[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mijały kolejne minuty. Dwie. Trzy.
Dopiero kiedy minęło ich co najmniej dziesięć,
odważyła się znów podejść do drzwi. Ktoś nadal próbo-
wał je otworzyć.
Niepokonana 201
Ale nie był to Caleb.
Każdy, kto byłby upoważniony do wejścia do tego
pomieszczenia, wiedziałby, jak otworzyć ten panel.
I miałby klucz do drugich drzwi. Ten, kto w tej chwili
próbuje się tam dostać, robi to podobnie jak ona, przy
pomocy starego, dobrego wytrycha.
I na pewno nie chodzi mu o amunicję. Najwyrazniej
nie tylko ona szuka tu czegoś więcej.
Dopiero w tej chwili dotarła do niej myśl najważ-
niejsza.
Znalazła się w pułapce.
I nie wyjdzie z niej, dopóki ten ktoś będzie próbował
wejść do środka.
Caleb stał na ganku i oceniał stan przygotowań.
Zgodnie z jego poleceniem wzniesiono podium i kończo-
no właśnie dekorację. Zwieże kwiaty z ogrodu zdobiły
każde możliwe miejsce. W górze rozwieszono kilka
rzędów maleńkich lampek, choć trochę próbujących
przypominać gwiazdy, pod którymi kilka nocy temu
siedzieli z Rachel. Obejrzał wszystko dokładnie i z satys-
fakcją stwierdził, że jego polecenia wypełniono co do joty.
Przed podium zaczynali zbierać się żołnierze. Caleb
spojrzał na zegarek. Już dwadzieścia minut temu prze-
brał się i zszedł na dół, a Rachel nie pojawiała się. Starał
się tym nie denerwować. Przecież dał jej tylko kilka
godzin na przygotowanie się do ślubu, więc ma prawo
wykorzystać każdą minutę.
Zlub. Wychodząc na dwór, wziął ze sobą kieliszek
wina, pociągnął więc teraz łyk i skupił się na aksamitnym
smaku. Wszystko było teraz na swoim miejscu. Wszystko
szło zgodnie z dawno obmyślonym planem. Dzisiejsza
202 Kylie Brant
uroczystość, mająca połączyć go z kobietą nieskazitel-
nego pochodzenia, jest elementem tego planu. A we
wszystkich planach oczywiście najważniejsze było dobro
Braterstwa i nikt nie myślał o jakiejś konkretnej kobie-
cie. Teraz jednak wszystko było inaczej. To Rachel
miała zostać jego żoną i nie miał złudzeń, że w planach
Braterstwa nie było takiej kobiety.
Mocno zacisnął palce na nóżce kieliszka, to była
jedyna zewnętrzna oznaka jego zdenerwowania. Z powo-
du Rachel nie będzie to już tylko rutynowa sprawa,
kolejny krok ku zwycięstwu. Nie był przygotowany na
to, że jej pojawienie się w posiadłości wszystko skom-
plikuje. Nie planował udziału prawdziwych uczuć
w swoim planie. Uczucia są niebezpieczne, paraliżują
rozum do tego stopnia, że czasami robią z mężczyzny
idiotę. Nigdy nie ulegał emocjom. Jednak, jeśli się nie
myli, teraz właśnie padł ich ofiarą.
Kapelan Wiary, Steven Davis, wysoki i chudy, wszedł
po schodkach i stanął obok niego. Zawdzięczał swój tytuł
urzędowi, który powierzyło mu Braterstwo i bardzo
poważnie traktował swoją rolę.
 Generale  rzekł z szacunkiem.  Pora zaczynać.
Caleb spojrzał na zegarek. Była za dwie dziewiąta.
 Panna młoda trochę się spózni.
Kapelan zdjął okulary i dokładnie przetarł je chus-
teczką.
 Szkoda, że nie udało mi się poznać jej wcześniej,
tak jak pana. Zaszedłem nawet do niej, ale nie było jej
w pokoju.
Caleb zmarszczył brwi. On też, zanim poszedł się
przebrać, chciał zrobić jej niespodziankę i przynieść
kwiaty. Wtedy też jej nie było.
Niepokonana 203
 To bardzo ważny krok i chciałem wcześniej prze-
ćwiczyć z nią słowa przysięgi, zanim...
 Rachel zna swoją przysięgę  przerwał mu ostro
Caleb.
Przecież po to tu przyjechała, prawda? %7łeby zostać
żoną generała Carpentera i dać mu spadkobierców...
spadkobierców jego poglądów... %7łeby zadbać o przy-
szłość białej rasy... Co prawda, nie mógł powiedzieć, że
rozumie motywy postępowania Rachel Grunwald, był
jednak pewien, że raz podjęte zobowiązanie wypełni ona
do końca. A przecież do Braterstwa przyjechała dob-
rowolnie, żeby się z nim połączyć.
Tyle tylko, że on chciał teraz więcej, dużo więcej, niż
początkowo planował. Cały czas miał przed oczami
obrazy minionego popołudnia. Obraz Rachel leżącej pod
nim. Czuł, że jest jego. I miał nadzieję, że oddawała się
wtedy Calebowi, a nie generałowi Carpenterowi. Chciał
wierzyć, że łączy ich dużo więcej niż przekonania.
 Generale.  Kapelan włożył na nos okulary i scho-
wał chusteczkę do kieszeni.  Może ktoś powinien
pójść po pannę Grunwald. Chętnie sam to zrobię.
W takiej wyjątkowej chwili może potrzebować ducho-
wego wsparcia.
 Nie trzeba.  Cichy, zmysłowy głos w jednej
sekundzie ukoił nerwy Caleba.  Chyba się nie spóz-
niłam?
Z zachwytem patrzył, jak się zbliża, dostrzegł jej
zarumienione policzki i niepewność w oczach. Ale ręka,
którą mu podała, była pewna i zdecydowana. Rachel
miała na sobie znaną mu już bladożółtą sukienkę, włosy
zwinięte w misterny węzeł, ozdobione kilkoma kwiata-
mi, które otrzymała od niego.
204 Kylie Brant
%7łołnierze ucichli, kiedy wraz z nim ruszyła przez
trawnik do estrady.
 Masz przyspieszony puls  szepnął, prowadząc ją po
schodkach.  Zdenerwowana?
Zaprzeczyła, ale wiedziała, że kłamie. Wydarzenia
dnia wytrąciły ją z równowagi. Samo kochanie się z Cale-
bem, odkrycie, że go kocha, było wstrząsające. Potem
jeszcze uwięzienie w składzie z amunicją, do którego
ktoś, na szczęście bezskutecznie, próbował się dostać.
Obawa przed wpadką lub spóznieniem się na ślub była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl