[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Szansa to już połowa sukcesu. Jednak jeżeli nie uda nam się wykonać dru-
giej części planu, na nic nam się to nie zda. Musimy znalezć sposób, by dusza
Drinij Bary powróciła do jego ciała. Wówczas Terarn Gashtek nie zdoła już go
zmusić, by bronił barbarzyńców. Mam pewien pomysł; przypomniało mi się, że
od pradawnych czasów wiÄ™zy pokrewieÅ„stwa Å‚Ä…czÄ… Melnibonéan i istotÄ™ zwanÄ…
99
Meerclar. Dzięki Bogom, odkryte w Troos zioła sprawiają, że nie tracę sił. Muszę
teraz przywołać mój miecz.
Albinos zamknął oczy i odprężył swe ciało i umysł, po czym skoncentrował
myśli na jednym tylko przedmiocie: na swym mieczu, Zwiastunie Burzy.
Przez całe lata trwała potworna symbioza między człowiekiem i jego mie-
czem. Dawna więz przetrwała chwile rozłąki.
 Zwiastunie Burzy!  krzyknÄ…Å‚ Melnibonéanin.  Zwiastunie Burzy, po-
Å‚Ä…cz siÄ™ ze swym bratem! PrzybÄ…dz, cudowny mieczu, przybÄ…dz, w Piekle wykuta
klingo, twój pan cię potrzebuje. . .
Na zewnątrz dało się słyszeć nagły poszum wichury. Uszu Elryka dobiegły
pełne przerażenia okrzyki i dziwny, świszczący dzwięk. Nagle pokrywająca wóz
tkanina została przecięta i przy blasku gwiazd albinos dostrzegł śpiewające, roze-
drgane ostrze, unoszÄ…ce siÄ™ w powietrzu nad jego gÅ‚owÄ…. Melnibonéanin z trudem
powstał, czując, jak ogarniają go mdłości na samą myśl o tym, co powinien zro-
bić. Otuchą jednak napawała go myśl, że tym razem nie czyni tego dla własnej
korzyści, ale by ratować świat przez złem niesionym przez barbarzyńców.
 Napełnij mnie swą siłą, mieczu  zawołał, związanymi rękoma chwytając
za rękojeść.  Napełnij mnie swą siłą i miejmy nadzieję, że to już ostatni raz.
Ostrze poruszyło się w jego dłoniach. Albinos miał przerażające uczucie, że
moc miecza, moc, którą klinga niczym wampir wyssała z ciał setki odważnych
mężczyzn, przepływa z rękojeści do jego trzęsących się członków.
Melnibonéanin poczuÅ‚, że wypeÅ‚nia go niesamowita siÅ‚a, i wiedziaÅ‚, że nie jest
jedynie siłą fizyczną. Wykrzywiając twarz albinos skoncentrował się, by zapa-
nować zarówno nad nową mocą, jak i nad ostrzem, gdyż obie te rzeczy równie
dobrze mogły zapanować nad nim. Elryk rozerwał więzy i wstał.
Barbarzyńcy już biegli w stronę wozu. Albinos szybko przeciął rzemienie krę-
pujące pozostałych i, nie bacząc na zbliżających się wojowników, wezwał kolej-
nego sprzymierzeńca.
Melnibonéanin mówiÅ‚ teraz dziwnym, obcym jÄ™zykiem, którego w normal-
nych warunkach nie potrafiłby sobie przypomnieć. Był to jeden z języków, któ-
rych uczyli siÄ™ Królowie  Czarnoksiężnicy Melniboné, przodkowie Elryka,
jeszcze przed zbudowaniem Imrryr, Zniącego Miasta, co nastąpiło dziesięć tysięcy
lat przed urodzeniem albinosa.
 Meerclarze z rodu Kotów, to ja, twój krewniak, Elryk z Melniboné, ostat-
ni z linii, która zadzierzgnęła więzy przyjazni z tobą i twoim ludem. Czy mnie
słyszysz, Władco Kotów?
Z dala od Ziemi, w świecie, w którym nie obowiązywały panujące na planecie
ludzi fizyczne prawa czasu i przestrzeni, w świecie pełnym głębokiego, bursztyno-
wo-błękitnego ciepła, poruszyło się podobne do człowieka stworzenie. Stworze-
100
nie przeciągnęło się i ziewnęło, ukazując drobne, szpiczasta zakończone zęby, po
czym przechyliło leniwie głowę w stronę pokrytego futrem ramienia i nasłuchiwa-
Å‚o przez chwilÄ™.
Głosu, który usłyszał stwór, nie wydał żaden z przedstawicieli jego ludu; ro-
dzaju, który kochał i otaczał opieką. Jednak język, w którym wzniesiono wołanie,
był mu znajomy.
Stworzenie uśmiechnęło się, gdy nagle spłynęło nań przypomnienie. Wypeł-
niło je przyjemne ciepło, biorące się z poczucia wspólnoty. Teraz pamiętało, że
istniała rasa, która w przeciwieństwie do reszty ludzi (którymi gardziło) dzieliła
z nim te same upodobania. Rasa, która kochała przyjemności, okrucieństwo i wy-
rafinowanie dla nich samych. Rasa Melnibonéan.
Meerclar, Władca Kotów, Obrońca Kociego Rodzaju, łaskawie wysłał swój wi-
zerunek w stronę zródła głosu.
 Jak mogę ci pomóc?  zamruczał.
 Meerclarze, szukamy jednego z twych poddanych, który znajduje się gdzieś
niedaleko stÄ…d.
 Tak, wyczuwam go. Czego od niego chcecie?
 Niczego, co do niego należy. Ma on jednak w swym ciele dwie dusze,
a jedna z nich nie jest jego własna.
 Tak, to prawda. Ten mój poddany ma na imię Fiarshern i pochodzi z wielkiej
rodziny Trrechoww. Zawołam go. Przyjdzie na dzwięk mego głosu.
Barbarzyńcy próbowali pokonać strach, który ich zdjął na widok nadnatural-
nych wydarzeń, mających miejsce na wozie. Terarn Gashtek przeklinał głośno:
 Was jest pięćset tysięcy, a ich tylko kilku. Bierzcie ich!
Wojownicy ostrożnie jęli posuwać się do przodu.
Kot Fiarshern usłyszał wołający go głos. Instynktownie wiedział, że jest to
głos, którego nierozsądnie byłoby nie usłuchać. Zwierzę szybko pobiegło w stronę
zródła dzwięku.
 Patrzcie, kot! Tam biegnie! Aapcie go!
Dwóch barbarzyńców Terarna Gashteka rzuciło się, by wykonać rozkaz, lecz
maleńki kot wymknął im się i zwinnie skoczył na wóz.
 Fiarshernie, oddaj człowiekowi jego duszę  powiedział Meerclar łagod-
nie. Zwierzę podeszło w stronę czarnoksiężnika i delikatnie zatopiło zęby w jego
żyle.
Chwilę pózniej Drinij Bara roześmiał się dziko.
 Znowu mam swoją duszę. Dzięki ci, o wielki Władco Kotów. Pozwól mi
się jakoś odwdzięczyć!
 Nie ma takiej potrzeby  Meerclar uśmiechnął się przewrotnie  a poza
tym czujÄ™, że twój los jest już przesÄ…dzony. %7Å‚egnaj, Elryku z Melniboné. Z przy-
101
jemnością odpowiedziałem na twoje wołanie, chociaż widzę, że nie podążasz już
starożytnymi ścieżkami swych ojców. Jednak przez pamięć na dawną przyjazń nie
odmówiłem ci drobnej przysługi. %7łegnajcie, wracam do cieplejszego miejsca, nie
mógłbym dłużej przebywać w tak niegościnnej krainie.
Wizerunek Władcy Kotów rozmył się. Meerclar powrócił do świata przepeł-
nionego bursztynowo-błękitnym ciepłem, by ponownie zapaść w przerwany sen.
 Dalej, bracie czarnoksiężniku!  zawołał z uniesieniem Drinij Bara. 
Teraz dokonamy zemsty, na którą tak długo czekaliśmy!
Razem z Elrykiem zeskoczył z wozu, lecz pozostała dwójka nie była równie
skora do walki.
Dookoła zgromadzili się barbarzyńcy z Terarnem Gashtekiem na czele. Wielu
z nich trzymało w pogotowiu łuki z długimi strzałami założonymi na cięciwy.
 Zastrzelcie ich!  wrzasnął Zwiastun Pożogi.  Zastrzelcie ich teraz,
zanim zdążą przywołać inne demony.
Deszcz strzał ze świstem pomknął w stronę wozu. Drinij Bara uśmiechnął się
i wyrzekł kilka słów, niemal od niechcenia poruszając dłońmi. Strzały zatrzymały
się w powietrzu, wykręciły i runęły z powrotem, przy czym każda z nich w tajem-
niczy sposób wbiła się w gardło człowieka, który ją wystrzelił. Terarn Gashtek
jęknął i obrócił się na pięcie, roztrącając zgromadzonych wojowników. Gdy już
znalazł się w bezpiecznym miejscu, wydał rozkaz do ataku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl