[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jezioro Michigan było spokojne. Z przyjemnością patrzyła na małe grzywiaste fale w
oddali. Przymknęła na moment oczy. Była bardzo zmęczona.
Nie chciała zostawać razem z oddziałem żołnierzy, którzy zatrzymali ją i Paula.
Pojechała z nimi do Gray w Indianie. Stamtąd wraz z pożyczonym motocyklem poleciała
samolotem ponad zgliszczami Chicago na południowy brzeg jeziora. Z miasta nie pozostał
żaden budynek, drzewo, ani zdzbło trawy. Na pustych ulicach nie bawiły się dzieci, nie zawył
pies. Takie były skutki neutronowego bombardowania. Potem skierowała się na północ, do
muzeum, którego Warakow strzegł tak starannie, że urządził w nim swoje biuro. Mieściła się tu
również kwatera dowództwa KGB. Natalia zastanawiała się, czy Rożdiestwieński już przybył,
aby objąć stanowisko po jej mężu. Słyszała pogłoski, że przyleciał. Nie wątpiła w nie, choć nie
były sprawdzone.
Omal nie minęła wartowni wciśniętej w małą aleję po lewej stronie. Zwolniła tylko,
żeby wartownicy mogli ją rozpoznać, ale nie zatrzymała się. Zasalutowali. Ona skinęła głową.
Zatrzymała się przy schodach muzeum. Zsiadła i postawiła motor na stopce. Odgarnęła
włosy z twarzy.
- Major Tiemerowna... jesteście...
- %7ływa - uśmiechnęła się, patrząc w twarz młodemu człowiekowi. Był to kapral, często
trzymający straż przed muzeum. - Dziękuję wam za troskę - znów się uśmiechnęła. - Proszę,
postarajcie się o to, by ten motocykl został zwrócony kapitanowi Konstantinowowi z Gray w
Indianie, pożyczył mi go.
- Tak jest, towarzyszko major - zasalutował młody człowiek. Skinęła tylko, wskazując
na swe cywilne ubranie i ruszyła na górę. Pistolety w kaburach obijały się jej o biodra.
Amerykańskie Orły wygrawerowane na lufach wywoływały zdziwienie towarzyszy w
Indianie. Uśmiechnęła się myśląc o tym. Był to prezent, dowód przyjazni, więc będzie je nosiła
cały czas.
Stojąc na ostatnich stopniach schodów, spojrzała na czerwono-pomarańczową kulę
słońca nad taflą jeziora. Ile czasu jeszcze zostało? - zastanawiała się. Pomyślała o Rourke u.
Potrząsnęła głową, odrzucając do tyłu włosy. Przez mosiężne drzwi weszła do muzeum. Szła
przez obszerny główny hall. Zobaczyła mastodonty, które jej wuj studiował prawie obsesyjnie.
Ujrzała go tak, jak się spodziewała, stojącego na małym balkonie półpiętra, wpatrzonego w
ciała ogromnych zwierząt,
W hallu był duży ruch. Nie zważała na ludzi. Mijając w biegu ich i mastodonty,
zawołała:
- Wujku Ismaelu? Odwrócił ku niej twarz.
- Wujku!
Dostrzegła uśmiech na jego mięsistych wargach. Wbiegła po schodach, po dwa stopnie
na raz. Rozłożył na powitanie ramiona, a poły jego kurtki rozchyliły się, ukazując wydatny
brzuch. Brzuch wuja był zawsze taki sam, jak daleko sięgała pamięcią. Przypominał brzuch jej
ojca. Rzuciła mu się w ramiona, jak córka. Objęła go za szyję i poczuła jego mocny uścisk.
- Natalia Anastazja - wyszeptał.
- Wujek - uścisnęła go mocniej.
- Nic ci nie jest, dziecko? - spytał ją. Objął ją ramieniem i zwrócił się w kierunku
głównego hallu. Stała obok niego.
- Nie, wujku, nic mi nie jest.
- Ta śnieżyca... Kiedy usłyszałem, że nasze oddziały odnalazły cię, moje serce, jeśli to
w ogóle możliwe w przypadku starego człowieka, zaśpiewało - powiedział nie patrząc na nią.
Przyglądała się jego twarzy.
- Gdy nie otrzymałem wiadomości od amerykańskiego prezydenta, Chambersa,
zacząłem się o ciebie bać.
- John Rourke zabrał nas wszystkich z Florydy, wujku. Pomógł Paulowi Rubensteinowi
odnalezć rodziców. Wystartowaliśmy w....
- W chwili ostatecznego wstrząsu. Dzięki... - spojrzał na nią i zaśmiał się. - Tak,
Leninowi niech będą dzięki, moje dziecko. - znowu zarechotał. - Ten mężczyzna, tajny agent,
który był z tobą, kiedy znalezli was żołnierze, domyślam się, że to był ów młody %7łyd, Paul
Rubenstein.
- Tak, wujku - odpowiedziała cicho, patrząc w bok. - Nie mogłam...
- Zdradzić przyjaciela? Wiem, że nie byłabyś do tego zdolna, moje dziecko. Ale
powiedz mi, to ważne, czy ten młody...
- Tak, to był Paul Rubenstein - powiedziała szukając w torbie papierosów. Wyjęła
jednego i zapalniczkę. Zapaliła, mocno zaciągając się dymem.
- Palenie to zły nawyk. Palisz coraz więcej od śmierci Karamazowa.
- Wiem - uśmiechnęła się wypuszczając dym nosem. Popatrzyła, jak niebieski obłok
wisiał przez chwilę w powietrzu, póki się nie rozproszył.
- Nie prędko zobaczysz Rourke a. Przejmujesz się tym?
- Czy został poj...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]