[ Pobierz całość w formacie PDF ]
decydować. Nie mogę nawet zwolnić nowej służącej, gdy okazuje się, że do niczego się nie
nadaje.
Shay podniosła do ust filiżankę z kawą. Matthew zazwyczaj ukrywał swe prawdziwe
uczucia za zastaną ironii. Taki wybuch zupełnie do niego nie pasował.
- Jestem pewna, że nie zrobił tego bez powodu - wzruszyła ramionami.
- Nie mogę sobie wyobrazić, cóż to za powód - warknął Matthew, - Ta kobieta
najwyrazniej nie urodziła się po to, żeby być służącą.
. - Chyba nie mówisz o Patty? - spytała Shay, otwierając szeroko oczy.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz jej bronić. - Mężczyzna spojrzał na nią ze złością.
- Nie mam powodu, żeby na nią narzekać. Jak dotychczas, zawsze była dla mnie
serdeczna i bardzo pomocna - odpowiedziała. Nie mogła pojąć, dlaczego Matthew tak się
wścieka.
- Być może, ale mimo to na służącą się nie nadaje. Shay zamyśliła się. Patty
wykonywała swoje obowiązki szybko i chętnie, ale teraz, gdy Matthew zwrócił jej na to
uwagę, uświadomiła sobie, że rzeczywiście, jak na pokojówkę, dziewczyna wydaje się zbyt
inteligentna i dumna. Być może jednak wolała skromną pracę bez stresów niż walkę o karierę.
- Nic możesz nikogo zwolnić za to, że wygląda tak, jakby nadawał się do innej roli -
przycięła szwagrowi. - Lubię ją.
- Lyon powiedział to samo! - jęknął Matthew. Odsunął się od stołu i ruszył w stronę
drzwi. Po drodze zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Shay. - Lyon wrócił do domu dopiero
przed świtem - powiedział. - Zupełnie tak samo, jak kiedyś.
- To z pewnością jakiś romans. - Wzruszyła ramionami. - Chyba nie masz co do tego
żadnych wątpliwości.
- Myślę, że sama w to nie wierzysz - wykrzyknął Matthew.
- Czemu? Lyon jest już za stary, aby zmieniać swoje przyzwyczajenia - odpowiedziała
oschłym tonem.
- Zaczynam się zastanawiać, czy ty rzeczywiście dobrze go znasz.
- Rick znał go chyba dostatecznie dobrze i leż nie miał do niego zaufania.
- Był uprzedzony - mruknął Matthew.
- Słucham?
- Nieważne. - Machnął ręką, - Czy już ci powiedziałem, że wspaniale dzisiaj
wyglądasz?
- Nie. - Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Ciąża dobrze ci robi - zapewnił ją z przekonaniem. Istotnie. Shay niemal przez cały
czas świetnie się czuła.
Dawno już zapomniała o porannych nudnościach, a gdy była znużona, ucinała sobie
krótką drzemkę. Czuła się dobrze i wiedziała, że dobrze wygląda. Nawet ślady po wypadku
niemal już znikły, pozostała tylko rana na udzie. Jeszcze dzień lub dwa i będzie można zdjąć
szwy.
Shay pracowała nad książką, gdy nagle Patty powiadomiła o przybyciu
nieoczekiwanego gościa. To Derrick Stewartby zdecydował się ją odwiedzie. Niechętnie
przerwała pracę i udała się do salonu.
Dotychczas widziała Derricka tylko raz. na pogrzebie męża. Wtedy wydawał się
przygnieciony przez trzech braci Falconerów. Patrząc na niego teraz, Shay pomyślała, że jest
naprawdę przystojny. Derrick był wysoki i szczupły, miał ciemne włosy, lekko przyprószone
siwizną na skroniach i ciepłe, niebieskie oczy. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat, może
trochę więcej.
- Cieszę się, że znów cię widzę. - Shay uśmiechnęła się do niego. Podała mu rękę.
Derrick krótko, lecz zdecydowanie uścisnął jej dłoń.
- Choć w rzeczywistości nic masz pojęcia, po co tu przyszedłem. - Skrzywił się
ironicznie.
Uznała, że nie ma sensu zaprzeczać ale pomyślała, że jednak powinna go przeprosić.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała z uśmiechem. - Obawiam się, że nie byłam
dla ciebie zbyt uprzejma ostatnim razem...
- Byłem zaskoczony, że w ogóle zwróciłaś na mnie uwagę. - Derrick machnął ręką. -
Przecież to był pogrzeb twojego męża, a w dodatku nie miałaś pojęcia, kim jestem.
- To prawda - przyznała Shay. - Tym niemniej...
- Shay, zamierzam ożenić się z kobietą, której pewnie szczerze nie znosisz. Nie musisz
mnie przepraszać, to było ciężkie przeżycie i zrozumiałe, że byłaś napięta. - Potrząsnął głową
i niewyraznie się uśmiechnął. - Marilyn zachowywała się okropnie. Na jej usprawiedliwienie
mogę tylko powiedzieć, że rozwód okazał się dla niej znacznie cięższym przeżyciem, niż
przypuszczała.
Shay pomyślała, że chciałaby móc traktować Marilyn z taką samą pobłażliwością jak
Derrick, który wydawał się ślepy na jej wszystkie przywary. Według niej, szwagierka zawsze
była jedzą i jej zachowanie w dniu pogrzebu bynajmniej nie było niczym wyjątkowym.
Mężczyzna zauważył jej sceptyczny grymas.
- Prawdę mówiąc - powiedział szybko - spodziewałem się, że zastanę ją u ciebie.
Wiem od pokojówki, że jeszcze nie przyszła.
- Marilyn chciała ze mną rozmawiać? - Shay uniosła do góry brwi.
- Tak, umówiliśmy się, że przyjadę po nią do ciebie. - Derrick zerknął na zegarek. -
Muszę już wracać do pracy. Czy mogłabyś powiedzieć, że nie mogłem dłużej czekać?
- Oczywiście - zapewniła go Shay. Usiłowała odgadnąć, o co może chodzić Marilyn. -
Hmm... Czy możesz mi powiedzieć, czemu zawdzięczam jej wizytę?
- Wydaje mi się. że to jakiś problem związany z testamentem Ricka. - Wzruszył
ramionami.
- Czy przed wyjściem napijesz się czegoś? Może kawy? - zaproponowała.
- Naprawdę nie mam czasu, ale bardzo ci dziękuję. - Derrick uśmiechnął się z żalem.
Przyjazny gest Shay sprawił mu wyrazną przyjemność.
Shay szczerze mu współczuła. Z pewnością nie było łatwo kochać taką kobietę jak
Marilyn. Była mu wdzięczna, że ostrzegł ją o jej wizycie, choć zapewne nie miał takiego za-
miaru. Shay była zbyt spięta i zdenerwowana, aby wrócić do pracy. Sięgnęła po kolorowy
magazyn i zaczęła przerzucać strony. Nie musiała czekać zbyt długo. Po paru minutach
Marilyn pojawiła się w salonie.
- Pokojówka już mi powiedziała, ze minęłam się z Derrickiem - oznajmiła na
powitanie. Jej rude włosy ostro kontrastowały z czernią kostiumu i bielą bluzki. Jak zwykłe,
była doskonale umalowana. Nie wyglądała na swoje trzydzieści pięć lat.
- Tak, prosił, aby ci powiedzieć, że musiał wracać do pracy - potwierdziła Shay. -
Bardzo miły mężczyzna - dodała ostrożnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]