[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszeptała z trudem:
- Armandzie... to za mało. Za pózno.
- Za pózno na to? - Przyciągnął ją do siebie.
Jego pocałunek był czymś więcej niż którykolwiek dotychczas - czysta magia,
wrząca iskrami. Wszystko w niej domagało się, by mu przebaczyć, uwierzyć i
poddać się całkowicie jego urokowi.
115
S
R
Tylko że to nie takie proste. Nie tylko zranił jej uczucia, ale odrzucił
podstawy, na których chciała budować całe ich przyszłe życie. Nic nie miało pierw-
szeństwa przed dobrem jej dziecka. Choć teraz nie potrafiła sobie tego wyobrazić,
miała nadzieję, że kiedyś spotka kogoś, kto tak samo mocno jak ona będzie wierzył
w jej marzenia, których nigdy nie porzuci. Prędzej pozostanie sama.
Po pocałunku Armand przyjrzał się jej twarzy. Widząc wypisaną na niej
decyzję, spróbował innej drogi.
- Rozumiem, dlaczego mi nie ufasz, lecz nie chodzi tu o to, czy chcę, czy
potrafię się zmienić. Czuję, że to, co jest między nami, pochodzi ode mnie takiego,
jaki zawsze byłem. Tylko że właśnie ta część mnie została zniszczona niemal
całkowicie przez moje dzieciństwo. Ty poszłaś naprzód, zawarłaś rozejm z Elaine i
odrzuciłaś wszelki żal, jaki miałaś do mężczyzny, który cię nie uznał.
Próbowała wzruszeniem ramion zaprzeczyć temu komplementowi, ale
powstrzymał ją, położywszy palec na jej ustach.
- Tamaro, dziś odkryłem, jak daleko zaszedłem. Pokażę ci coś.
Wszystko w niej ostrzegało, by nie dać się prowadzić ku kolejnemu
uwiedzeniu. Lecz wypowiedziane słowa - te, za którymi tak tęskniła - wciąż
wirowały jej w głowie, skłaniając do wybaczenia.
- Chodz, zobacz - powiedział, poważniejąc - i jeśli nadal będziesz chciała
odejść, odsunę się i nigdy więcej nie będę ci zawracał głowy.
Rozluzniła się nieco i skinęła głową. Podeszli do telewizora, dotknął kilku
przycisków. Kiedy na ekranie pojawił się obraz jej dziecka, poczuła gulę w gardle.
Całkowicie oczarowana jego poruszeniami, tak samo jak dziś rano, Tamara
zapomniała o towarzystwie. Kiedy wróciła do rzeczywistości, spostrzegła, że uwaga
Armanda skupiona jest nie na ekranie, tylko na niej.
- Jak zdobyłeś tę płytę?
- Dobre wróżki? - Przysunął się. Zauważyła błyski uśmiechu w kącikach jego
oczu. - Dostarczono ją do mojego biura zamiast tutaj.
116
S
R
Z wysiłkiem oderwała wzrok od jego oczu, żeby podziwiać, jak jej maleństwo
ssie palec. Uśmiechnęła się, wspominając przypływ szczęścia, gdy Marion wyraziła
przekonanie, że to chłopiec.
- Nie chciałeś tego oglądać?
- Miałem nadzieję, że pózniej zrobimy to razem.
Otoczył ją w talii ramionami. Jej postanowienie chwiało się jak miraż w falach
płynącego od niego ciepła. Azy, zrodzone z dezorientacji i zakazanych pragnień,
wypełniły jej oczy. Nie mogła już dłużej.
- To nasze dziecko - rozległ się jego szept, tuż przy jej uchu. - Nieważne co się
stanie, zawsze będę o nie dbał. Ucieszysz się pewnie na wieść, że dziś poleciłem
prawnikom zniszczyć mój testament. Jeśli chcesz, możemy pójść tam razem i
zadbać, by w następnym wszystko było tak, jak być powinno, niezależnie, czy
będzie to dziesięć miliardów czy dziesięć centów. -
Musnął wargami jej włosy. Jego zapach atakował jej zmysły. - Zadowolę się
niczym, jak długo będę miał dwie najważniejsze w moim życiu osoby.
Niezdolna do wykrztuszenia choćby jednego słowa z powodu głupiej
desperackiej nadziei, zamrugała i dwie słone krople spłynęły jej po policzkach.
- Kocham cię, Tamaro - jęknął. - Uwielbiam. Możesz na to zareagować tylko
na dwa sposoby. Wyjść albo... zaufać mi. I o to cię proszę.
Jej postanowienie chwiało się w posadach, jednak wciąż jedno pytanie
pozostawało bez odpowiedzi. Nie patrząc mu w oczy, zadała je:
- A jeśli zechcę odtworzyć swoją firmę?
Już prawie zdobyła dyplom, a zawsze zamierzała wykorzystać tę wiedzę w
praktyce. Nie umiała przewidywać przyszłości, ale nie potrafiła sobie wyobrazić
porzucenia tego celu.
- Będę miał dodatkowe powody do uczestniczenia w opiekowaniu się
dzieckiem, w którym zresztą zamierzam uczestniczyć od samego początku.
Rzuciła mu pełne zdumienia spojrzenie.
117
S
R
- %7łartujesz chyba?
- Przyznaję, że nie jestem za bardzo pewien co do zmieniania pieluszek, ale
całej reszty owszem. Chcę urządzać urodziny, pomagać w lekcjach czy radzeniu
sobie z kłopotami, utulać w bólu i grać w piłkę. Wierzysz mi, prawda, Tamaro?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]