[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miała plan, zwłaszcza w przypadku, gdyby syn Abdula Hamdiego nie udzielił jej wy-
czerpujących informacji.
Przez pociąg przemaszerował konduktor, oznajmiając przyjazd do Luksoru.
Erykę przeszedł dreszcz emocji. Wiedziała, że Luksor dla Egiptu jest tym, czym Flo-
rencja dla Włoch: po prostu klejnot. Na stacji czekała na nią jeszcze jedna niespo-
dzianka. Na postoju nie było nic prócz pojazdów konnych. Uśmiechając się z zadowo-
leniem, od pierwszego wejrzenia pokochała Luksor.
Kiedy przybyła do Winter Palace Hotel, w mig pojęła, dlaczego tak łatwo zdo-
była w nim pokój, mimo wielu turystów odwiedzających Luksor. Hotel znajdował się
w remoncie i aby dostać się do swojego pokoju, Eryka musiała przejść po gołej pod-
łodze na pierwszym piętrze, zawalonej stertami cegieł, piachu i gipsu. Wynajęto tylko
kilka pokoi. Remont nie ostudził jej optymizmu. Pokochała to miejsce za jego ele-
gancki, wiktoriański urok. Po drugiej stronie ogrodu wyrastał New Winter Palace Ho-
tel. W przeciwieństwie do budynku, w którym zamieszkała, przedstawiał nowoczesną,
wysoką bryłę bez żadnego stylu. Cieszyła się z wyboru miejsca. W pokoju nie było
klimatyzacji, jedynie pod niezwykle wysokim sufitem obracał się powolny, szerokoło-
patkowy wentylator. Na lekki, kuty w metalu balkon z widokiem na Nil prowadziły
drzwi w stylu francuskim.
Nie było prysznica; w wyłożonej kafelkami łazience królowała ogromna, porce-
lanowa wanna, którą Eryka natychmiast wypełniła po brzegi wodą. Gdy tylko zanu-
rzyła stopę w orzezwiającej kąpieli, w drugim pokoju zaterkotał staroświecki telefon.
Przez chwilę postanowiła nie podnosić słuchawki. Ciekawość jednak zatriumfowała i
Eryka, chwytając z wieszaka ręcznik, weszła do sypialni, aby odebrać telefon.
- Witamy w Luksorze, panno Baron.
To był głos Ahmeda Khazzana. Przez moment poczuła dawny strach. Choć
zdecydowała się odszukać posąg Setiego I, miała nadzieję, że przemoc i niebezpie-
czeństwo pozostały w Kairze. Ale teraz władze znów miały ją na oku. Głos Ahmeda
brzmiał jednak łagodnie.
- Mam nadzieję, że się pani tu spodoba.
- Z pewnością - odpowiedziała. - Poinformowałam pańskie biuro o zamiarze
opuszczenia Kairu.
- Wiem, dostałem wiadomość. Dlatego dzwonię. Spytałem w hotelu, kiedy pa-
ni przyjeżdża, gdyż chciałem panią powitać. Widzi pani, mam dom w Luksorze. Przy-
jeżdżam tu tak często, jak się da.
- Ach tak - odezwała się Eryka, zastanawiając się, do czego on zmierza.
- Panno Baron, czy zjadłaby pani dziś ze mną kolację?
- Czy to zaproszenie oficjalne czy prywatne?
- Całkowicie prywatne. Przyjadę po panią o dziewiętnastej trzydzieści.
W mgnieniu oka rozważyła zaproszenie. Brzmiało całkiem niewinnie.
- W porządku. Będę zaszczycona.
- Cudownie - rzekł Ahmed, wyraznie uradowany. - Proszę mi powiedzieć, czy
lubi pani jazdę konną?
Eryka wzruszyła ramionami. Prawdę mówiąc nie siedziała w siodle od wielu
lat, choć jako dziecko uwielbiała to. Pomysł zwiedzania starożytnego miasta na koń-
skim grzbiecie pobudził jej wyobraznię.
- Tak - rzuciła obojętnie.
- To jeszcze lepiej - ucieszył się Khazzan. - Proszę włożyć coś stosownego na
taką przejażdżkę. Pokażę pani Luksor.
Kiedy dotarli na skraj pustyni, Eryka, trzymając się mocno w siodle, pozwoliła
czarnemu ogierowi gnać przed siebie. Zwierzę przyśpieszyło kroku i jak błyskawica
wbiegło na małe, piaszczyste wzgórze, galopując wzdłuż jego krawędzi prawie przez
milę. W końcu dziewczyna ściągnęła cugle, by zaczekać na Ahmeda. Zachodziło słoń-
ce, Eryka spojrzała w dół na ruiny świątyni w Karnaku. Po drugiej stronie rzeki, poza
nawadnianymi polami wyrastały ostre szczyty Gór Tebańskich. Dostrzegła wejścia do
niektórych grobowców możnowładców egipskich.
Eryka uległa magii tej wspaniałej sceny. Rytmiczny ruch zwierzęcia dawał jej
poczucie podróży w czasie. Ahmed galopował tuż przy niej, ale nie odzywał się ani
słowem. Wiedział, o czym ona myśli i nie chciał jej przeszkadzać. Eryka jednym spoj-
rzeniem oceniła jego ostry profil w łagodnym świetle. Ubrany był w luzny, bawełnia-
ny strój w kolorze śnieżnej bieli. Koszulę miał rozpiętą na piersiach, rękawy zawinięte
nad łokcie. Czarne, lśniące włosy powiewały na wietrze, a na czole pojawiły się drob-
ne kropelki potu.
Nadal dziwiła się temu zaproszeniu, nie mogąc zapomnieć jego oficjalnego
chłodu. Od czasu jej przyjazdu okazywał serdeczność, ale pozostawał oszczędny w
słowach. Zastanowiła się, czy wciąż Yvon de Margeau nie dawał mu spokoju.
- Piękna okolica, prawda? - zapytał.
- Cudowna - przytaknęła Eryka, mocując się z ogierem, który rwał się do dal-
szego biegu.
- Kocham Luksor. - Ahmed zwrócił się do Eryki, patrząc na nią poważnym, lecz
zmieszanym spojrzeniem.
Dziewczyna była pewna, że chciał dodać coś jeszcze, lecz on tylko patrzył na
nią przez kilka sekund, a następnie odwrócił się i utkwił wzrok w krajobrazie. Stali tak
w milczeniu. Cienie w rumach stawały się coraz głębsze, zapowiadając nadchodzącą
noc.
- Przepraszam - odezwał się. - Na pewno umiera pani z głodu. Jedzmy na ko-
lację.
Pogalopowali w stronę wiejskiego domu Ahmeda, omijając świątynię w Karna-
ku. Droga wiodła wzdłuż Nilu. Przejechali obok powracającej z rejsu feluki. Rybacy
śpiewali cicho, zwijając na noc żagle. Kiedy przybyli do domu Khazzana, Eryka pomo-
gła mu rozsiodłać konie. Umyli ręce w drewnianym korycie stojącym na podwórzu i
weszli do środka.
Gospodarz Ahmeda przygotował prawdziwą ucztę i podał wszystkie potrawy w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]