[ Pobierz całość w formacie PDF ]
broń i zasuwają robić porządek z Chińczykami. Praktycznie nikt nie zostaje w
odwodzie.
A Liniew co? Rozkaszlałem się od palącego mrozem powietrza. Też
będzie się użerał z kitajcami?
Nie, nam kazali wreszcie rozpracować Czarny Styczeń. Liniewa i grupę
operacyjną włączyli do przetrząsania Getta.
Czyżby Patrol postanowił odwdzięczyć się za swoich? domyśliłem się.
To też kiwnął głową Grisza. Dostaliśmy informację z
Siewieroreczeńska, że Leszy może być związany z Czarnym Kwadratem. Umie się
doskonale maskować, więc jest w stanie podszywać się pod odmieńców. No i dzięki
temu może gromadzić informacje o ofiarach. Oni są jak karaluchy...
Ach, teraz rozumiem, dlaczego tych biedaków zaczęli tak ganiać.
Właśnie. Tylko coś mi się nie widzi, żeby z tego był jakiś pożytek. Leszy
jest zbyt mądry, żeby pchać się w obławę. Z pewnością przytai się na kilka miesięcy,
a potem znów gdzieś wypłynie. Grigorij klepnął mnie w ramię i zbiegł ze
schodków. Ale się z tobą zagadałem! Nie spóznij się, pamiętaj.
Postaram się. To, że wynajęty do zabicia mnie najemny morderca sam
ma nieliche kłopoty, nie mogło mnie nie ucieszyć. Tylko z przypuszczeniem Griszy o
kilku miesiącach spokoju nie mogłem się jakoś zgodzić. Wykręci się Leszy, na
pewno się wykręci sianem... Trzeba by z Hamletem obgadać ten temat, może coś
poradzi. Aha, Griszka, jeszcze tylko jedno pytanie: Wietrickiego dobrze
sprawdziliście?
A bo co? zatrzymał się Piegowaty.
A bo kombinował coś z Chińczykami.
Spokojnie. Kuzminok machnął ręką. Wszystko jest pod kontrolą.
Skoro tak mówisz... Nie dzieliłem się z nim swoimi podejrzeniami. Jak
pod kontrolą, to pod kontrolą. Może go nawet próbowali wkręcić do Triady, kto ich
tam wie.
Ziewając szeroko, wszedłem na piętro i otworzyłem drzwi. Ku mojemu
zdziwieniu pokój Katii był już otwarty, a ona razem z mężem piła w kuchni herbatę.
Stojąca na trójnogu kula nowoczesnego odbiornika migała różnokolorowymi
płomykami w takt rwanego rytmu muzyki elektronicznej. Już wszedłem do siebie,
kiedy usłyszałem odlegle znajomy głos:
Z zawodu śmieć, żyję jak drań,
Mój występ krótki jak noża grań,
Lecz jeśli zakrzykniesz, że losu to gra,
Pocałuj się gdzieś, bo los to ja.
Jak mu tam? Aocman? Tak, to on. No proszę, jak się gostek rozkręca, już nie
po knajpach grywa, ale go do radia biorą. A może po prostu nie mają nic lepszego?
Odwiesiłem kufajkę, zdjąłem buty, zamknąłem drzwi, a potem w ubraniu
rzuciłem się na łóżko. Do dziesiątej miałem jeszcze mnóstwo czasu. Ale jeślibym
teraz zasnął, nie wiadomo, czy wstanę z lekką głową. Poza tym wyspałem się. Ale
może jednak trochę się jeszcze zdrzemnąć?
Sopel, zjesz śniadanie? Katia zajrzała do mnie, nie pukając.
A co jest? Usiadłem.
Co jest, to i zjesz, nic innego nie dostaniesz odpowiedziała logicznie,
ustawiając mnie na właściwym miejscu.
No i pogadaliśmy mruknąłem i poszedłem za nią do kuchni. Dlaczego
mi tak parszywie na duszy? Przecież nie dlatego, że muszę tańczyć jak mi Drużyna
zagra, to nie pierwszy raz. Chodzi o coś innego. Człowiek to dziwna istota. Niby
wszystko dawno skończone, wypalone, a popiół rozwiał wiatr, a kiedy na nią patrzę,
serce znów zaczyna boleć. Miłość? A kto to wie? Już bardziej litość nad sobą samym.
Wiktor, który zdążył się posilić podczas mojej nieobecności, wrócił już do
pokoju i znów czytał jakieś notatki, przysłuchując się przemawiającemu z radia
kretynowi:
Dzieńdoberek wszystkim, którzy wstali o poranku i włączyli naszą falę!
Oczywiście żadnych innych stacji w eterze znalezć nie można, więc przez najbliższe
dwie godziny będziecie musieli znosić moją gadaninę. A zatem, gdyby ktoś
zapomniał, drodzy słuchacze, witacie ten dzień w za... ha, ha, to nie ten tekst! Witacie
ten dzień w Forcie, najważniejszej ostoi cywilizacji po tej stronie Granicy. Na
zegarze w studiu mamy siódmą zero siedem, na termometrze za oknem minus
trzydzieści pięć stopni Celsjusza. Tym, którzy mają problem z cyferkami, wyjaśniam:
jest bardzo wcześnie i bardzo zimno. A zatem siedzcie w domu i słuchajcie nas. Nasi
najmądrzejsi prognostycy przepowiedzieli, że do obiadu ociepli się z bardzo zimno
na po prostu zimno , wtedy zdecydujecie, czy warto się ruszać. A żebyście nie
skostnieli, czekając na globalne ocieplenie, zagramy rozgrzewający przebój zespołu
STDK: A, a, lato przeleciało, wszystko już za nami, ale przecież wiemy, że lepsze w
przyszłości... .
Aha, jasne! Gówno ptasie, a nie lepsze! Wszystko, basta umarła i koniec!
Usiadłem na żałośnie skrzypiącym krześle, wziąłem samotnie leżącą na talerzu
parówkę, ugryzłem bez apetytu. Zwiństwo. Soja cholerna. O ile nie napchali do
środka jeszcze czegoś gorszego. %7łe też coś takiego sprzedają drużynnikom! I tak
służba to żaden miód, a z takim żarciem w ogóle można wyciągnąć kopyta.
Chcesz herbaty? zapytała niezadowolona z jakiegoś powodu Katia.
Chcę.
No to bierz i nalewaj. Dziewczyna zebrała ze stołu naczynia, wstawiła je
do zlewu.
Tak jest burknąłem, sięgając po pudełko z torebkami, zastanawiając się,
jak pociągnąć rozmowę, ale znów rozległo się pukanie do drzwi. A to co? Kogo
znowu diabli niosą?
Szybko poszedłem do pokoju, wziąłem z szafki pistolet i dopiero otworzyłem.
Co tak długo? Spałeś czy co? Napalm natychmiast wlazł do środka.
Nie spałem. Oparłem dłoń na piersi piromanty, wystawiłem go z
powrotem na korytarz i wyszedłem za nim, dokładnie zamykając drzwi. Czego
chcesz o bladym świcie?
Jaki świt? A zjeść coś nie łaska? zirytował się.
Jestem już najedzony odparłem.
Nie idziesz czy co? zdziwił się Napalm.
Poczekaj. Przyszło mi do głowy, że i tak nie mam nic do roboty, a tak
będzie chociaż z kim popętać się w okolicy.
Bez zbędnych słów wróciłem do mieszkania, ubrałem się i stanąłem, patrząc w
zadumie na torbę z pistoletem maszynowym i nabojami. Nie chciało mi się tego
wszystkiego taszczyć, ale wyprawa z jedną spluwą mogłaby zbyt drogo kosztować.
Poupychałem po kieszeniach kufajki magazynki, przerzuciłem przez ramię rzemień
wrzosa i wyszedłem na klatkę schodową.
Potem byś zabrał, po co teraz ze sobą taskać? powiedział krytycznie
Napalm.
Nie będzie mi się chciało wracać... Nie czekając na piromantę, zacząłem
schodzić. Powiedz lepiej, gdzie można dostać taką sportową torbę, jak ma Grisza.
A cholera go wie. Trzeba było zapytać zaopatrzeniowców.
Trzeba było...
Mrozne powietrze sparzyło nozdrza i pomyślałem, że nie warto nigdzie łazić w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]