[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawsze dzieliła się ze mną wszystkim, co działo się w jej życiu, a jeśli myślicie, że do-
brze jest wiedzieć wszystko o problemach dorosłych, to się dobrze zastanówcie. To
zresztą dosyć zabawne, bo przecież miałem nadzieję, że wujek i panna Maple się nie do-
gadają, a teraz, kiedy się kłócą, zaczyna mnie to martwić.
R
L
T
Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, rozdzwonił się telefon. Odebrał wujek, ale
zaraz podał mi słuchawkę. Wydawało mi się, że tylko mama może do mnie dzwonić,
więc prawie upuściłem telefon, kiedy usłyszałem Mary Kay Narsunchuk. Powiedziała, że
w planetarium urządzają specjalny pokaz i zapytała, czy chciałbym z nią pójść.
Z początku myślałem, że to żart. Byłem przekonany, że jeśli się wsłucham, usłyszę
w tle chichot jej koleżanek, nic takiego się jednak nie wydarzyło.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - powiedziałem na luzie.
- Bo jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam - odparła, a mnie sprawiło to wielką
przyjemność, choć przecież tak naprawdę w ogóle się nie znamy. Dodała jeszcze, że po-
dobało się jej, jak broniłem żaby przed Casperem, chociaż przyznała, że nie lubi żab.
Powiedziała mi też, że nie cierpi Caspera. To znaczy, że mamy ze sobą coś wspól-
nego.
Jej mama przyjechała po mnie pod dom wujka Bena i zawiozła nas do planetarium,
co było dosyć śmieszne. Korzystam sam z transportu miejskiego, odkąd skończyłem
sześć lat i naprawdę nie sądzę, aby planetarium znajdowało się w niebezpiecznej dziel-
nicy, dlatego kiedy mama Mary Kay oznajmiła, że mamy czekać na nią przy drzwiach,
dopóki nie podjedzie, prawie pękłem ze śmiechu, ale powiedziałem tylko: dobrze, proszę
pani.
Po drodze zauważyłem, że Mary Kay przewyższa mnie o prawie osiem centyme-
trów i jest bardzo ładnie ubrana. Znów zaczęło kiełkować we mnie przekonanie, że je-
stem gorszy, ale powiedziałem sobie, że to nie jest randka ani nic takiego, a kiedy zapy-
tała mnie, co dziś robiłem, opowiedziałem jej o budowaniu domku na drzewie dla panny
Maple. Powiedziała, że to najfajniejsza rzecz, o jakiej słyszała.
Kiedy w końcu zajęliśmy miejsca, stało się coś dziwnego. Zwiatła zgasły, a ona
wzięła mnie za rękę.
I tyle. Kiedy na tle nieprzeniknionej ciemności pojawiły się światła, jak diamenty
przyszyte do czarnego aksamitu, pomyślałem sobie: i to wszystko dzięki Kermitowi.
Domek na drzewie, spotkanie z Mary Kay, to, że ona myśli, że jestem mądry i nie za-
uważa, że jestem od niej znacznie niższy i gorzej ubrany.
R
L
T
Gwiazdy nad nami sprawiały, że wszechświat wydawał się przeogromny. I wtedy
coś zrozumiałem: ze zła może wynikać dobro. Może dba o mnie ta sama istota, która
umieściła gwiazdy na niebie i może wreszcie wszystko się ułoży.
Po raz pierwszy w życiu poczułem coś takiego. Jakbym w końcu nie musiał się o
nic martwić.
Ale to nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się potem. Wierzcie mi, zupełnie
przestałem myśleć o wujku i pannie Maple.
Po raz pierwszy, odkąd w jego życiu pojawił się Kyle, Ben miał wolny wieczór.
Gdy obserwował, jak dzieciak zmierza do samochodu pani Narsunchuk, wolność
uderzyła mu do głowy.
Wokół panowała błoga cisza - żadnego dudnienia basów w głębi korytarza.
- Mógłbym wypożyczyć film pełen przekleństw i przemocy - powiedział głośno,
rozważając swoje opcje. - Jakąś męską rzecz. - Uderzył się w pierś, aby się wprowadzić
w odpowiednio męski nastrój. W obecności swego współlokatora powstrzymywał się
przed tym, aby nie paść ofiarą kpin.
Nagle jemu samemu ten gest wydał się śmieszny. To zapewne wpływ tej irytującej
panny Maple. Wyraznie widział oczami wyobrazni, jak na jego widok kobieta unosi do
góry brwi.
- Już ja jej pokażę - stwierdził. - Zadzwonię do Samanthy. - Nie podniósł jednak
słuchawki.
Ze śliczną Samanthą przestał się umawiać na długo przed tym, zanim poznał pannę
Maple, mógł sobie więc wyobrazić, jaka wydałaby mu się głupia teraz, gdy ma ją z kim
porównywać. Z kimś, kto od niechcenia cytuje Arystotelesa!
- Dobrze, więc Hillary - zdecydował.
Hillary nie dała się jednak niczym zaskoczyć od dwudziestu pięciu lat, a on nie
miał tego wieczoru nastroju, by udawać światowca i cynika.
Pam zawsze była beztroska, ale po dniu spędzonym z Beth Maple, którą porwał
kompaktor i która marszczyła nos, gdy się śmiała, przeczuwał, że jej chichot szalenie by
go irytował.
- Dobra - oznajmił, zły na siebie. - Zadzwonię do chłopaków.
R
L
T
W ostatnim czasie jednak koledzy uparli się, aby nakłonić go, by wrócił do gry, jak
to określali, a na samą myśl o tym czuł się bardziej zmęczony niż po dniu wylewania
cementu.
Prawda była taka, że bez Kyle'a dom wydawał się mu dziwnie pusty. Ben zdążył
się już przyzwyczaić do dudnienia basów, skrzypienia drzwi od lodówki i odpowiedzial-
ności za chłopaka.
Dla faceta, który jeszcze do niedawna nie potrafił się zająć rośliną doniczkową,
fakt przyjęcia na siebie obowiązków prawnego opiekuna dziecka był sporą niespodzian-
ką.
Może dojrzewa? Staje się lepszym człowiekiem?
Przypomniał sobie nagle, jak tego popołudnia potraktował pannę Maple, i wcale
nie odczuł dumy.
- Chyba jednak wypożyczę film - powiedział głośno i sięgnął po kurtkę.
W wypożyczalni wybrał  Szakali pustyni", film wojenny, którego nigdy nie mógł-
by obejrzeć z Kyle'em.
Zanim jednak dotarł do kasy, zawrócił i odłożył film na półkę. W jasnym świetle
jarzeniówek uświadomił sobie pewną rzecz. Próbuje uciec, wypełnić pustkę, aby nie my-
śleć o tym, czego się dopuścił.
Zranił ją. Naprawdę zranił Beth Maple.
A zrobił to, bo gdy powiedział jej o swojej siostrze i poczuł delikatny dotyk jej
dłoni na ramieniu, zrozumiał jedno: czuł obezwładniający smutek na myśl o Carly i był
zupełnie bezbronny wobec Beth. A wcale nie chciał tych uczuć.
Nie było to w jego życiu nic nowego. Tyle że chyba po raz pierwszy rozmyślnie
kogoś skrzywdził.
I to w dodatku właśnie ją.
Gdy wziął na siebie zobowiązanie budowy domku na drzewie, chciał naprawić
krzywdy, które jej wyrządzono. Nie zamierzał dodawać nowych.
A ona tylko go dotknęła, gdy jej powiedział, że Carly nie przeżyje choroby. Coś w
tym dotyku go osłabiło, zamiast wzmocnić. Zapragnął nagle ułożyć głowę na jej kola-
nach, poczuć jej palce we włosach i wypłakać wszystkie łzy.
R
L
T
Nic dziwnego, że na nią napadł. Ben Anderson nie płacze. Wiedział jednak, że po-
stąpił dziecinnie, wyżywając się na niej.
- Bądz mężczyzną - powiedział kiedyś Kyle'owi.
Teraz nadeszła jego kolej.
Gdy wyszedł z wypożyczalni, prawie zbił go z nóg zapach świeżej pizzy. Tego
wieczoru nic nie zdążył zjeść.
Pół godziny pózniej stanął na progu domu Beth ze słynną pizzą Mamy Marietty i
sześciopakiem napojów w dłoniach.
Beth otworzyła drzwi, co napełniło go nadzieją, bo najpierw wyjrzała przez wizjer
i musiała widzieć, że to on. Potem jednak skrzyżowała ramiona na piersi niczym surowa
nauczycielka, która nie zamierza dać się zawojować dzieciakowi, który poszedł na wa-
gary.
Miała na sobie workowaty biały podkoszulek i spodnie, które zwisały w najbar-
dziej nieodpowiednich miejscach. Piżama? Strój kobiety, która nie bywa zaskakiwana
męskim towarzystwem.
To także napełniło go nadzieją, z powodów, nad którymi nie chciał się na razie za-
stanawiać.
- Przychodzę z propozycją rozejmu - oznajmił, wyciągając przed siebie pudełko z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl