[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uroczą twarzyczkę" napisała do niej w jednym z listów. Cytując ten fragment w swoich
Pamiętnikach księżna d'Abrantes opatrzyła go wzruszającym komentarzem: Uważam, że w tym
prostym zdaniu zawarte jest wszystko, co można wyrazić, a także wszystko, co można zrozumieć.
Szybko to pojęłam". Pojętną kobietą była pani d'Abrantes, że tak szybko wydedukowała wszystko,
co można zrozumieć" ze zdania, które nie zawierało nic ponad to, co można wyrazić".
A co z biednym Augustem? Nigdy nie przestał kochać Julii. Towarzyszył jej przez wiele lat jak
dalekie, przytłumione echo, pisał listy, obsypywał podarkami, zapisał w testamencie swój portret, a
umierając wpatrywał się w otrzymany od niej pierścionek.
Pobyt w Coppet miał dla'Julii jeszcze jeden mało przyjemny finał urealniono rozsiewany przez
nią mit o wygnaniu. Za aktywne uczestnictwo w salonowej konspiracji" została policyjnie
wydalona ze stolicy, z zakazem zbliżania się do Paryża na odległość mniejszą niż 40 mil.
Przeniosła wówczas swój dwór" do Chalons-sur-Marne, a następnie do Lyonu (1810), gdzie
przyszpiliła w swej kolekcji kolejnego motyla. Był nim Piotr Ballanche, autor paru dzieł
filozoficznych, tak opętany przez Julię, że już przez całe życie nie mógł wyzwolić się z
mistycznego kultu dla niej. Zadośćuczynienia za swą wierność dostąpił dopiero po śmierci (1847):
pani Recamier kazała go pochować w grobowcu, który przygotowała dla siebie na cmentarzu
Montmartre.
Z Lyonu Julia wyjechała do Włoch (1813), gdzie bawiła się do upadłego w Rzymie i Neapolu z
genialnym rzezbiarzem Canovą, królową Karoliną Murat i Hortensją Beauhamais. Z tą ostatnią
popełniła mnóstwo romantycznych nocnych szaleństw w ruinach Collosseum, w świątyni Vesty,
termach Tytusa modne były wówczas takie nocne spotkania w ruinach.
W roku następnym rozpoczął się jej kolejny wielki flirt, ze sławnym pisarzem, autorem Adolfa,
Beniaminem Constant.
220
10
Jedną z charakterystycznych cech przyjazni między panią de Stael a panią Recamier był fakt, że
kochankowie pierwszej starali się zostać kochankami drugiej. Przykłady: Mateusz de
Montmorency i Constant.
Początkowo nie przypadli sobie z Constantem do gustu. On w roku 1804 uważał ją za gnuśną
nudziarę, którą co prawda natura obdarzyła osobliwym czarem", ona z kolei pozwalała, by w
Coppet książę August traktował go jak natręta. W roku 1807 Constant napisał do Prospera de
Baranie: Ona nie ma zmarszczek, tak jak nie ma rozumu". Wkrótce potem poczuł, że dzieje się z
nim coś dziwnego: nie przestawał myśleć
0 tej kobiecie. Wiedząc, ilu głupców dało się złapać na jej sztuczki, walczył z sercem za pomocą
mózgu. Przez sześć lat. Po sześciu latach (1814) uświadomił sobie, że przegrał i że niczego tak nie
pragnie, jak jej wzajemności.
Z jednej strony Constant karmił się nadzieją, że będzie pierwszym, który wygra, pierwszym, który
pokrzyżuje jej grę i upajał się jeszcze nie osiągniętym szczęściem, pisząc: Kochać to znaczy
cierpieć, ale kochać znaczy również żyć. Nie żyłem już od tak dawna". Z drugiej strony jego
intelekt obnażał mu złudność tych rojeń. Jestem jak kobieta pokładająca nadzieję w losie
loteryjnym" pisał innym razem z ponurą ironią. Według Fabre-Luce'a ten pojedynek serca i
rozumu był dla Constanta największą przyjemnością seksualną, formą bardzo dystyngowanego
onanizmu".
Gdy minęło pierwsze uniesienie, wytrawny play-boy Constant rozpoczął zdobywanie pani
Recamier na zimno, ze ściśle opracowanym planem. Przyjął postawę oddanego przyjaciela i widząc
szansę w próżności Julii, zastosował starą metodę Corneille'a i Ronsarda: Jeśli mnie pokochasz,
uczynię cię nieśmiertelną". Podjął próbę pisania biografii pani Recamier, dając obraz nie taki, jaki
sobie wyrobił ( zimna kokietka"), lecz taki, jaki sama chciała widzieć. Przegrał ponownie i znowu
szalał z miłości, zazdrości i wściekłości, karcił ją za okrucieństwo i wyznawał, że wariuje ( ale
gdybym nie wariował, byłoby to właśnie oznaką, że jestem prawdziwym wariatem"), wyzywa! jej
satelitów na ubitą ziemię
1 groził samobójstwem. Związany z Napoleonem w czasie Stu Dni, musiał wyemigrować po
Waterloo do Londynu, skąd zarzucał Julię płomiennymi listami, których ona nie raczyła nawet
otwierać. Długo trwało, nim przeszła mu ta choroba. Miała przebieg dramatyczny i groteskowy
zarazem, lecz drwić z Constanta będą tylko ci, którzy nigdy po-podobnej nie przebyli. Ci są
ubodzy. t
221
11
Rok 1815 stal się dla pani Recamier rokiem wielkiego sukcesu. Na- ]
poleon obalony, majątek odzyskany (częściowo), Paryż znowu stanął przed nią otworem. Salon
Julii zapełnił się, wszyscy składali jej hołdy, krąg utytułowanych mocarzy u jej stóp był większy
niż za czasów Konsulatu : marszałek Mac-Donald, król Szwecji Bernadotte, Kamil Jordan, David,
Sismondi, Pozzo di Borgo, Humboldt, Metternich i wreszcie sam zwycięzca spod Waterloo,
Wellington.
Zachowała wobec niego godność osobistą i narodową, w przeciwieństwie do całego tabunu
pozostałych paryżanek, wielkich dam, które wybiegły Anglikowi na spotkanie i obsypały go
bukietami w Saint--Cloud. Zdziwiony i zdegustowany Wellington potraktował je surowo, cedząc
przez zęby, że gdyby armia francuska wkraczała triumfalnie do Londynu, wszystkie Angielki
włożyłyby żałobę. Marzył tylko o niej i kiedy już stanął w Paryżu, klęknął przed nią, ucałował jej
rękę i krzyknął:
Pobiłem go!
Ale wówczas ona potraktowała go surowo, milcząc, dając do zrozumienia, że popełnił gruby
nietakt. Odszedł ze spuszczoną głową, jak zbity pies.
Dziwna rzecz. Nienawidziła Napoleona, to pewne. Constantowi kazała napisać paszkwil na niego i
Constant posłuchał. A jednak... Gdzieś głęboko w jej sercu lub mózgu tlił się zagadkowy,
eteryczny węgielek szacunku dla Korsykanina, ledwie uchwytny, ale jednak. Kiedy podczas pobytu
we Włoszech spotkała króla Neapolu, Joachima Murata, który właśnie kombinował, jak wyskoczyć
z potrzaskanego napoleńskiego rydwanu i przesiąść się na łajbę wrogów cesarza, powiedziała
gniewnie:
Jesteś pan Francuzem!
Murat zbladł, jakby go uderzono szpicrutą.
Pani, zechciej zrozumieć, że reprezentuję interesy narodu i kraju, w którym króluję...
Jesteś pan Francuzem i powinieneś być wiernym Francji!
To znaczy Napoleonowi, bo czymże innym była wówczas Francja? Wellingtona, który przecież
pobił jej największego wroga, potraktowała tak, jakby wyrządził jej największą krzywdę. Czysta
biologia kropla miłości w oceanie nienawiści, kropla wielka jak morze.
Wellington nie tak od razu przestał zabiegać o jej względy. Nie wiedział, że cały Paryż drwi z
niego niemiłosiernie. Jego niekulturalne starania wzbudziły śmiech i wkrótce odrazę. Pózniej
Ludwik Lomenie napisze: To zwierzę po Waterloo marzyło o innym zwycięstwie, a było tylko
szpetną i groteskową kanalią". j
W roku 1817 umarła pani de Stael. Przedziwny to moment dla Julii. l
Coś wielkiego skończyło się w jej życiu, a równocześnie narodziło się j
222 i
coś jeszcze większego. U łoza śmierci pani de Stael Julia poznała wicehrabiego Franciszka Renę
Chateaubrianda. Spędziła z nim ostatnie 32 lata swego życia.
12
Pierwsze lata bliskiej znajomości z najwybitniejszym francuskim pisarzem tamtej epoki to okres
ostatecznego upadku ledwo wskrzeszonej fortuny Recamiera. Po przeprowadzeniu separacji z
mężem (apologetom pani Recamier robi się w tym miejscu głupio, odseparowała się bowiem od
nędzarza, co można tłumaczyć uczuciem do Chateaubrianda, lecz równie dobrze niechęcią do
plebejowania swej manierę d'etre"*) udała się w roku 1819 do opuszczonego klasztoru Abbaye-
aux-Bois, gdzie wkrótce pojawił się także wicehrabia. Znalazła wreszcie arbitra swego losu".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]