[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wujek wypchnął ją do przodu, żeby mogła mnie
oskarżyć.
 Wtedy ją rozpoznałeś?
 Oczywiście. Spotkaliśmy się parę tygodni
wcześniej w Henderson, gdzie umówiłem się z
pewnym klientem. Kiedy przechodziłem przez hol,
zauważyłem tę małą, jak siedzi i wachluje się.
Wyglądała, jakby miała zemdleć, zwymiotować albo
jedno i drugie. Spytałem, czy mogę jej pomóc.
Powiedziała, że ma zawroty głowy i jest jej gorąco.
Rzeczywiście gorąco było jak w piekle. Pomogłem jej
wstać, wyprowadziłem na zewnątrz,
zaproponowałem, że przyniosę puszkę coli i kupiłem
ją w automacie na stacji benzynowej. Poszliśmy tam.
Ani przez chwilę nie byłem z nią w odosobnieniu.
Dotknąłem zaledwie jej łokcia prowadząc ją. W czasie
rozmowy spytała, czym się zajmuję, a moja
wizytówka zrobiła na niej duże wrażenie. Pamiętam,
jak dotykała palcami tłoczonych liter. I tyle.
Powiedziała, że zadzwoni i ktoś po nią przyjedzie,
więc zostawiłem ją siedzącą na stosie opon i
popijającą colę.
Jak się pózniej okazało, przyjechała wtedy do
Henderson do lekarza i była już w czwartym miesiącu
ciąży. W żaden sposób nie mogłem być ojcem jej
dziecka. Byłem tylko wygodnym kozłem ofiarnym. W
końcu załamała się i przyznała to.
Zanim skończył, Devon z rozbawieniem pokręciła
głową.
 Przyciągasz kłopoty jak piorunochron gromy.
 Całkiem nieświadomie.
 I zawsze chodzi o kobiety. Nawet ta krowa. 
Odwróciła głowę i dodała cicho:  A teraz ja.
Kładąc dłoń na policzku, odwrócił jej głowę do
siebie.
 Wyglądasz na zasmuconą.
 Bo jestem.
 Dlaczego? To przez ten wczorajszy dzień?
 Tak. To było okropne: spotkanie z mężem, gdy
obydwoje wiemy, że go zdradziłam. Fizycznie. Z tobą.
 Miałaś przy tym świadomość, że chcesz tego
znowu. Odetchnęła szybko. Rozszerzyła oczy i
rozchyliła usta.
 Nie powiedziałam tego, Lucky.
 Nie musiałaś.
Przesunął kciukiem po jej dolnej wardze. Jęknęła
cicho. Patrząc w dół na sterczące czubki piersi,
rysujące się pod bluzką, szepnął:
 Tak jak przedtem, twoje ciało mówi za ciebie.
Rozdział 17
Pat Bush siedział przy drewnianym stole w
Dogwood Park i pił piwo z butelki. Picie w mundurze
było naruszeniem regulaminu, podobnie zresztą jak i
udostępnianie cywilom policyjnych raportów.
Dlatego też uznał, że wszystko już jedno, czy
powieszą go jako grzesznika, czy świętego.
Devon spojrzała na pierwszą stronę stosu
dokumentów. Halogenowa latarnia parku dawała
wprawdzie sporo światła, ale Devon włożyła okulary.
 O jakiej ścieżce tu mowa?
 O ścieżce paliwa prowadzącej do budynku 
wyjaśnił Pat.  Było ich kilka, wychodzących z
warsztatu jak szprychy koła. Obok nich ułożono flary.
 Paliły się jak diabli  dodał Lucky z przyległego
placu zabaw, gdzie siedział na huśtawce.
 Ktokolwiek to zrobił, był sprytny  stwierdził
Pat, grając rolę adwokata diabła.  Najpierw zamknął
system wentylacyjny budynku. Opary benzyny
zbierały się u góry jak gorące powietrze w balonie.
Jedna iskra wprowadzona do sprężonej pary
wywołała wybuch. Temperatura była wówczas tak
wysoka, że mogła topić metal.
 Może znajdziemy coś, gdy przejrzymy te
materiały dokładniej.  Devon próbowała wykrzesać
z siebie nieco optymizmu, ale Lucky wiedział, że jej
nadzieje są równie słabe jak jego.
Przeklinał dzień, kiedy kupił flary, wykorzystywane
czasami przez robotników do oznaczania nocą drogi
do miejsca wierceń.
Pat skończył piwo i wrzucił butelkę do kosza na
śmieci.
 Lepiej pojadę do domu. Już pózno. Jeśli coś
znajdziecie, dajcie mi znać. Tylko, na miłość boską,
róbcie to dyskretnie. %7łeby nikt was nie podejrzewał o
dostęp do raportu.
 Nie martw się, Pat. Jeśli nas złapią, twoje
nazwisko nie padnie z całą pewnością.
 Tego nie musisz mi mówić  odpowiedział. 
Pstryknął w rondo kapelusza i odszedł przez park w
stronę radiowozu.
 Gotowa?  spytał Lucky.
Devon schowała okulary do kieszeni, wzięła plik
dokumentów i pozwoliła, by Lucky wziął ją za rękę,
gdy ruszyli, w przeciwną niż Pat stronę, do mustanga.
Gdy przyjechali, dom był ciemny. Laurie poszła już
do łóżka. Spod drzwi Sage padała smuga światła i
słychać było radio, ale można było uznać, że ona też
układa się do snu.
Zatrzymali się przy drzwiach do gościnnej sypialni,
którą dla Devon przygotowała Laurie.
 Jutro od nowa zaczniemy analizować
zachowanie osób, które mogą żywić do ciebie urazę 
oznajmiła Devon.  Wyeliminujemy większość z nich
i zobaczymy, kto nam zostanie.
 Zgoda.
 Daj mi znać, jeśli kogoś jeszcze sobie
przypomnisz. Dopiszę go do listy.
 Zgoda.
 Słuchasz mnie?
 Oczywiście...  Chociaż nie słuchał.  Jesteś
senna?
 Trochę.
 A ja nie. Jeszcze nigdy nie byłem tak
podekscytowany.
 Pamiętaj, że zaczęłam ten dzień stumilową trasą.
Skinął głową, ale wpatrywał się w jej szyję z uwagą
godną wampira.
 Czy sypialnia ci odpowiada?  spytał, nie chcąc
jeszcze odchodzić.  Aóżko wygodne?
 Jeszcze nie próbowałam, ale jestem pewna, że
będzie świetne.
 Pokój nie jest zbyt gorący?
 Absolutnie.
 Może za zimny?
 Jest odpowiedni, Lucky.
 Masz wszystko, czego ci trzeba?
 Tak.
 Ręczniki?
 Tak.
 Mydło?
 Tak.
 Papier toaletowy?
 Twoja matka jest bardzo dbałą panią domu. 
Uśmiechnęła się.  Mam nawet talerz z ciasteczkami.
 No więc chyba rzeczywiście masz wszystko.
 Owszem.
 Ale gdybyś czegoś potrzebowała...
 Nie będę.
 ... na przykład dodatkowego koca, poduszki... 
Pochylił głowę i musnął wargami jej usta.  Albo
mnie.
Pocałował ją delikatnie, dotykając najpierw warg
czubkiem języka, a potem przylgnął do jej ust. Jęknął
obejmując ją ramionami i przyciągając do siebie. Był
rozgorączkowany i pełen pożądania, które tłumił z
wysiłkiem aż do teraz, kiedy puściły wszelkie
hamulce.
Tylko raz jej posmakować. Tylko raz. Potem może
zdoła przetrwać tę noc. Z każdą sekundą jego usta
stawały się coraz bardziej zaborcze, język coraz
śmielszy, a dłonie natarczywsze. Protestując oparła
pięści o jego pierś. Wyszeptał jej imię jak człowiek
pogrążający się w topieli.
 Nie możemy, Lucky.
 To tylko pocałunek.
 Wcale nie.
 Tylko jeden pocałunek.
 To nie w porządku.
 Wiem, wiem.
 Więc puść mnie. Proszę.
Puścił ją, ale nie odszedł. Spojrzeli na siebie
płonącymi oczyma. Z satysfakcją stwierdził, że jej też
zabrakło tchu, a protestowała bez większego
przekonania.
Przemknęła przez uchylone drzwi do gościnnego
pokoju i zamknęła je za sobą, ale w jej oczach zdążył
dostrzec ogniki pożądania.
Prawie nie spał tej nocy, wiedząc, że ona leży dwa
pokoje dalej, a on w żaden sposób nie może tego
wykorzystać.
Po trzech dniach zbliżał się do granicy obłędu.
Jedno po drugim nazwiska z listy potencjalnych
podejrzanych wypadały przez szczeliny logiki, faktów
i wniosków. %7ładna z osób mających do niego
pretensje nie mogła podłożyć ognia.
Popadł w obrzydliwy nastrój, odbijający się w
wulgarnych słowach, a wszystko dlatego, że
rozpaczliwie pragnął De von.
Czwartego dnia powiedziała mu przy kawie:
 Ten farmer był naszą ostatnią szansą, a okazuje
się, że pojechał wtedy do Arkansas kupować bydło.
Wygląda na to, że tej nocy w mieście byli tylko ludzie,
którzy cię kochają. Nie wiem, co jeszcze możemy
zrobić w tej sytuacji.
 Czy dobrze zrozumiałem?  parsknął.  Miałem
wrażenie, że wiesz wszystko. Myślałem, że chowasz
cały worek różnych sztuczek. Nie mów więc, że ci ich
zabrakło.
Wściekła, odsunęła krzesło i wstała, kierując się do
kuchennych drzwi. Gdy go mijała, wyciągnął ramię, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl