[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wypowiedzianych falsetem. Po minucie znalazł się w środku.
- Szczerze mówiąc, na twoim miejscu też bym się denerwowała. Ta Bea wydaje się o
wiele za mądra dla ciebie - oznajmiła Herbina.
175
Jej współlokatorki krzątały się wokół, szykując się do zabawy. Pozwoliły
Barry'emu zostać pod warunkiem, że nie będzie otwierał oczu.
- Dzięki - mruknął Barry, podglądając.
- Przestań podglądać! - wrzasnęła koleżanka Herbiny, Jennifer, i rzuciła w niego
mokrym wacikiem. Pocisk trafił Barry'ego w pytakrzyk i przylepił się do niego -
namoczyła go w oczarze.
Barry zaklął.
- Chryste, ale piecze.
- Nie piekłoby, gdybyś nie otwierał oczu - odparła, jakże logicznie, Jennifer.
Barry odniósł znajome wrażenie, że ma do czynienia z umysłem bystrzejszym niż
własny, toteż zamknął się natychmiast.
- Nadal chciałabym się dowiedzieć, jak właściwie poderwałeś Beę. - Herbina
odwróciła się do lustra; przed jej oczami wisiała magiczna zalotka. -
Podwędziłeś filtry miłosne z szafki Snajpera, prawda? Nieładnie, Barry, jemu
potrzebne są bardziej niż tobie. Jak ma się z kimś przespać z tą bladą,
niezdrową cerą i tłustymi włosami? A, wierz mi, chcemy, żeby podczas egzaminów
ABW był zadowolony i zaspokojony.
- To J.G. Rollins napisała, nie ja - odparł Barry. - Trzeba było słyszeć, jak ja
opisałem Snajpera: muskuły, idealny zgryz, szalejące na jego punkcie kobiety.
Nie rozumiem, czemu mi nie uwierzyła?
- Bo ty kłamiesz, Barry - powiedziała Herbina. - Mnie to w zasadzie nie
przeszkadza, i tak nie wierzę ani jednemu twojemu słowu i świetnie sobie radzę.
Lecz inni...
176
Wez na przykład tę dziewczynę, Beę. Zamówienie wiersza miłosnego u Laguny w
swoim imieniu to zupełnie jak kłamstwo.
- Zatem z pewnością ucieszy cię informacja, że nie dam go Bei. To, co napisała
Laguna, wybitnie mi się nie spodobało, więc go wyrzuciłem. Spaliłbym cały zwój,
ale nie chciałem, by przedostał się do ziemskiej atmosfery.
- Cieszę się, że jej go nie dajesz - oznajmiła Herbina.  Bea zasługuje na to,
by poznać prawdziwego ciebie, na dobre i na złe. Uwierz słowu prawdziwej, żywej
kobiety: bądz sobą Barry.
Siedząca po drugiej strony pokoju Jennifer jęknęła. Barry zastanowił się nad tą
propozycją. Szczerze mówiąc, wydała mu się szaleństwem.
- Mnóstwo nas łączy. Ona też jest sierotą.
- Naprawdę? - spytała Herbina. - Sądząc po zachowaniu tej jej  babci", na twoim
miejscu, nim wzięłabym się do rzeczy, upewniłabym się, że nie ma przy sobie
obrzyna.  Nagle w trakcie nakładania tuszu coś sobie przypomniała. - Nie jest
magiczna, prawda? To znaczy, że nie zacznie wyć jak alarm samochodowy, jeśli do
czegoś dojdzie? Nie, żebym wierzyła, że to możliwe - dodała. - Pewnie odzyska
rozum znacznie, znacznie wcześniej.
- Uważasz, że to zabawne? - warknął Barry. - Nie, nie jest magiczna. Trzeba było
słyszeć, co jej babcia mówi o czarodziejach. Przez większość czasu nie potrafi
się nawet zmusić, by wymówić to słowo. Zamiast tego nazywa ich hippisami.
- No cóż, pracowałam ciężko nad przygotowaniem tej zabawy i nie chciałabym,
żebyście wy dwoje ją zrujnowali.
177
Ludzie mogliby pomyśleć, że to alarm przeciwpożarowy, i wpaść w panikę.
Herbina z powrotem skupiła się na swych oczach; magiczny tusz sprawiał, że
wydawały się większe.
- To mnie zawsze zadziwia  przyznał Barry. - Skoro już mowa o kłamstwach, czym
wasze używanie kosmetyków różni się od mojego udawania głębi?
Herbina nie zaszczyciła go odpowiedzią, albo może żadnej nie znalazła. Uwagę
Barry'ego przyciągnął słoiczek na jej toaletce. Podniósł go.
- Co to? - spytał Barry. - Lamer? Posłuchaj, Herb, mówię to jako przyjaciel, nie
powinnaś używać czegoś, co zrobi z ciebie jeszcze większą lamerkę. Nie możesz
sobie na to
pozwolić.
- To La Mer, wątła różdżko - rzuciła Herbina. - Kosmetyk, i to bardzo drogi.
Hej, nie powinieneś mieć przypadkiem zamkniętych oczu?
Jennifer rzuciła w niego kolejnym wacikiem z oczarem. Barry uskoczył i zgubił
wysadzane sztucznymi brylancikami okulary. Potem spadła mu peruka, a fałszywy
biust wysunął się spod bluzki. Jejekscelencja nie należało do jego ulubionych
zaklęć.
- Wiesz, gdybyś raz na jakiś czas ugryzł się w język i odbył prawdziwą rozmowę z
jedną ze swych branek, może nauczyłbyś się czegoś  powiedziała Herbina.
- O czym?
- Choćby o dziewczętach. O życiu. Barry lekceważąco machnął ręką.
- Muszę tylko wiedzieć kiedy i gdzie, mała.
178
-A Bubeldor już ci odpowiedział, nigdy i nigdzie. -Herbina roześmiała się. -
Przynajmniej pozostają ci wspomnienia.
- Cóż, to mimo wszystko lepsze niż gość, który od urodzenia tkwi we
wschodnioeuropejskim ąuitkitowym gułagu.
Herbina skończyła podkreślać usta maleńką różdżką.
- Victor jest artystą.
- Tak, widzę.  Barry spojrzał znacząco na niewielki portret Herbiny, wsunięty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl