[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skończyłbyś, nienawidząc jej, jej braci i własnego syna.
Daniel mnie nie znosi.
Szukał cię całe życie. Ale jest uparty jak jego
ojciec i nie przyzna, że czegoś potrzebuje.
Mam w to uwierzyć?
Wysłuchaj mnie ten jeden raz, Jake, a potem
zamknę się na dobre. Doktor zmarszczył krzaczaste
białe brwi. Shaine marzy, żeby się stąd wyrwać, ale nie
może z powodu Daniela. Albo tak jej się wydaje. A teraz
się wynoś. I powodzenia.
Jake, który potrafił jednym spojrzeniem sterroryzo-
wać prezesa zarządu, usłuchał natychmiast. Może rze-
czywiście powinien się skupić na sprawach praktycz-
nych? Parę minut pózniej zapukał do drzwi żółtego
domku i wszedł do środka. Minął kuchnię ze zlewem
pełnym nie zmytych naczyń i pchnął drzwi studia.
Cześć, Shaine przywitał się.
Owinięta w wielki płócienny fartuch, pochylała się
nad stołem z młotkiem w jednej ręce i stępionym
gwozdziem w drugiej. Stół pokrywały pocięte kawałki
szkła. Projektuje, pomyślał z zainteresowaniem. Przy-
sunął sobie stołek.
Nie przeszkadzaj sobie rzucił do Shaine pogod-
nie. Jak Padric?
Doprowadza wszystkich do szału. Nie cierpi sie-
dzieć w zamknięciu. I wszyscy już wiedzą, że ojciec
Daniela wrócił.
Niech to szlag zaklął Jake z uczuciem.
Dzisiaj trzy razy mnie pytali, kiedy bierzemy ślub.
Jakie uniósł brew.
I co odpowiedziałaś?
100 SANDRA FIELD
%7łe mnie nie prosiłeś o rękę.
Wyjdziesz za mnie, Shaine?
Palec zsunął się jej po szkle; Jake z przerażeniem
zobaczył kroplę krwi. Shaine spokojnie spłukała dłoń
pod kranem i nakleiła plaster.
Z ołowiem trzeba uważać rzuciła obojętnie
i równie obojętnie dodała: Nie, nie wyjdę.
Usiadła, wybrała kawałek szkła i zaczęła go przyci-
nać. Drobiny szkła posypały się na stół.
Zastanawiałem się, skąd masz te szramy na dło-
niach. Czemu za mnie nie wyjdziesz?
Jej oczy zapłonęły ogniem.
Mam syna, zapomniałeś? Mieszkam w Cranberry
Cove, nie w Paryżu ani Nowym Jorku.
Chciałabyś mieszkać w Paryżu?
Odłożyła młotek i z tłumioną frustracją w głosie
odpowiedziała:
Powiem to jeden jedyny raz: oddałabym wszystko,
żeby się stąd wynieść. Ale nie ma o tym mowy, póki
Daniel nie skończy osiemnastu lat.
A ćoż takiego jest w Nowym Jorku, czego nie
masz tutaj?
%7łartujesz? Zaczęła odliczać na palcach. Mog-
łabym się nauczyć malować na szkle i trawić je za
pomocą kwasu, mogłabym odwiedzać pracownie in-
nych artystów, rozmawiać z ludzmi znającymi się na
rzeczach, których bardzo bym się chciała dowiedzieć.
Odwiedzać galerie, uczyć się, rozwijać.
Głos jej drżał.
Mnóstwo dzieci mieszka w Nowym Jorku i Paryżu
zauważył Jake.
Daniel mieszkał tu całe życie. Tu ma przyjaciół,
CZAOWIEK SUKCESU 101
drużynę. Nie mogę mu tego odbierać z egoistycznych
pobudek. Sięgnęła po szczypce. I jeśli piśniesz mu
o tym choć słowo, posiekam cię na tyle kawałeczków,
że będziesz się nadawał na mozaikę.
Doktor miał rację, pomyślał Jake. Shaine chciała
wyjechać. Czy on, Jake, mógł coś na to poradzić?
Chyba tak.
ROZDZIAA SMY
Od drzwi wejściowych rozległy się melodyjne
dzwięki.
Cholera mruknęła Shaine z lekkim zdziwie-
niem. Ktoś się dobija do drzwi frontowych. Zaraz
wracam.
Jake bezczelnie ruszył wślad za nią. Na progu stał
jakiś mężczyzna w wyprasowanych flanelowych spod-
niach i błękitnym blezerze, uczesany i uśmiechnięty.
Jake nie zdziwił się zupełnie, kiedy Shaine zawołała na
powitanie:
Cameron! Co tu robisz? Wejdz, proszę.
Gość nachylił się i pocałował ją w policzek.
Byłem w galerii w St. John s i postanowiłem nieco
zboczyć z trasy; mam dla ciebie dobre wieści. Twój
witraż został przyjęty do konkursu.
Naprawdę? To wspaniale! Shaine zaczęła tań-
czyć w przedpokoju. Ale teraz będę musiała czekać
całe wieki na wynik...
Myślę, że masz szansę odparł Cameron z uśmie-
chem. Inaczej nie proponowałbym ci udziału.
Facet jest w niej zakochany po uszy, pomyślał Jake.
Odchrząknął i wszedł do salonu.
Nie przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi,
Shaine?
CZAOWIEK SUKCESU 103
Jeśli sądził, że ją zbije z tropu, to się pomylił.
Cameron, oto Jake Reilly rzuciłagładko. Zdra-
dzę ci sekret, który znają wszyscy od Labradoru po
Grand Banks: Jake jest ojcem Daniela. Wpadł z wizytą
z Nowego Jorku.
Jake dziarsko uścisnął dłoń Camerona.
Miło cię poznać. Dziękuję, że dbałeś o interesy
Shaine; jest doskonała, prawda?
Jak długo zostaniesz? wtrąciła się Shaine.
Tylko do jutra. Po południu mam lot do Toronto.
Pościelę ci w sypialni gościnnej odparła życz-
liwie. Po południu muszę być na meczu Daniela; to
półfinał, obiecałam mu, że się zjawię. Zmarszczyła
brwi. Ty pewnie nie masz ochoty...
Z przyjemnością będę ci towarzyszył rzucił
z galanterią.
To bardzo miło. Poklepała go po rękawie.
Przynieś bagaże, a ja zaparzę herbaty.
Kiedy mężczyzna posłusznie wyszedł, Shaine napad-
ła na Jake a.
Jak śmiesz go obrażać? Pomógł mi w trudnym
okresie, a to więcej, niż ty zrobiłeś!
Ale nie szalejesz z miłości do niego.
Wżyciu liczy się coś więcej niż seks.
Ciszej mruknął Jake leniwie. Nie chcesz chyba
zaszokować Camerona. Pocałował ją mocno w usta.
Do zobaczenia na lodowisku.
Poruszał się z nieświadomą gracją: Shaine na mo-
ment cofnęła się w przeszłość. Ostatni mecz przed
końcem liceum: Jake strzelił decydującego gola na
dziesięć minut przed końcem i trybuny oszalały. Scho-
dząc z tafli, posłał jej szeroki uśmiech i pocałował ją
104 SANDRA FIELD
lekko w policzek. %7łyła tym wspomnieniem przez
następnych pięć lat, kiedy studiował na uniwersyte-
cie...
Shaine? odezwał się chłodno Cameron.
Przepraszam.
Nie było najmniejszego ryzyka w tym, że go za-
prosiła na noc.
Jake zjawił się przed czasem. Usiadł zgarbiony na
ławce; mimo udawanej pewności siebie perspektywa
spędzenia najbliższych dwóch godzin w towarzystwie
Shaine i Camerona wcale go nie cieszyła.
Nagle serce podskoczyło mu w piersi, kiedy weszła
Shaine z synem. Zauważyła Jake a, zawahała się mo-
ment, po czym ruszyła w jego stronę. Miała szyte na
miarę wełniane spodnie i gruby zielono-rdzawy sweter.
Gotówbył się z nią kochać na lodzie.
Gdzie Cameron?
Musiał zadzwonić do matki. Zaraz przyjdzie.
To niedorzeczność. Między tobą i nim nic nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]