[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludziach dobrych cech. Jakkolwiek nienawidziłam teraz Patena, zazdrościłam mu chłodnej
obojętności, która oddzielała go od reszty społeczeństwa. Podejrzewał ludzi o najgorsze
instynkty i niezależnie jak nisko się staczali, on to zawsze przewidział. Był zaprawiony i
obyty, a ludzie szanowali go za to.
Jego szanowali, a mnie okłamywali. Wyprostowałam się i wystukałam numer telefonu mamy.
Nie wiedziałam, jak zareagować, kiedy odbierze. Postanowiłam, że dam się poprowadzić
gniewowi i poczuciu zdrady. Kiedy czekałam, aż odbierze, po policzkach spływały mi gorące
łzy. Otarłam je ręką. Podbródek mi drżał, a wszystkie mięśnie ciała były napięte. Po głowie
krążyły mi złe, złośliwe słowa. Wyobrażałam sobie, że rzucam jej je w twarz, przerywając jej,
ilekroć będzie usiłowała bronić się kolejnymi kłamstwami. A jeśli się rozpłacze... nie będzie
mi przykro. Odezwała się poczta głosowa i jedyne, co zdołałam zrobić, to powstrzymać się
przed ciśnięciem telefonu w mrok. Zadzwoniłam następnie do Vee.
- Hej, kochana. Czy to coś ważnego? Jestem z Rixonem...
- Wynoszę się z domu - odparłam, nie dbając o to, że w moim głosie słychać łzy. - Mogę się
zatrzymać na trochę u ciebie? Dopóki nie wymyślę, co dalej zrobić.
Słyszałam oddech Vee w słuchawce.
- Co ty mówisz?
- Mama wraca w sobotę. Do tego czasu chcę się wynieść. Mogę zamieszkać u ciebie przez
resztę tygodnia?
- Eh... A mogę zapytać...
- Nie.
- Dobra, jasne - odparła Vee, usiłując ukryć szok. - Możesz zostać, nie ma problemu. %7ładnego
problemu. Powiesz mi co się stało, jak będziesz mogła.
Poczułam, że wzbiera we mnie nowa fala łez. Teraz Vee była jedyną osobą, na której mogłam
polegać. Może i była nieznośna, wkurzająca i leniwa, ale nigdy mnie nie okłamała.
Dotarłam na farmę koło dziewiątej i wskoczyłam w bawełnianą piżamę. Noc nie była zimna,
ale wilgotne powietrze przenikało moją skórę do szpiku kości. Przygotowałam sobie filiżankę
spienionego mleka i położyłam się do łóżka. Było za wcześnie na sen, choć nawet gdyby było
pózniej, nie umiałabym zasnąć: myśli wciąż miałam w kawałkach. Wpatrywałam się w sufit,
usiłując wymazać ostatnie szesnaście lat i zacząć od nowa. Ale jakkolwiek próbowałam, nie
potrafiłam wyobrazić sobie Hanka Millara w roli mojego ojca.
Zeskoczyłam z łóżka i przeszłam korytarzem do pokoju mamy. Otwarłam jej kufer, szukając
szkolnych pamiątek. Nie wiedziałam, czy ma tableau, ale jeśli tak, to kufer był jedynym
miejscem, gdzie mogła je trzymać. Jeśli chodzili do szkoły razem z Hankiem Millarem,
musiały zachować się zdjęcia.
A jeśli byli zakochani, to on na pewno podpisał jej tableau w jakiś szczególny sposób. Pięć
minut pózniej prze-szperałam kufer dokładnie, ale nic nie znalazłam.
Poczłapałam do kuchni, przetrząsnęłam szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale
uznałam, że nie jestem głodna. Nie mogłam jeść, myśląc o wielkim kłamstwie, jakim okazała
się moja rodzina. Przyłapałam się na tym, że zerkam w stronę drzwi frontowych, ale dokąd
miałam pójść? Poczułam się zagubiona w tym domu; chciałamuciec, ale nie miałam dokąd.
Postałam parę minut w korytarzu, po czym wyszłam z powrotem na górę do swojego pokoju.
Leżąc w łóżku z kołdrą podciągniętą pod podbródek, zamknęłam oczy i oglądałam obrazy
przemykające mi w myślach. Obrazy Marcie; Hanka Millara, którego ledwie znałam i którego
twarz z trudem sobie przypominałam; moich rodziców. Obrazy zmieniały się coraz szybciej,
aż zlały się w jedną wielką mozaikę szaleństwa.
Teraz obrazy jakby zaczęły się nagle cofać, podróżując do tyłu w czasie. Cały kolor ulotnił się
z filmu, aż nie zostało nic oprócz niewyraznej czerni i bieli. Domyśliłam się, że przeszłam do
innego świata. Zniłam.
Stałam na podwórzu przed domem. Ostry wiatr rozwiewał zeschnięte liście po podjezdzie i
wokół moich kostek. Dziwaczna lejowata chmura wirowała na niebie nad moją głową, ale nie
zniżała się, jakby leniwe przygotowania do ostatecznego uderzenia napawały ją
zadowoleniem. Patch z pochyloną głową i dłońmi złożonymi luzno między nogami siedział
na balustradzie na ganku.
- Spadaj z mojego snu - wrzasnęłam na niego, przekrzykując wiatr.
Pokręcił głową.
- Nie, dopóki nie powiem ci, co jest grane. Naciągnęłam bardziej górę od piżamy.
- Nie chcę wiedzieć, co masz mi do powiedzenia.
- Archaniołowie nas tu nie usłyszą. Roześmiałam się oskarżycielsko.
- Nie dość ci było manipulowania mną w realu... Musisz robić to również tutaj?
Uniósł głowę.
- Manipulowania? Usiłuję ci wyjaśnić, co się dzieje.
- Wpychasz się do moich snów - powiedziałam wyzywająco. - Zrobiłeś to po Diabelskiej
Torebce i robisz teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]