika. Wtedy lekkość zapewniłaby dziewczynie przewagę. Nawet gdyby miało to oznaczać
odszczekanie własnych słów, nie pozwoli jej skrzywdzić. Czując gorycz na języku, otworzył usta,
żeby położyć kres temu przedstawieniu.
Yasbet ruszyła na spotkanie żeglarza zanim zdążył się odezwać. Zciskając miecz w drobnych
dłoniach, popatrzyła wyzywająco na przeciwnika.
- Nazywasz się Bayan? - rzuciła drwiąco. - Sądząc z wyglądu, powinieneś zwać się Baya, bo na sto
kroków czuje się w tobie kobietę.
Conan zastygł z rozdziawionymi ustami i patrzył na nią bez słowa. Czyżby odjęło jej rozum?
Ciemne oczy Bayana omal nie wyskoczyły z orbit.
- Będziesz błagać, żebym na tobie udowodnił swoją męskość - warknął.
- Muktar! - wrzasnął Conan. Yasbet spojrzała na niego z błaganiem w oczach i wbrew sobie
powiedział nie to, co zamierzał. - To tylko zabawa, Muktar. Nic więcej. Jeśli Bayan zrobi jej
krzywdę, umrzesz jedno uderzenie serca po nim.
Brodacz niechętnie pokiwał głową. Pochylił się do Bayana i zaczął szeptać mu do ucha, ale
żylasty marynarz nie chciał słuchać. Podnosząc wysoko zakrzywioną szablę, z paskudnym
grymasem i okropnym przeciągłym okrzykiem skoczył w kierunku Yasbet.
Conan położył rękę na mieczu.
Bayan wyhamował tuż przed dziewczyną. Nie zadał ciosu, i natychmiast stało się jasne, że
zamierzał ją przestraszyć i zmusić do poddania się bez walki. Grymas na jego twarzy przemienił
się w lubieżny uśmiech.
Yasbet zbladła, wrzasnęła i wbiła miecz w brzuch żeglarza. Tępe ostrze nie mogło wniknąć
głęboko, lecz czubek był dość ostry, by puścić strumyczek krwi, a siła ciosu niemal wysadziła
Bayanowi oczy z orbit.
Zakrztusił się i zachwiał, lecz ona jeszcze nie skończyła. Niezdarnie, ale szybko wzniosła miecz jak
pałkę i opuściła tępe ostrze na jego prawe ramię. Tym razem wrzask Bayana nie był zamierzony.
Miecz wypadł z jego odrętwiałej ręki. Zanim uderzył o deski pokładu, Yasbet trzasnęła majtka w
bok głowy, rozcinając mu skórę do kości. Bayan z jękiem osunął się na kolana.
Conan przyglądał się ze zdziwieniem, jak żylasty majtek rozpaczliwie próbuje odczołgać się jak
najdalej. Yasbet szła za nim, bez przerwy tłukąc go po ramionach i grzbiecie tępą stalą. Bayan
znalazł się przy relingu i nie miał już dokąd uciekać. Skulił się i drapał pokład paznokciami, jakby
chciał wygrzebać sobie kryjówkę.
- Poddaj się! - zażądała Yasbet, stojąc nad nim niczym wcielenie furii. Nagląco dzgnęła go w
zadek. Marynarz zawył, a na jego brudnych, niegdyś białych spodniach pojawiła się plama
czerwieni.
Z ręką na sztylecie, z głuchym warkotem w gardle, Muktar ruszył w jej stronę. Drogę zagrodził
mu długi, błyszczący miecz Conana.
- Wygrała, prawda? - zapytał łagodnie Cymmerianin. - A ty jesteś mi winien pięć sztuk złota. A
może mam skrócić ci brodę przy samych ramionach?
Bayan znowu wrzasnął: czerwona plama wykwitła na drugim pośladku.
- Wygrała - mruknął Muktar. Wzdrygnął się, gdy Conan popieścił mieczem jego brodę, po czym
zawołał na całe gardło: - Dziewczyna wygrała!
- Dopilnuj, żeby na tym był koniec - rzucił ostrzegawczo Conan. Odpowiedziało mu niechętne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl