[ Pobierz całość w formacie PDF ]

księżniczkę Meredith, by z nim została!
S
R
- No dobrze, w takim razie ściągnij tu swoją ciotkę.
Przerwała układanie ciuchów.
- SÅ‚ucham?
Zwolnię cię wyłącznie pod warunkiem, że wezwiesz tu swoją
ciotkÄ™.
Ale ona...
Ma już dość pracy? Widziałem ją przed zniknięciem. Była
zmęczona, ale nie wyczerpana. Poza tym tutaj są wymarzone
warunki do relaksu. Może sobie odpoczywać do woli. Dam jej
kogoÅ› do pomocy.
Czekał na odpowiedz, ale Merry tylko przesunęła koniuszkiem
języka po wargach. Przyglądał się temu jak urzeczony. Może
niepotrzebnie znalazł się z nią w jej sypialni.
Nie mogę jej tu ściągnąć.
W takim razie musisz zostać do końca tych trzech tygodni, jak
się umawialiśmy. Inaczej podam cię do sądu.
Merry wybuchnęła śmiechem.
Nie ma sprawy. Mój tata z wielką chęcią wyłoży każdą sumę,
byle bym tylko wróciła do domu.
Nie chcę pieniędzy, chodzi o czas. Jeśli porzucisz pracę, od razu
podam cię do sądu, a moi adwokaci załatwią, że do zakończenia
sprawy nie będziesz mogła opuścić Stanów.
-Aha...
- Tak bardzo zależy mi na tobie lub twojej cioci, bo zamierzam
urządzić wielki bal. - Wymyślił to dopiero teraz. Taki bal będzie
świetną okazją, by wyznać jej prawdę.
- Wszyscy goście, którzy mają u nas rezerwację od soboty, do-
stanÄ… zaproszenia.
S
R
Bal? - Roześmiała się. - To dobre dla rodziny królewskiej.
Naszych gości traktujemy po królewsku. - Uśmiechnął się. -
Masz doświadczenie w organizowaniu takich imprez, prawda?
Tak, mam.
W takim razie pisz. Mam pewne pomysły.
Chcesz teraz zaplanować bal?
A na co czekać? Ty zostajesz, ja jestem w nastroju. Zadzwońmy
do kuchni po szefa. Zaczniemy od menu.
-Hm... no dobrze...
Alexander uśmiechnął się. Może to nie było wielkie zwycię-
stwo, ale przynajmniej zyskał na czasie.
Szef kuchni wyszedł po trzech godzinach. Miał błędny wzrok,
bo wyzwanie nie było łatwe. Merry rozluzniła się. Planowanie
poszło im całkiem niezle; Alexander był rzeczowy, znał się na
organizacji takich imprez, co miło ją zaskoczyło. Choć właści-
wie nie powinna się dziwić. Człowiek zamożny i wpływowy
bywał na przyjęciach i galach.
Kiedy skończyli, za oknami już zapadał zmrok. Dopiero wtedy
Merry poczuła, że umiera z głodu. Alexander zaproponował, by
zjedli razem kolację, lecz odmówiła.
Dzięki, ale muszę zajrzeć do biura. Skoro zostaję, to mam mnó-
stwo spraw do załatwienia.
W takim razie odprowadzÄ™ ciÄ™.
Westchnęła w duchu. Zdążyła na tyle poznać swego szefa, by
nie oponować. Nie da jej spokoju, póki nie po stawi na swoim.
Zresztą spacer rzęsiście oświetloną alejką niczym nie groził.
S
R
Zamknęła drzwi i ruszyła, lecz Alexander przytrzymał ją za ra-
miÄ™.
Chodzmy plażą.
Ale ja muszÄ™...
Namawiając cię, byś została, kusiłem cię odpoczynkiem i relak-
sem. Skorzystaj z tego.
Uległa i dała się poprowadzić ścieżką biegnącą brzegiem oce-
anu. Księżyc oblewał świat srebrzystym blaskiem, ciszę prze-
rywał tylko odgłos ich kroków. Poczuła, jak powoli ogarnia ją
błogi spokój.
Pytałaś o moją przeszłość - zagaił Alexander. -Nie powiedzia-
łem ci wiele. - Roześmiała się, odgarnęła z twarzy pasemko po-
ruszanych wiatrem włosów. Patrzył na to jak urzeczony. -
Chciałbym opowiedzieć ci trochę o sobie.
Tak... - Obudziła się w niej czujność.
Małżeństwo moich rodziców nie było typowe. Gdy się pobierali,
oboje byli... bogatymi ludzmi... Każde z nich miało na wzglę-
dzie istotne sprawy.
Zupełnie jakbym słyszała o moich rodzicach. Ich ślub tylko
przypieczętował wcześniejsze umowy.
Więc wiesz, na czym to polegało. Mój ojciec popełnił kilka
błędów, zle inwestując pieniądze. Stracił prawie wszystko, co
mieli.
-Uff!
- Moja mama nie była z tego powodu szczęśliwa.
A więc to tak... Kiedy ostatnio rozmawiali, wyjaśniła mu swoją
sytuację. Teraz on opowiadał o sobie, by mogła zrozumieć jego
życiowe wybory i powody, dla których odrzuca miłość. Czyli
nie musiała się obawiać, że złamie mu serce.
S
R
Zatrzymał się, popatrzył jej w oczy.
Rozumiesz, co powiedziałem?
Tak. Nie chcesz się zakochać. Najpierw napatrzyłeś się na nie-
udany związek rodziców, potem zle potraktowała cię kobieta,
którą kochałeś. Rozumiem. Nie wierzysz w miłość.
Nie wierzę. Ale to jeszcze nie wszystko. Chcę powiedzieć ci
jeszcze coÅ› o mojej rodzinie.
Po co? To niczego nie zmieni. Jestem zaręczona. Nie ma mowy,
by między nami do czegoś doszło.
Chciała uciec, lecz przytrzymał ją.
Nie proszę, byś zerwała zaręczyny. Zależy mi jedynie, byś mnie
lepiej poznała.
Znam cię lepiej, niż myślisz. Odrzucasz miłość. Kobieta, która
znajdzie drogę do twego serca, będzie bardzo szczęśliwa, bo
jesteś najlepszym i najbardziej wielkodusznym mężczyzną, ja-
kiego znam. Tylko że to nijak ma się do mnie.
Merry odwróciła się i szybko ruszyła przed siebie. Tym razem
nie próbował jej zatrzymywać, tylko szedł tuż obok niej.
- Nie chcesz choćby spróbować?
Zatrzymała się, wbiła w niego wzrok.
- Po co? %7łebyśmy się z sobą przespali? Raz, góra dwa
razy? Wiem, że mogłabym cię pokochać. Gdybyśmy po
szli z sobą do łóżka, pokochałabym cię... kosztem moje
go męża. I całe życie tęskniłabym za tobą.
Przyśpieszyła kroku. Była zła na niego, że okazał się taki gru-
boskórny. Weszła do recepcji, spytała o wiadomości. Lissa po-
dała jej kilka kartek, a potem zapytała młodą recepcjonistkę:
S
R
- Andi, nie chcesz zrobić sobie przerwy?
- Jasne! Nie musisz mi dwa razy powtarzać.
Kiedy odeszła, ciotka ujęła Merry za rękę.
- Kochanie - zaczęła łagodnie - Phipps-Stoverowie się
rozwodzÄ….
Merry popatrzyła na nią z roztargnieniem.
Przepraszam, co mówiłaś?
Państwo Phipps-Stoverowie się rozwodzą. Czyli nie masz dwu-
dziestu jeden par. Od drugiej po południu, kiedy wnieśli pozew,
masz dwadzieścia par.
Widząc przerażoną minę ciotki, Merry zaczął ogarniać niepokój.
Ale przecież oni się pobrali.
Owszem, jednak ich związek powinien trwać do twoich trzy-
dziestych urodzin.
Wreszcie dotarł do niej sens słów Lissy. Pośpiesznie popatrzyła
na swoje dłonie. Już widać było na nich siateczkę zmarszczek.
Czyli klątwa znowu zaczęła działać. Wkrótce przeobrazi się w
staruszkÄ™!
O Boże! - Z trudem powstrzymywała łzy. Nie przeżyje tego!
Tych siedem lat było straszne. Nigdy więcej! Nigdy...
Merry, do swoich trzydziestych urodzin musisz mieć na koncie
dwadzieścia jeden par. Jeśli nie, na zawsze zostaniesz staruszką.
Ale na pewno dasz radÄ™, wygrasz. WierzÄ™ w ciebie!
Boże, jak miała tego dokonać?! Czasu jest tak niewiele, a wśród
gości nie znalazła nikogo, kogo mogłaby wyswatać.
Szklane drzwi rozsunęły się bezszelestnie, do holu wszedł
Alexander.
S
R
-Merry... -zaczÄ…Å‚.
Lecz ona nie słuchała, choć marzyła, by ze szlochem paść w
jego ramiona, szukać u niego wsparcia i pociechy. Ale przecież
on jej nie uwierzy. Uznają za skończoną kłamczuchę, fantastkę,
oszustkÄ™.
Minęła go i wybiegła na dwór.
Chciał pobiec za nią, lecz Lissa położyła rękę na jego ramieniu.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Nazajutrz, ledwie się przebudziła, Merry popatrzyła na swoje
dłonie. Niestety najczarniejsze obawy potwierdziły się: skóra
stała się cienka i obwisła, tuż przy nadgarstku pojawiła się brą-
zowa plama.
Wyskoczyła z łóżka, podbiegła do lustra. Siateczka zmarszczek
wokół oczu miała jednoznaczną wymowę -jej metamorfoza
rozpoczęła się na dobre. Na razie zmiany były niewielkie, ale za
kilka dni...
Ma trzy, góra cztery dni, nim na powrót stanie się dawną Merry
Montrose. I dwa tygodnie na odwrócenie losu.
Wczoraj wieczorem była załamana, ale dziś wstąpiła w nią na-
dzieja, a wraz z nią odczuła przypływ energii. Nie podda się,
będzie walczyć. Tych siedem lat zmieniło jej spojrzenie na wie-
le rzeczy i dużo ją nauczyło. Nie ulegnie panice ani nie załamie
rąk. Skojarzyła dwadzieścia szczęśliwych par. Skojarzy jeszcze
jedną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl