[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wiedziała, do czego Jordan zmierza. Nie była też w stanie
czegokolwiek wyczytać ani z jego oczu, ani z tonu głosu.
- Tak. Po pierwszym wykładzie zaprosił mnie na kolację.
Pózniej spotykaliśmy się za każdym razem, gdy załatwiałw Seattle sprawy
służbowe.
Jordan przeszedł przez kuchnię i wziął Amandę w ramiona. Poczuła ulgę.
- Muszę wiedzieć jedno, Mandy. Kochasz go?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie.
Pocałował ją, a ona poczuła na jego wargach smak wina.
A także smak pożądania. Pragnęła zapytać, czy nadal kocha Becky. Nie
zadała jednak tego pytania, ponieważ bardzo bała się usłyszeć odpowiedz.
Otoczył jej talię ramieniem i wprowadził do saloniku.
Usiedli na leżącym przed kominkiem puszystym futrzaku. Jordan mocno
trzymał ją za rękę i długo w milczeniu patrzyłw igrające płomienie. W końcu
odwrócił się i spojrzał w rozświetlone blaskiem ognia oczy Amandy.
- Wybacz mi, Mandy. Nie miałem prawa pytać cię o Jamesa.
Oparła skroń o bark Jordana.
- W porządku. Postąpiłam jak idiotka i powinnam mieć odwagę, aby się do
tego przyznać.
Ujął ją pod brodę i nie pozwolił się odwrócić.
- Coś sobie wyjaśnijmy, Amando - powiedział łagodnie, lecz stanowczo. -
Jedyny błąd, jaki popełniłaś, polegał na tym, że zaufałaś temu łobuzowi. To on
jest idiotą.
Westchnęła ciężko.
- Dzięki. Twoja opinia podnosi mnie na duchu. Większość ludzi w mniej
lub bardziej zawoalowany sposób dała mi do zrozumienia, że to ja okazałam
się strasznie głupia.
- Ja się do nich nie zaliczam - zapewnił, muskając wargami jej usta.
Choć wydawało się to niemożliwe, Amanda teraz jeszcze bardziej
pragnęła kochać się z Jordanem niż wtedy, gdy tak cudownie pobudził jej
kobiecość. Marzyła o tym, aby wziąć go za rękę i zaprowadzić do łóżka.
Powstrzymywała ją jedynie myśl o kolejnej odmowie. Po krótkim namyśle
doszła do wniosku, że chyba najwyższy czas zastosować się do rady, którą w
dziewiątej klasie otrzymała od matki. Należało zachowywać się jak kobieta
trudna do zdobycia.
Na początek odsunęła się więc od Jordana, ściągnęła łopatki i uniosła
głowę.
- Może powinieneś już iść - zasugerowała z udawanym spokojem.
Jordan zignorował jej słowa. Najwyrazniej nie zamierzał wyjść.
Ujął ją delikatnie za ramiona i położył na futrzaku, a potem wyciągnął
się obok niej i nakrył dłonią jej pierś. Pod wpływem delikatnej pieszczoty
brodawka natychmiast stwardniała.
Amanda spróbowała wstać, ale Jordan ją powstrzymał - tym razem
zachłannym pocałunkiem.
- Nie waż się rozpoczynać czegoś, czego nie masz zamiaru dokończyć -
przestrzegła schrypniętym szeptem, gdy tylko zdołała złapać oddech. Jordan
jednak wcale nie przejął się tym ostrzeżeniem.
- Dokończę - zamruczał - gdy nadejdzie odpowiednia pora.
Przesunął dłoń na brzuch Amandy i zaczął go gładzić palcami.
Serce Amandy mocniej zabiło. Objęła Jordana za szyję i przyciągnęła jego
głowę do siebie, aż jego usta znów przywarły do jej warg. Ukarał ją za ten
zuchwały czyn, rozpinając guzik jej dżinsów.
- Jordan, nie lubię, jak ktoś tak się mną bawi - powiedziała gniewnie
Amanda.
Jordan, milcząc, rozpiął suwak i wsunął rękę między dżinsy a koronkowe
figi. Amanda była teraz jak kwitnąca w szklarni egzotyczna orchidea.
- Uparciuch - mruknął karcąco Jordan. Pochylił się i leciutko musnął ukryty
pod podkoszulkiem sutek.
Amanda prawie zapomniała o swojej dumie. Musiała zacisnąć palce na
futrzaku i przygryzć dolną wargę, aby nie błagać Jordana, żeby się z nią
kochał.
- Ten wieczór jest tylko dla ciebie - oświadczył, zataczając ręką krąg w
miejscu złączenia ud Amandy. - Dlaczego nie chcesz się z tym pogodzić?
- Bo to nie jest normalne - wydyszała, bezskutecznie usiłując nie poruszać
biodrami. - Jako mężczyzna powinieneś myśleć tylko o jednym & o tym, żeby
jak najszybciej mnie posiąść. Przecież wam tylko o to chodzi.
- Od wieków nie słyszałem czegoś bardziej szowinistycznego -
odparł ze śmiechem.
Jęknęła, ponieważ kontynuował swoje diabelskie sztuczki.
- Nigdy nie trafiłam w Cosmopolitan na radę, co robić w takim
przypadku - poskarżyła się żałośnie.
Jordan znów parsknął śmiechem.
- Ja ci powiem, co robić - odparł, gdy zapanował nad rozbawieniem.
- Niech cię licho, Jordan. - Zaczęła oddychać jeszcze szybciej. -
Zrewanżuję ci się za te męczarnie!
- Liczę na to - zapewnił z wargami tuż przy jej ustach. Chwilę pózniej
Amanda znów szybowała. Wbiła palce w ramiona Jordana i zaparła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]