[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po starym lordzie jedną cechę, mianowicie wielką dbałość
o formy. Nic więc dziwnego, że zwlekał z oświadczynami
z uwagi na okres żałoby. Natomiast z Caroline przyjazni się
od lat i mimo licznych sezonów w stolicy nie zainteresował
się poważnie żadną inną panną, przynajmniej z tego, co mi
wiadomo. Nic więc dziwnego, że wszyscy w tym domu ro
biÄ… sobie wielkie nadzieje.
- Tak, istotnie - przyznała niechętnie Annis, a serce ścis
nęło jej się w piersi. - %7łeby jednak zaraz podejrzewać, że
mogłabym stanowić zagrożenie dla tak korzystnego maria
żu... Nigdy w życiu! - zaśmiała się sztucznie, machając rę
ką, co natychmiast zostało zauważone przez pewną osobę,
o której przed chwilą mówił pułkownik Hastie.
- Widzę, że twój gość świetnie się bawi w towarzystwie
naszego sąsiada - zwróciła się panna Fanhope do lorda
Greythorpea.
Wicehrabia, który przez cały czas dyskretnie obserwo
wał tę parę, nie był tego wcale taki pewny.
- Owszem, można by tak powiedzieć - zgodził się jed
nak uprzejmie. - Wiem, że znają się od lat, więc Hastie,
który, jak ci wiadomo, słabo sobie radzi w damskim to
warzystwie, akurat przy pannie Milbank czuje siÄ™ swobod
nie. Co więcej, Annis niełatwo zaszokować, nie zachowuje
się też jak pensjonarka, dzięki czemu natychmiast zdobywa
sympatię ludzi pokroju pułkownika. Jak zresztą i pozosta
łych mężczyzn, mówiąc szczerze.
Lord nie był wcale zdumiony, gdy poczuł na sobie bacz
ny wzrok młodej damy o ponadprzeciętnej inteligencji. Nie
167
był też w najmniejszym stopniu zmieszany szczerością py
tania, które do niego skierowała:
- Czy słuszne są moje domysły, że bardzo sobie cenisz
jej towarzystwo?
- Owszem, słuszne, Caroline - odparł cicho, a gdy deli
katne powieki na moment opadły, zrozumiał, że nie musi
już mówić nic więcej o swoich intencjach.
Nie poczuł ani żalu, ani wyrzutów sumienia, mimo że
chodziło kobietę, z którą przyjaznił się od lat. Jeżeli już, to
raczej podziwiał godność, z jaką Caroline potrafiła prze
łknąć tę gorzką pigułkę.
Co więcej, w jej zachowaniu nie było nic takiego, co ka
załoby mu się obawiać, że po jego zupełnie jasnym, acz
subtelnie przekazanym wyznaniu młoda dama wpadnie
w rozpacz. Wiedział, że Caroline go szanuje, ale nie był
na tyle głupi, by przypuszczać, iż kiedykolwiek darzyła go
głębszym uczuciem. Po prostu pragnęła zostać jego żoną
dla wygodnego życia i zaspokojenia rodzinnych aspiracji.
Obce było mu także poczucie winy, bo ani razu, słowem
lub czynem, nie dał jej do zrozumienia, że zamierza po
prosić ją o rękę.
To prawda, że odkąd stał się panem Greythorpe Ma-
nor, zaczął się poważnie zastanawiać nad ożenkiem, pró
bując przy tym stworzyć wyimaginowany wizerunek ko
biety, która byłaby dla niego najstosowniejszą partią. I to
także prawda, że gdy nie udało mu się znalezć piękności
o prostym, pełnym miłości sercu, doszedł do wniosku, iż
Caroline, a w każdym razie ktoś w jej typie, byłaby dla nie
go najlepszą partnerką. Tak było jednak oczywiście, zanim
168
pewna niezwykła młoda dama wkroczyła niespodziewanie
w jego życie, zmuszając go do przewartościowania swoich
nadziei i aspiracji.
Już wkrótce po ich pierwszym spotkaniu zaczął się
zmieniać jego stosunek do różnych spraw. Wciąż nie
posiadał się ze zdumienia, że sama obecność Annis
pod jego dachem wystarczyła, by zmienił się jego stosu
nek do rodzinnego domu. Przez całe życie marzył tylko
o jednym, by uciec jak najdalej od tego miejsca, tym
czasem teraz zaczęło mu się ono kojarzyć z uczuciem
błogiego zadowolenia. Zaczął myśleć o nim jak o swo
im cudownym małym królestwie, i to tylko dlatego, że
mieszkała w nim panna Milbank.
Najbardziej jednak zdumiewała go skłonność, jaką do
niej odczuwał od początku ich znajomości. W jego życiu
było niewiele kobiet, z którymi utrzymywałby bliskie, acz
kompletnie platoniczne relacje, w każdym razie niewie
le młodych i atrakcyjnych. Przez całe swoje dorosłe życie
nie miał najmniejszych kłopotów z przypisaniem przed
stawicielek płci pięknej do konkretnej i wyraznie określo
nej kategorii. Były więc damy bardziej dojrzałe, których
towarzystwa poszukiwał dla ich ciętego dowcipu bądz in
telektualnej stymulacji, którą czerpał z rozmów z nimi. By
ły też takie, z którymi nawiązał bardziej intymne kontakty
oraz kilka takich, które zdołały go zainteresować, choć na
krótko, jako kandydatki na żonę. Były też utrzymanki, ale
to zupełnie się nie liczyło.
Zanim poznał Annis, nigdy nie przyszło mu do głowy,
że jedna kobieta mogłaby spełniać wszystkie jego wymaga-
169
nia. PociÄ…gajÄ…ca fizycznie i stymulujÄ…ca intelektualnie pan
na Annis Milbank miała morale bez skazy, będąc zarazem
bardzo niekonwencjonalną młodą damą.
Zwietnie rozumiał, dlaczego pułkownik Hastie - ten
szczęściarz! - wydawał się taki rozluzniony i zadowolony
w jej towarzystwie. Sam przecież nigdy się przy niej nie nu
dził i nie mógł sobie nawet wyobrazić, by mogło być ina
czej, gdyż pociągała go nie tylko fizycznie.
Tego jednak wieczoru, być może po raz pierwszy, w peł
ni docenił jej czysto fizyczne walory. Choć nie miał już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]