[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inną odmianą chili, od palącej jak ogień piekielny po łagodną i delikatną. Sos chipotle przy-
rządzała ze zrumienionych, niemal przypalonych papryczek japalenos. Aagodniały w wyniku
tych zabiegów, a na języku pozostawiały niebiański smak. Tak przynajmniej twierdziła Gloria.
Nie dało się zaprzeczyć, że jedzenie było przepyszne, a sam zapach - mimo że pomieszany z
oparami farby - sprawiał, że Jenny ślinka napływała do ust.
- Chyba jestem głodna - powiedziała.
Gloria, z rękami skrzyżowanymi na imponującym biuście, wciąż przyglądała się poczy-
naniom drobnego człowieczka. Czarne oczy ciskały gniewne błyskawice, zacięte usta tworzyły
cienką linię. Włosy gładko zaczesane i upięte w kok. Mogła mieć równie dobrze trzydzieści,
jak i pięćdziesiąt lat. Była zdecydowanie wybitną osobowością. Gdyby Jenny miała wybierać
między gniewem jej lub Alberta, bez wahania wolałaby narazić się Albertowi.
- Jesteśmy spóznieni - prychnęła. Jenny nie była pewna, czy chodzi o remont, czy o
przygotowania kuchenne. Kiedy Gloria odwróciła się tyłem, mężczyzna rzucił Jenny niepew-
ny uśmiech.
- Mówi tylko po hiszpańsku - ucięła Gloria, gdy Jenny otwierała usta, żeby coś powie-
dzieć. - Ale mimo wszystko niezle gotuje.
To była wielka pochwała.
- Może powinien to usłyszeć - zaproponowała Jenny.
- On wie, co ja myślę. - Ruchem głowy wskazała na salę restauracyjną, gdzie kończono
malowanie. - Ochrzaniłam ich. Grzebią się jak żółwie.
- Odwaliłaś kawał roboty. - Gdy Jenny kończyła swoje sprawy w Houston, Gloria doglą-
dała prac remontowych. Wkładała w to tyle serca, że Jenny zaproponowała jej współudział w
firmie. Allen wprawdzie wyśmiałby ją za taki pomysł, ale jego córka doskonale wiedziała, w
jakim stopniu sukces restauracji zależy od szefa kuchni. Gloria wciąż zastanawiała się nad jej
ofertą. - Wygląda na to, że to końcówka - ciągnęła Jenny. - No to co, otwieramy... w następ-
nym tygodniu?
- W najbliższym tygodniu - sprostowała Gloria.
- W porządku. - Uśmiechnęła się Jenny. - W najbliższym.
- Stoły i krzesła można przywiezć w każdej chwili.
Jenny skinęła głową. Do sali zamówiła stoliki i krzesła z sosny, a do recepcji znalazła w
małym sklepie z antykami na Canyon Road stare biurko w stylu hiszpańskim. Z sufitu zwie-
szały się lampki z dziurkowanymi metalowymi kloszami - każdą z nich można było dowolnie
ściemniać i rozjaśniać - a zwieńczone łukiem wejścia ozdobiono motywami szałwii i pinii, ro-
ślinami typowymi dla Nowego Meksyku. Trzeba było jeszcze zamalować wyznaczone szablo-
nem wzory na zielono i wykończyć przejścia z sali do sali.
Północna ściana, przeszklona od góry, wpuszczała do środka jasne światło dzienne.
Gdyby nie miejska zabudowa, byłoby widać góry Sangre de Cristos.
Jenny nie mogła doczekać się otwarcia. Ale najpierw...
- Muszę się rozpakować. Włączyłam telefon. To ten numer, który podałam ci wcześniej.
Załatwiłam go, gdy byłam tu ostatnio. - Gloria chrząknęła coś w odpowiedzi. - Wpadnę jutro.
To kiedy możemy zaczynać?
- Umówiłam ludzi do pracy na środę.
- Musimy przeprowadzić próbę generalną - powiedziała Jenny. - No i trzeba zadbać o
reklamę. Ogłoszenia są, ale dobrze by było podać datę otwarcia. Może być piątek?
Gloria skinęła głową.
- Trzeba będzie popracować trochę w czasie tego weekendu. Nauczyć ludzi gotowania
paru dań; nie mam przecież oczu dookoła głowy. - Popatrzyła na lekko przerażonego kucha-
rza.
Jenny wyszła z kuchni. Wydawało jej się, że Gloria nie ma o sobie zbyt wysokiego mnie-
mania. Ona sama gotowa była wierzyć, że jej szefowa kuchni naprawdę ma oczy dookoła gło-
wy.
W domu uświadomiła sobie, że nie przywiozła żadnej lampy. Panowała w nim absolutna
ciemność. Trochę pomogło zapalenie świateł w kuchni.
- Rawley? - zawołała, czując niespokojny trzepot serca.
- Ehe... - dobiegł ją znudzony głos gdzieś z holu.
Tu też światło dzięki Bogu działało, nie musiała więc szukać po omacku drzwi do pokoju
syna. Zajrzała do niego. Zabrał do siebie telefon i postawił go tuż przy głowie. Leżał na śpiwo-
rze z rękami pod głową i wpatrywał się w sufit.
- Przywiezliśmy mały telewizor z twojego pokoju - powiedziała. -Możesz go włączyć.
- Nie chcę.
- Zamierzasz gdzieś dzwonić?
- Nie. - Tym razem ton wydał jej się trochę wojowniczy. - Bo co?
- Bo zabrałeś telefon z kuchni. Mogą do mnie dzwonić. - Gdyby odezwał się Hunter, nie
chciałaby oglądać ponurych, oskarżycielskich spojrzeń ani obrzydliwych demonstracji Raw-
leya. - Magda albo Gloria, czy ktoś inny. Choćby Fergusonowie.
- Dlaczego nie masz komórki? - spytał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]