[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaką mnie uważasz, dobra? Mam wiele cech, ale nigdy... nigdy rozmyślnie& po prostu& nie,
dobra?
Zawsze elokwentna, prawda?
Psh.
Syriusz nie mówił nic przez parę sekund, tyle czasu wystarczyło, żebym przybrała
upokarzający odcień czerwieni, natychmiast żałując wszystkiego, co powiedziałam. Ale jego
głośne westchnienie przyszło do mnie jako ulga i patrzyłam jak potrząsa głową, z łatwością
wysuwając nadgarstek z mojego ścisku.
- Nie uważam, że jesteś okropna powiedział szorstko, posyłając mi powściągliwe
spojrzenie z ukosa. Po prostu nie myślisz zanim coś zrobisz.
Nie myślę?
Nie myślę?
Mam tutaj cały pamiętnik zapełniony myśleniem, stary.
- To niesprawiedliwe odparłam, zasznurowując usta. Dużo myślę. Mówisz o
decyzjach, które nie mają właściwych odpowiedzi. Nie mogę&
- Tamto przerwał mi nagle Syriusz, wskazując nożem na teraz zamknięte drzwi lochu.
To było właściwe albo niewłaściwe, Evans. A ty się myliłaś.
Poczułam jak coś ściska się mocno w moim brzuchu. Mówił o pocałunku. O tym głupim
pocałunku z Amosem. Nie zamierzam za to przepraszać odpowiedziałam uparcie, ale na
końcu języka były słowa, które zamierzały to zrobić. Przełknęłam je, mówiąc sobie, że nie
mam powodu do wstydu za pocałowanie faceta, z którym będę mieć randkę. Ale jakoś
nieuchronnie, jak przypuszczam, nie potrafiłam wszystkiego powstrzymać i usłyszałam jak
dodaję cicho. Nie wiedziałam, że tam staliście.
Syriusz pokręcił głową. Nawet o to nie chodzi.
Przygryzłam wargę, chcąc się obronić, ale zaczęłam na serio zastanawiać się czy w ogóle
mam czym się bronić. Merlinie, co za bałagan. Wiem, jak to musi wyglądać zaczęłam
powoli, próbując usprawiedliwić się, nawet jeśli nie mogłam się obronić. Wiem, że musisz
sobie myśleć, iż jestem jakąś& dobra, nie wiem, co myślisz. Ale musisz wiedzieć, że James to
mój przyjaciel i&
- Ale to właśnie to, Evans! wykrzyknął nagle Syriusz, unosząc ręce we frustracji.
James nie chce być twoim przyjacielem! Nigdy nie chciał być tylko twoim przyjacielem! Nie
rozumiesz tego?
I oto było to.
Tak po prostu.
Po raz pierwszy usłyszałam to tak prosto. I wiem, że nie powinno mieć to znaczenia.
Wiem, że ten jeden głupi fakt fakt, na miłość Merlina, o którym już wiem. On się we mnie
durzy. Pocałował mnie. Oczywiście, że nie chce być moim przyjacielem. Nie całujesz swoich
przyjaciół! nie powinien być jak szybkie kopnięcie w żołądek. Nie powinnam czuć się
jeszcze gorzej. To były stare wieści. Stare wieści.
Ale najwyrazniej nadal były dla mnie dość nowe.
Co, no wiecie, wstrząs, Lily jest do tyłu.
Psh.
Nie odpowiedziałam na pytanie Syriusza. Nie mruknęłam Tak, rozumiem ani Nie,
dopiero co zdałam sobie z tego sprawę , ani nic innego, ponieważ nareszcie zaczynałam się
uczyć, że trzymanie buzi na kłódkę jest dla wszystkich najlepsze. Ludzkie kagańce są
stworzone dla ludzi takich, jak ja. Nie powinniśmy mieć wyboru na otwieranie ust, nawet
kiedy mamy kontrolę nad nimi i ich zdradzieckimi usposobieniami. Może to zakończyć się
tylko łzami.
Ale wiedziałam, że Syriusz czekał na odpowiedz. Czułam na sobie ciężar jego wzroku,
nawet kiedy odwróciłam się od niego i skupiłam na wyciągnięciu korka z fiolki eterminu i
przygotowywałam się na wymieszanie liści oleandra oraz korzenia mandragory w dużej,
kwasoodpornej zlewce, którą dała nam Abbott.
Bo może tego nie rozumiałam. A może tak. W każdym razie, nie zamierzałam
dyskutować mojego wyznania z Syriuszem Blackiem. Po prostu nie.
- Teraz je zmieszam powiedziałam najswobodniejszym tonem, mając nadzieję, że
Syriusz połapie się i zostawi ten temat. Ale zamiast współpracować, wydał głośny odgłos
frustracji i podszedł do mnie krok bliżej.
- Nie stój sobie tutaj, udając, że mnie nie słyszysz powiedział, zatrzymując się na chwilę
w swoim przemówieniu i przyglądał mi się, jak ostrożnie nalewam razem liście oleandra i
korzeń mandragory. Mieszanina zaskwierczała głośno i przybrała ciemny odcień błękitu. Gdy
tylko odłożyłam zlewkę na stół, Syriusz kontynuował. Doskonale wiesz, o co chodzi i za
cholerę nie potrafię się domyślić dlaczego nie użyjesz swojego mózgu, o którym wszyscy tyle
gadają i nie zdecydujesz się, czego, do diabła, chcesz!
- Co ty wiesz, o tym, czego chcesz? odparłam gniewnie, ponownie podnosząc zlewkę,
gdy w końcu przestała się gotować. Tym razem Syriusz nie zatrzymywał się. Nie zrobił tego
nawet wtedy, kiedy podeszłam do naszego kociołka i powoli zaczęłam wlewać do niego
mieszaninę. Stał tuż za mną, przyciskał się do mojego boku.
- Wiem, że nie jesteś obojętna powiedział, powodując, że spojrzałam na niego, choć
tylko na moment. Westchnął głośno. Merlin wie, że było o wiele łatwiej, kiedy byłaś. Ale
teraz on przeskakuje dla ciebie przez przeszkody, zastanawia się nad każdą cholerną rzeczą,
którą robi i której nie robi. Jego głos wzrastał, gdy robił się coraz wścieklejszy. Gdzie
twoja pieprzona przyzwoitość, Evans? Gdzie podstawowe ludzkie współczucie? Wzbudzasz w
nim nadzieje, a potem porzucasz go jak gdyby nigdy nic. Wodzisz go za nos&
- Nie wodzę go!
- Więc jak nazwiesz całowanie się z nim na klatce schodowej, a potem udawanie, że to
nigdy się nie wydarzyło?
Jak nazwiesz całowanie się z nim na klatce schodowej, a potem udawanie, że to nigdy się
nie wydarzyło?
O Boże.
O Boże.
On wie.
On wie.
To była ostatnia myśl w mojej głowie zanim wybuchł chaos.
Potem wszystko wydarzyło się dość szybko.
Bardziej zobaczyłam niż poczułam jak zlewka wysuwa się z moich palców, tak otępiała
byłam od słów Syriusza. Nie miałam czasu na myślenie. Nawet teraz, kilka godzin pózniej, nie
jestem pewna jak zdołałam to zrobić. Wiem tylko, że gdyby nie odezwał się mój instynkt, to
nie wiem, gdzie byłabym teraz. Ale zobaczyłam konsekwencje na ułamek sekundy w myślach
zanim zlewka wpadła do kociołka, wywołując zdrową dawkę nowej kwasowej mikstury, ale
także uderzyła o bok kociołka, spadając. Syriusz wciąż stał obok mnie, więc nie musiałam
mocno pchać, żeby znalazł się w bezpiecznym miejscu.
Ale nie byłam wystarczająco szybko.
Cóż, w każdym razie nie wystarczająco szybko dla siebie.
Chyba właśnie wtedy kiedy odpychałam Syriusza od plusków kwas uderzył w moją
skórę. Nie byłam całkowicie niekompetentna, zauważcie. Zdołałam usunąć większość ciała z
drogi kwasu. Ale ręka, która upuściła zlewkę ta głupia, niezdarna ręka nie ruszyła się ze
swojego miejsca. Plusk ciemnoniebieskiego kwasu chwycił wnętrze mojego nadgarstka i
natychmiast się rozszedł.
I Zwięty Merlinie, kurde, cholera, kurde, kurde, kurde, to paliło.
Paliło jak nic innego na całym świecie.
Jak ogień, ale gorzej.
Nie wiem, jak udało mi się sięgnąć po etermin. Dzięki Merlinowi, że byłam na tyle bystra,
żeby wcześniej go odkorkować, inaczej kwas mógłby rozprzestrzenić się z małego miejsca na
wnętrzu mojego nadgarstka na całe ramię, całe ciało albo stałoby się coś równie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]