[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za sobą tętent koni i okrzyki:
39
 Aapać złodzieja! Chwytać go!
Przerażony Dzięcioł co prędzej zamienił worek ze złotem w pieniek, a siebie samego w
muchomora. Pokrzykując przebiegli obok niego dzicy jezdzcy na koniach czarnych jak sadze
i pognali dalej, błyskając szablami.Wtedy pieniek stał się znowu workiem, a muchomor
człowiekiem. Dzięcioł chwycił worek i powlókł się dalej co sił.Już doszedł do połowy drogi,
kiedy usłyszał za sobą tętent i wrzask nowej pogoni, a strzały z łuków zaczęły ze świstem
szyć krzaki.
 Mamy go!  krzyczeli goniący.  Mierz dobrze, nie żałuj! Zabijemy go i stratujemy!
W jednej chwili Dzięcioł przemienił się w dąb, worek zamienił w barć, a pieniądze w
pszczoły. Goniąca go chmara łuczników pognała dalej, a Dzięcioł wrócił z workiem i
pieniędzmi do zwykłej postaci i powlókł się dalej.Już był blisko swojej wioski, kiedy ze
wszystkich stron huknęły strzały z muszkietów. Chociaż nieprzyjaciół zasłaniały krzaki,
Dzięcioł poznał, że jest otoczony. Rzucił przed siebie kamień i rozlało się jezioro. On sam
przemienił się w łódz rybacką, worek zamienił w ceber z wodą, a dukaty w pływające w
cebrze karasie.Zbiegli się nieprzyjaciele z dymiącymi jeszcze strzelbami, popatrzyli na
jezioro, poszwargotali w niezrozumiałym języku i zawrócili, skąd przyszli.Dzięcioł znowu
dzwignął worek. Zwitało już, więc westchnął z ulgą, bo wiedział, że razem z nocą i strachy
też przeminą.Już Dzięcioł staje we wrotach swojej chaty, już jest we drzwiach i za klamkę
chwyta... Wtem słyszy za sobą głos Macieja, swego sąsiada:
 Hej, Dzięcioł! A pokaż no, co tam dzwigasz nocą po kryjomu!
Rzucił się Dzięcioł naprzód i zawadził workiem o hak. Usłyszał, jak worek się rozerwał, a
dukaty z brzękiem posypały się na ziemię.Wtedy nie wytrzymał, zapomniał o przestrodze
czarownicy i odwrócił się. Ukląkł i chce zbierać rozsypane dukaty  a tu zamiast złota pełno
trocin dookoła.Przed nim stoi znajomy diabeł w kusym fraczku i śmieje się
szkaradnie...Przerażony Dzięcioł upadł zemdlony.Leżał tak do białego dnia. Kiedy otrzezwiał
i zajrzał do worka, zobaczył w nim też trociny. Po dukatach nie zostało ani śladu. Wziął
głowę w ręce i gorzko zapłakał.Odtąd Dzięcioł unikał ludzi i mówiono o nim, że jest
,,pomylony", bo wciąż tylko mamrotał:
 Sprzedałem duszę, a gdzie moje złoto?
40
DWAJ SSIEDZI
Wybrał się Maciej w odwiedziny do sąsiada Grzegorza. Niedaleko chaty spotkał jego
chłopaka.
 Co robi twój tata, Józinku?  pyta go.
 Właśnie zabierał się do jedzenia, ale jak was zobaczył za gumnem, to wstał od stołu i nie
zjadł.
 Dlaczegoż to?
 A bo tata powiedział, że wy byście za dużo nam zjedli, więc matka musiała wszystko ze
stołu pochować.
 A gdzie schowała, Józinku?
 Gęś na piec, ser do komina, kiełbasy z kapustą do piekarnika, pierogi do dzieży, a dwa
dzbany z piwem pod ławę.
Maciej więcej nie pytał, roześmiał się i po chwili wchodził już przez próg do chaty
Grzegorza.
 Witajcie, sąsiedzie  pozdrowił go Grzegorz.  Jaka szkoda, żeście nie przyszli trochę
wcześniej, bylibyście zjedli z nami, a teraz nic nie zostało i nie mamy czym was poczęstować.
 Nie mogłem przyjść wcześniej, kochany sąsiedzie, bo mi się coś takiego przytrafiło,
czegom się wcale nie spodziewał.
 A co takiego, powiadajcież!
 Zabiłem, wiecie, węża, a ten wąż miał głowę taką ogromną, jak ten ser, co wisi tu w
kominie. I taki był tłusty, jak gęś, co leży na waszym piecu, a mięsko to miał takie bieluchne,
jak pierogi w tamtej dzieży. A żebyście widzieli, jaki był długi! O, jak te kiełbasy, ułożone w
krąg na kapuście tam w piekarniku!
Dobrze to Maciej wytłumaczył! Grzegorz zawstydził się, że był taki niegościnny. Jego żona
musiała postawić z powrotem na stole jadło i napitek i teraz częstowali gościa oboje.
O LUDKACH BIEDOROBACH
%7łył w jednej wiosce chłop, który był taki biedny, że nieraz głodował z żoną i z dziećmi,
chociaż trudził się od rana do wieczora.Jakoś mu się nie wiodło i nie mógł się z biedy
wyplątać. Tak jak ryba, co rzuca się w sieci i rzuca, a wyjścia nie ma.
 Co to się dzieje  mówił do żony.  Inni mają czas przespać się i odpocząć w niedzielę.
Jadła im nigdy nie brakuje. A ja, sama widzisz, pracuję do siódmego potu i nic z tego nie
wychodzi.
41
 Wiesz co  powiada żona  jeszcze moja babka mi mówiła, że są na świecie takie
maleńkie ludki biedoroby, co jak się u kogo zagnieżdżą, to ostatnią koszulę ściągną mu z
grzbietu. Ani kropli mleka, ani jednego jajka, ani skibki chleba mu nie zostawią. Widać u nas
gdziesik takie biedoroby zalazły w jaką szparę i chcą nas zamorzyć.
Chłop podrapał się w głowę.
 Może to być. Ale jak je wypatrzyć ? I jak je wygnać z chałupy?
 Przyuważmy pilnie, może je zdybiemy  mówi żona.  Bo że są u nas takie biedoroby,
to pewne. Posadziłam w sadku kapustę, to mi ją zaraz zryły świnie sąsiada. Bieliłam płótno na
łące, to mi je ktoś ukradł. Dlaczego każdą biedę coś nagna zawsze prosto na nas? Nawet dym
od jakiegoś czasu nie idzie u nas do komina, tylko się wraca na izbę. Wszystko na złość.
Wystarał się raz ten chłop o bochenek chleba i kawałek słoniny na niedzielę. Przyniósł je
dzieciom i z tej radości zaczął im przygrywać na skrzypkach.A muzykant był z niego nie lada.
Za lepszych czasów ho! ho! jak to on umiał wygrywać! Nikt tak nie potrafił w całej okolicy.
Ale z tej biedy odechciało się nieborakowi grać i skrzypki ze smyczkiem wisiały na kołku
nieme.Teraz, kiedy zagrał po wieczerzy, dzieci najedzone zeskoczyły z ławy, wzięły się
wesoło pod boki i dalej w taniec.Tańczą, przytupują... wtem ojciec patrzy: kto to z jego
dziećmi tańczy? Powyłaziły skądsiś stwory-niestwory, ręce mają długie jak pajęcze nóżki,
szyje cienkie, pyszczki gładkie i złośliwe. A tyle ich się wyroiło i tak się kręcą, że ich nikt nie
zliczy.Domyślił się biedak, że to właśnie te ludki biedoroby, o których żona opowiadała.
Przestał grać i wypatrywał, co też one zrobią, dokąd pójdą.A psoty niecnoty zakręciły się,
zakotłowały i popychając jedne drugie uciekły pod piec niby robactwo jakie. Ehe! kiedy już
wiem, gdzie mieszkacie, to się was jakoś pozbędę, niedojady!", pomyślał chłop.Doczekał się,
aż dzieci posnęły, usiadł przy piecu i pyta półgłosem:
 Ludki, a może wam ciasno, może wam zle pod piecem?
 Nie, wcale nam nie ciasno  piszczą ludki biedoroby.  Dobrze nam tu, wygodnie.
Zmieściłyśmy się wszystkie.
Chłop wyciągnął rożek od tytoniu i pyta dalej:
 A w ten rożek byście się zmieściły?
 Oho, jeszcze jak!  odpowiadają. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl