[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spłynęły w ziemię. Uczuł się sam, bez nikogo. Miłość nie zdołała w nim jeszcze zniweczyć
przewagi smutków. Ale zarazem siły, które w nim trwały, zbudziły go. Zawołały do życia, po
sławę i czyn.
Gdy wrócił na drogę prowadzącą do dworu, zobaczył pachołka, który go czekał, gwarzą-
cego z dwojgiem wieśniaków, na koniach, uzbrojonych od stóp do głów. Poznawszy pana,
pokłonili się, lecz jego zdziwiła ta niespodzianka i począł pytać, co to znaczy?
Jego Miłość pan Wąsowicz uzbroił nas w rusznice i kazał wszystkich gości, którzy będą
jechać przez drogę, siłą prowadzić do zamku.
A cóż on tam z nimi czyni?
Częstuje ich, uczty na ich cześć wydaje, proszę Waszej Miłości.
Niezwykłe ja tam widocznie rzeczy zastanę pomyślał sobie Hellburg, który znał już
sposób zabawy Wąsowicza. Ruszył konia, lecz gdy ujechał kilkadziesiąt kroków dalej, stanął
przed rozwalonym lamusem.
Co się tu stało? spytał się zbrojnych, którzy mu towarzyszyli.
Jego Miłość pan Wąsowicz skarbów szukał, ale że dach się począł walić, więc zaprzestał
poszukiwań.
Piotr doznał łatwo zrozumiałego niezadowolenia. Ale że z Wąsowiczem łączyły go za-
dzierżgnięte węzły przyjazni, więc nie chciał mu tego dać poznać i starał się rozpogodzić.
Zajechał przed dwór i pachołowi rzucił lejce konia, którego ten dla ochłody oprowadziwszy,
do stajni zawiódł.
Wieczór już zapadł zupełny. Na obszernym dziedzińcu przed dworem pusto było, nato-
miast z wielkiej sali na dole dochodziło światło, krzyki i muzyka. W tym domu, który pozo-
stawił cichym i nigdy go sobie innym nie wyobrażał, odbywała się najwidoczniej pijatyka, a
może orgja wieczorna. Chciała go już służba Wąsowiczowi oznajmić, ale on postanowił
wejść niespodziewanie.
Nie przypuszczano też tam, by ktokolwiek bez zapowiedzenia o tej porze mógł przybyć,
więc zabawa odbywała się swobodnie w całej pełni.
Otwarł drzwi i zajrzał do wnętrza.
Na środku sali płonął świecznik, sowicie dziś świecami jarzącemi przystrojony.
Około wielkiego stołu zasiadł pan Wąsowicz i pięciu szlachty braci, uwięzionych po dro-
dze i przyprowadzonych pod grozbą pistoletu. %7łe jednak było to tylko dowodem gościnności,
więc szlachta zmiękła łatwo, zwłaszcza, gdy dowiedziała się, jak znakomitego ma kompanio-
na.
P. Wąsowicz celował też w urządzeniu zabawy. W kącie na ławie muzykanci wędrowni,
sprowadzeni z miasteczka, nietrzezwi, rżnęli gonionego . Była to okropna dysharmonja fał-
szywych instrumentów. Pan Wąsowicz w środku sali, przy pomocy reszty gości, zmuszał
jedynego szlachcica, który nie był pijany do wychylenia kielicha, zawierającego kwartę stare-
go wina.
Zlitujcie się Waszmościowie! błagał szlachcic. Jadę na wesele córki. Jeżeli jutro rano
nie zajadę, wszystko się opózni. Klnę się na Boga, że powrócę. Tylko odprawię wesele, zaraz
powrócę. %7łal by mi było tak doborowego towarzystwa. Puście mnie na tydzień tylko. Wy-
obrazcie sobie, jaki tam zapanuje niepokój, gdy nie przybędę. Będą szukać na wszystkie stro-
ny, aż wreszcie znajdą mnie tutaj pijanego w kompanji.
Zięć poczeka, córka poczeka wołał pan Wąsowicz, a my nie poczekamy. Kto na miej-
scu, ten pierwszy. Pij waść, albo Waszmości uszy od butów poodstrzelam. Takiś ty, byś gar-
dził naszą kompanją i wstydził się, by cię w niej pijanym znaleziono?
Zlitujcie się jęczał szlachcic.
24
Raz, dwa, trzy odliczył pan Wąsowicz, poczem wycelował z krócicy i kula u stóp
szlachcica oderwała drzazgę od podłogi.
Szlachcic skoczył jak oparzony, szybko wypił puchar i odrazu zwalił się, ku śmiechowi
wszystkich, na podłogę.
Wtedy dopiero pan Wąsowicz dojrzał jakąś nową postać, milcząco w drzwiach stojącą.
Gość! krzyknął. Daj nam go tu! Rzucił się ku niemu z resztą szlachty, ale w tej chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]