[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko iluzja...
- Stefano... - Szept cichy jak szelest papieru przesuwanego
podmuchem wiatru po chodniku. Ten szept na moment zawisł w
pró\ni, a potem ucichł, a Stefano poczuł, \e trzyma w objęciach stos
kości.
- No i wreszcie tak to się kończy, ponad dwustoma osobnymi,
łatwymi do poskładania elementami układanki. Dostarczane w
eleganckim, drewnianym opakowaniu przenośnym... - Na zewnątrz
oświetlonego kręgu coś skrzypiało. Stojąca tam biała trumna
otwierała się sama, jej wieko się unosiło. - Mo\e zechcesz pełnić
honory domu, Salvatore? Idz, odłó\ Elenę na miejsce, jak trzeba.
Stefano osunął się na kolana, rozedrgany, spoglądając na
trzymane w dłoniach białe, delikatne kostki. To wszystko było tylko
złudzeniem  Klaus tylko kontrolował trans Bonnie i pokazywał
Stefano to, co sam chciał mu pokazać. Tak naprawdę nie mógł
skrzywdzić Eleny, ale furia, która ogarnęła Stefano, sprawiła, \e nie
chciała tego zrozumieć. Ostro\nie zło\ył na ziemi kruche kości i
dotknął ich raz, łagodnie. A potem podniósł wzrok na Klausa, z
pogardą obna\ając zęby.
- To nie jest Elena  powiedział.
- Ale\ oczywiście, \e jest. Wszędzie bym ją rozpoznał. - Klaus
rozło\ył ręce i wyrecytował: -  Znałem kobietę o pięknym
szkielecie...
- Nie. - Na czole Stefano perlił się pot. Odciął się do głosy
Klausa i zaczął koncentrować, zaciskając pięści, napinając mięśnie
a\ do bólu. Walka z wpływem Klausa przypominała toczenie pod
górę skalnego głazu. Ale le\ące na posadzce delikatne kości zaczęły
drgać i otoczyła je lekka złota poświata.
-  Aachman, i kość, i garść włosów... idiota nazywał je swą
słodką damą...
Zwiatło połyskiwało, tańczyło, łączyło ze sobą poszczególne
kości. Ciepłe i złote, ogarniało je, odziewało, kiedy zarysów postać
zbudowana z miękkiego światła. Pot zalał oczy Stefano i wydawało
mu się, \e zaraz płuca mu eksplodują z wysiłku.
-  Glina w bezruchu, ale krew w podró\y...
Włosy Eleny, długie, jedwabiste i jasnozłote, rozsypały się
wokół świetlistych ramion. Rysy początkowo były rozmyte, a potem
stawały się coraz wyrazniejsze. Stefano z miłością odtwarzał ka\dy
szczegół. Gęste rzęsy, mały nosek, rozchylone wargi jak płatki ró\y.
Białe światło spowiło jej postać, tworząc cienką suknię.
-  ... a pęknięcie w fili\ance otwiera ście\ką do krainy
umarłych...
- Nie. - Stefano zakręciło się w głowie, kiedy poczuł, jak z
ostatnim westchnieniem korzysta z resztek mocy. Oddech uniósł
pierś postaci przed nim, a oczy o barwie lapisu-lazuli się otworzyły.
Elena uśmiechnęła się, a on poczuł, jak fala jej miłości płynie
mu na spotkanie.
- Stefano. - Głowę trzymał wysoko, dumna jak królowa.
Stefano obrócił się do Klausa, który urwał i piorunował ich
wzrokiem w milczeniu.
- To  powiedział dobitnie Stefano  jest Elena. Nie ta skorupa,
którą zostawiła po sobie w ziemi. To jest Elena i w \aden sposób nie
zdołasz tego zmienić.
Wyciągnął dłoń, a ona ujęła ją i podeszła do niego. Kiedy się
dotknęli, doznał wstrząsu, a potem poczuł, jak napełniła go jej moc,
jak podtrzymuje na siłach. Stali razem, ramię przy ramieniu,
naprzeciw jasnowłosego mę\czyzny. Stefano jeszcze nigdy w \yciu
nie zaznał podobnego uczucia triumfu, jeszcze nigdy nie czuł się tak
silny.
Klaus przyglądał się im przez kilkanaście sekund, a potem
dostał szału.
Twarz wykrzywiła nienawiść. Stefano czuł fale złej mocy, które
uderzały w niego i w Elenę, i z całej siły starał się stawić mu opór.
Wodny wir ciemnej wściekłości usiłował ich rozdzielić, z wyciem
okrą\ając salę, niszcząc wszystko na swojej drodze. Zwiece pogasły.
Powietrze porwało jej jak tornado. Otaczający ich sen rwał się,
rozpadał na strzępy.
Stefano chwycił drugą dłoń Eleny. Wiatr rozwiewał jej włosy,
przesłaniał nimi jej twarz.
- Stefano! - krzyknęła, próbowała przekrzyczeć wicher. A
potem usłyszał jej głos w myślach. - Stefano, posłuchaj mnie!
Mo\esz robić tylko jedno, \eby go powstrzymać. Potrzebna ci
ofiara, Stefano, znajdz jedną z jego ofiar. Tylko ona będzie
wiedziała...
Hałas osiągnął nieznośny poziom, jakby rozdzierały się
przestrzeń i czas. Stefano poczuł, \e coś wyrywa dłoń Eleny z jego
uścisku. Z okrzykiem rozpaczy znów po nią sięgnął, ale nic ju\ nie
poczuł. Wysiłek związany z próbą przeciwstawienia się Klausowi
osłabił go ju\ i nie mógł dłu\ej zachować świadomości. Porwała go
ciemność.
Bonnie wszystko widziała.
Dziwne, ale kiedy ju\ usunęła się na bok, \eby Stefano mógł
podejść do Eleny, poczuła, \e w tym śnie traci swoją fizyczną
obecność. Zupełnie jakby przestawała być aktorem, a stawała się
sceną, na której rozgrywa się akcja sztuki. Mogła patrzeć, ale nie
mogła nic zrobić.
Na koniec zaczęła się bać. Nie miała dość siły, \eby
podtrzymać ten sen i wszystko wreszcie eksplodowało, wypychając
ją z transu prosto w środek pokoju Stefano.
Le\ał na podłodze i wyglądał jak martwy. Taki biały, taki
nieruchomy. Ale kiedy Bonnie pociągnęła go, usiłując wciągnąć na
łó\ko, jego pierś uniosła się w oddechu i usłyszała, jak z trudem
chwycił w powietrze.
- Stefano? Nic ci nie jest?
Rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju, jakby usiłował coś
znalezć.
- Elena! - powiedział, a potem urwał, bo zaczęła mu wracać
pamięć.
Skrzywił się. Przez jedną straszną chwilę Bonnie myślała, \e
on się rozpłacze, ale jedynie zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach.
- Straciłem ją. Nie mogłem jej zatrzymać.
- Wiem. - Bonnie przyglądała mu się chwilę, a potem, zbierając
się na odwagą, uklękła przed nim, dotknęła jego ramienia. - Przykro
mi.
Nagłym ruchem uniósł głowę. Oczy były suche, ale zrenice tak
rozszerzone, \e zielone tęczówki wydawały się czarne. Skrzydełka
nosa mu drgały, rozchylił wargi, obna\ył zęby.
- Klaus! - wypluł to imię jak przekleństwo. - Widziałaś go?
- Tak. - Bonnie z trudem przełknęła ślinę, \ołądek podskoczył
jej do gardła. - On jest szalony, prawda, Stefano?
- Tak. - Stefano wstał. - I trzeba go powstrzymać.
- Ale jak? - Od chwili, kiedy zobaczyła Klausa, Bonnie była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl