[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak to jest znalezć się w twoim ciele, pamiętam, jak
wyglądasz, przeżywając orgazm.
Jane przestała zastanawiać się nad ryzykiem. Zapragnęła
jeszcze raz być z mężczyzną, z którym kochała się w dżungli.
- Wtedy nazywałeś się John i nie nosiłeś tego. - Zdjęła mu
okulary.
- Co robisz?
- Nie chcę, byś je miał na nosie, kiedy cię całuję -
odparła, ujmując w dłonie głowę Samuela.
Było jej niewygodnie, bo musiała trzymać okulary.
Samuel stał nieporuszony, ale jej pragnął, nawet jeśli nie
ułatwiał teraz sytuacji.
Powoli schylił głowę. Jane wspięła się na palce, gotowa
spotkać jego usta w pół drogi. Nagle wyprostował się, mimo
że Jane wydała jęk rozczarowania. Po chwili jednak znowu się
pochylił, jakby ulegał własnym żądzom, a nie woli
spragnionej pieszczot kobiety. Tylko że nie zrobił tego po to,
by pocałować, lecz szepnąć Jane coś do ucha,
- Ktoś tu jest - usłyszała i szeroko otworzyła oczy, a
Samuel wcisnął jej w rękę kluczyki od samochodu.
- Wsiądz do dżipa i zamknij drzwi - powiedział cicho,
odebrał jej swoje okulary i zniknął.
Jane stała i patrzyła za nim w ciemnościach. Zaraz
pomyślała o włamywaczach, o których wspominała Frances
Ann. Z wrażenia nie była w stanie się poruszyć. Przez głowę
przemknęła jej myśl, że być może profesor w okularach i
tajemniczy bojownik stanowią jedność. A jeśli Samuel, nie
mogąc wyznać prawdy, chciał po prostu pokazać, jakim jest
człowiekiem? Tymczasem ona nie potrafiła zaufać temu, co
widziała lub... czuła. Zrozumiała w końcu, że mężczyzna, w
którym się zakochała, nie był iluzją.
Od strony domu dobiegł trzask gałęzi. Jane ogarnął strach,
lecz nie mogła już schronić się do dżipa. Słyszała, że ktoś
biegł w jej kierunku. Samuel nie zwykł czynić takiego hałasu.
W świetle lampy zapalonej na ganku dostrzegła dwa cienie.
Po chwili jeden padł na ziemię.
- Samuel! - krzyknęła i ruszyła do przodu.
- Mówiłem, żebyś siedziała w dżipie - odezwał się
Samuel, przyklękając nad leżącym.
- Nie było czasu - odparła, podchodząc bliżej. - Złapałeś
go? Czy on...
- %7łyje - odpowiedział. - Idz, powiedz Frances Ann, żeby
wezwała policję. Złapałem włamywacza.
Policja przyjechała bardzo szybko. Oto kolejny powód, by
zamieszkać w małym miasteczku, pomyślał Samuel,
spoglądając na radiowóz oddalający się z potencjalnym
włamywaczem na tylnym siedzeniu. Stróże porządku nie
notowali tu zbyt wielu przestępstw. Udaremnienie włamania
było jednym z najbardziej interesujących zdarzeń ostatnich
dni.
- Ależ to podniecające - skomentowała Frances Ann.
Miała na sobie bluzkę ozdobioną różowymi, zielonymi i
czerwonymi kokardkami oraz różowe papiloty na głowie.
- Nikt nie będzie nas już więcej niepokoił - zapewnił
starszą panią Samuel.
- Wiem. Jesteś wspaniały, naprawdę wspaniały! -
Staruszka poklepała go po ramieniu.
Samuel poczuł zadowolenie, że ktoś tak o nim myśli. Jane
zachowywała się dziwnie, od chwili gdy zobaczyła
powalonego intruza. Nie odzywała się, a po przesłuchaniu
policyjnym szybko wróciła do mieszkania.
- Policjanci byli tacy mili - zachwycała się Frances Ann. -
Myślę, że czuli się winni. Nikt z nich mi nie wierzył, kiedy
mówiłam, że ktoś się kręci wokół domu, a teraz musieli
uwierzyć, prawda?
- Tak. - Samuel postanowił nie mówić gospodyni, co
usłyszał od jednego z policjantów.
Młody przestępca był notowanym przez policję
narkomanem, który potrafił podłączać się do policyjnej sieci
telefonicznej i wykorzystywał to przy planowaniu włamań.
Musiał zauważyć, że staruszka po wielekroć dzwoniła na
policję, i uznał, że nikt nie zareaguje na jej kolejny telefon.
- Powinniśmy chyba wrócić do domu - zaproponował
Samuel. - Wiem, że to wszystko wydaje się fascynujące, ale
chciałbym nieco uspokoić nerwy, a nie mogę, póki panią
widzę.
Frances Ann zachichotała jak pensjonarka.
- Rozumiem, że chcesz sprawdzić, jak miewa się Jane.
Wyglądała na przejętą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]