[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ukończonego w 1935 roku, zdaje się być echem ówczesnych rozmów Emila i Maryli.
Autor: (...) którejś obłędnej nocy, gdy gęste chmury gwiazdy zakryją wpełznie we wszystkie
udręczone mózgi nienawiść... a jednak, a jednak wierzę...
Balbina: W co?
Autor: W tak zwane jutro.
Balbina: Jakie?
Autor: W jutro etyczne, w jutro podniesione ponad głupotę i złość, ponad przemoc i niewolę
wierzę w anarchistyczną wolność uczciwego człowieka.
Balbina: Czemu mówisz o nienawiści? I kto to mówi? Ty, głosiciel miłości! I ty mnie zarzucasz
niekonsekwencję.
Autor: Przeciwstawiasz pojęcie rozwoju pojęciu niekonsekwencji; cechy powierzchowne są tu
czasem podobne.
Balbina: (uparcie; zdaje się jej, że atakuje) Czemu mówisz o nienawiści?
Autor: Wybacz, lecz właśnie mam prawo tak mówić ja, któremu nie zostało nic z
przemłynkowania doktryn prócz jednego ziarna: troski o człowieka, może nieco abstrakcyjnego
człowieka, człowieka nazbyt jutrzejszego, zgoda, lecz: człowieka! Przeto do ostatniego tchnienia
będę go bronił przed dzisiejszością, która trwa już kilka tysięcy lat.
Balbina: Tyś mnie może zle zrozumiał; przecież ja cię bronię, broniłam namiętnie i będę tak bronić
zawsze i wszędzie, i przed każdym, lecz tobie jednemu powiem, że rację muszę im przyznać w
głębi... (zacięła się; chciała powiedzieć duszy", lecz wie, że on tego nie lubi; nie chce zrażać
drobiazgami, którym, niewieścim sposobem, przypisuje nadmierne, może nawet decydujące,
znaczenie; w ten to sposób pragnie wyrównać rachunek na tej stronie bilansowej, na której wielkie
sprawy uważa za drobiazgi i też w głębi" i też duszy").
Autor: (...) Zważ, miła moja, owe zbakierowane nastawienia jurystów, kodeksistów,
praworządników, pedagogów ludzi, którzy na rozkaz dzierżymordów zachwycają się tym, że tak
jest, jak jest; militarne rządy wychowują dwa typy obywateli: tchórzów i głupców; taki zresztą jest
tych rządów program; dodaj do tego atmosferę, w której wyrośli: on, ona, ono, oni, one, atmosferę
złudnej walki o jeszcze złudniejszą wolność, bowiem wolność ojczyzny" jest niewolą chłopa i
robotnika; i zapamiętaj to: myśli niepodległościowe nie są identyczne (myli to często) z myślami
postępowymi czy liberalnymi są ich przeciwieństwem; no, toteż i mądrością nie są nigdy; w
najlepszym wypadku są wiarą w absurd nacjonalistyczny; filozofia hotentotów obwieszonych
blaszkami i pomalowanych wojennie! Kiedyż się skończy to rozpychające się w krasie polskiej",
pyszałkowate ułaństwo? Czyż na to nas tylko stać? Jakiż jest nasz wkład w myśl choćby
europejską? Mocarstwowość! To znaczy iks pułków, iks armat, iks samolotów więc stwarzamy
to jedno: czerwonocegły gmach koszarowy! To wszystko! A dookoła nędza, głód, analfabetyzm,
strach, podłość! No, tak! Zwiat widziany przez dziurkę w stalowym hełmie jest bardzo ograniczony.
Balbina: (z zapałem absolutnego niezrozumienia) To, co mówisz o antymilitaryzmie na to
wszystko zgoda.
Autor: A jakżeż to przeciwstawiłaś się temu, gdy twojego siedmioletniego synka pytał po sutym
obiedzie ojciec i dziadek w skrupulatność składania serwety pytali: no cóż, Władziu, będziesz
żołnierzem ha?" I śmiali się zdrowo, że to przecież nie może być inaczej, a ty? nie rzekłaś
nic, choć dokonano nad wątłym organizmem chłopięcym potwornej egzekucji; lecz któż dziś o tym
wie, że to jest zbrodnia?
Balbina: (mówi spłoszonymi zrenicami; wydaje się, ale to pewnie złudzenie, że brwi skrzydełka
jaskółcze zatrzepotały i frunęły, i uderzyły w kraty okienne, i potłukły się, i opadły; a to
wszystko nieprawda) Cóż poradzę, cóż ja poradzę, cóż ja mogę poradzić.
Autor: Oczywiście nic; kto z wojownikami płodzi dzieci, utrwala wojenny stan na świecie; oto
bodaj jedyny wypadek, w którym obłapka staje się występkiem: jakiemu dajesz, taką się stajesz.
Balbina: (nareszcie ma pretekst; równocześnie przypomina się jej szereg sytuacji miłosnych;
błyskawicznie; wszystkie otwory jej ciała zapełniły się nagle bohaterską spermą; wszystkie; czuć ją
wyraznie w powietrzu) Wstętny jesteś! Mieli rację ci, co... (...)
Mów, słowa twe są jak najsłodsza pieszczota; ach, to oczy twoje czarne jak nów, te usta wąskie,
drżące, namiętne, twe ręce jakbyś je sam wymarzył w miłosnym śnie! Jaki ty piękny, kocham cię
ponad wszystko, co jest, co było, co będzie.
Autor: Przemawiasz modlitwą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]