[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby wziąć dziobatego za hale.  Zaraz wyrzucę go za bramę, proszę pani, proszę się stąd
nie ruszać..."  Nie! nie odchodz, nie zostawiaj mnie, boję się!..." wrzasnęła pani Rosy. I
znowu rzuciła się na Dionizego, wcisnęła się w niego cała, objęła go za szyję, przytuliła się
mocno do wezbranego w spodniach fallusa. Dionizy stracił głowę.  Rosy! co pani ze mną
robi?... ja już nie mogę!..." I zaczął całować jej usta, macać ją wszędzie, a ona pozwalała
mu na wszystko. Całował jej piersi, które pogryzł był dziobaty, a ona pozwalała i na to. I
mruczała:  Ach tak, Dionizy, ach tak, przy tobie nie boję się niczego..."  Oszaleję, pani
Rosy! czy pani mnie rozumie? Nie jestem z drewna!.."  krzyczał Dionizy i macał ją po
tyłku i przyciskał się do niej twardym fallusem. A ona odpowiadała mu i językiem, i resztą
ciała, i zrozpaczonym głosem, ale naprawdę zrozpaczonym, powtarzała w kółko:  Nie
odchodz, nie odchodz..." Dionizy zorientował się, że pani Rosy jest w stanie ostrej histerii.
Byłoby zbrodnią korzystać z tego, ale i on był w stanie krytycznym. A niech to diabli!
Sytuację wyprowa-
dził na czysto dziobaty. Zaczął jęczeć i poruszać się, widocznie odzyskiwał powoli
przytomność, choć gębę miał całą we krwi.  Trzeba go usunąć stąd natychmiast!" 
krzyknął Dionizy.  Niech pani się stąd nie rusza!" I odsunął ją brutalnie, podniósł, posadził
na blacie, skąd rozszerzonymi ze strachu oczami wpatrywała się w dziobatego, który usiło-
wał się podnieść. Dionizy bezceremonialnie wziął typa za kołnierz i za spodnie na tyłku,
podniósł na nogi i powlókł aż do wyjścia, potem przez dziedziniec aż do bramy. Jednak
sprawdził uprzednio, czy nie ma nikogo w pobliżu, czy nie wygląda kto z okna. Otworzył
furtkę, wypchnął typa na ulicę i powiedział:  Jeżeli za pół minuty stąd nie znikniesz, zrobię
cię na szaro i pojedziesz do szpitala, ty skurwysynu! Słyszałeś?..." Dziobaty kiwnął głową
i ruszył biegiem, utykając. Przyłożył chusteczkę do pokrwawionej gęby, biegł coraz
szybciej, aż zniknął za rogiem.
Dionizy wrócił w pośpiechu do pralni. Rosy siedziała tam, gdzie ją zostawił, lała łzy jak z
kranu, ale już nie łkała. Spódnicę wciąż miała podwiniętą tak, że odsłaniała uda, a kiedy
spojrzała na Dionizego, który odezwał się do niej łagodnie, kładąc jej dłoń na ramieniu,
oczy miała zapuchnięte od płaczu, na lewym policzku widać było siniak. Jednak mocno ją
uderzył ten dziobaty.  Poszedł sobie, a nawet uciekł, uciekał jak szalony, proszę pani.
Proszę się uspokoić. Wejdzie pani do mnie, żeby obmyć twarz? No, już dosyć tego płaczu.
Wszystko już w porządku."  Ach, gdyby nie ty, co on by ze
mną zrobił, ten bydlak! Zawsze się go bałam!..."
 powiedziała Rosy ciągle jeszcze ze łzami w oczach.
 To bydlak! Wstrętny bydlak! Dałem mu niezłą nauczkę. Widziała pani? Już się tu prędko
nie pokaże." Wyciągnął chusteczkę z tylnej kieszeni spodni i zaczął osuszać jej łzy, potem
oddał jej, aby sama sobie resztę osuszyła. Ciągle jeszcze siedziała na blacie i jej kolana
dotykały spodni Dionizego akurat na wysokości rozporka. Dionizy, który całkiem się
uspokoił, kiedy taszczył dziobatego, teraz znowu się podniecił na widok nagich ud pani
Rosy, a jeszcze bardziej, kiedy jej kolana dotknęły go.  Zaniosę panią na górę..."  Tak...
dobrze...
 pociągała nosem, płakała jeszcze trochę  taka jestem słaba..."  Dam pani coś do
ubrania. Koszulę, podkoszulek..." Objął ją w pasie, przytulił, postawił na nogi.  Kolana mi
się uginają... a to bydlak...", zapłakała. I przytuliła się . Dionizemu było w to graj. Ale
czym to wszystko się skończy? Będzie jakieś zakończenie, czy też nabawi się tylko bólu
głowy? Znowu zaczął ją pieścić, tulić, pocieszać. Całował jej włosy. Westchnęła:
 Okropnie muszę wyglądać..."  Co pani mówi!..jest pani cudowną, przepiękną kobietą... i
ja... lepiej chodzmy już stąd, boja..."  Jeszcze chwileczkę, Dionizy. Trzęsą mi się nogi." I
przytuliła głowę do jego szerokiej piersi.  Zostańmy tak chwilkę, póki mi nie przejdzie..."
Czy to możliwe, żeby nadal nie zdawała sobie sprawy? Nagle zdecydował, że wyrazi się
jasno, brutalnie, bo tak dalej być nie może. Fallus bolał go, ściśnięty w spodniach,
wezbrany, twardy.  Proszę pani..." I pieścił jej biodra wnętrzem dłoni, ocierał się ojej
sterczące piersi.  Ja już mówiłem... ja jestem normalny mężczyzną... ja dłużej nie wy-
trzymam... ja stracę panowanie nad sobą... czy pani rozumie?..."  Rozumiem, Dionizy,
rozumiem, jesteś podniecony, czuję to... ach, ach, jaki jesteś biedny... ulżyj sobie...
pozwalam ci... chcę tego..." I obięła go za szyję, podała mu usta, wsunęła język tak czuły,
delikatny i słodki, że nic tylko go ssać. Dionizy musiał przestać ją całować, byłby trysnął w
slipy. Teraz nie należało się spieszyć. Była jego. Oddawała mu się. Może z ochoty, a może
tylko z wdzięczności. Prawdopodobnie z wdzięczności. Ale nie pora była to rozważać.
Teraz musiał powściągnąć pożądanie. Podniósł jej spódnicę i zdjął majteczki. Pomogła mu
ruchem nóg. Znowu ją podniósł i posadził na blacie. Chciał ją najpierw possać i polizać.
Aagodnie przechyliła się na plecy, rozchyliła nogi, a on ukląkł, miał przed sobą pachnącą,
skąpą kępkę jasnych włosów. Rozchylił ją palcami i przyłożył język. Ale zaczął od
pocałunku, który chyba spodobał się pani Rosy, bo zaczęła jęczeć i wzdychać:  Och, tak,
Dionizy, och, tak !... jeszcze... jeszcze..." To go podniecało. Ssał maleńką łechtaczkę, lizał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl