[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w naszym dużym, lecz skąpo umeblowanym domu, z używanym
mercedesem i potrzebą podtrzymywania za wszelką cenę pozorów. %7łycie
mojego ojca musiało jej się wydawać lekkie, łatwe i przyjemne niczym
niekończąca się seria filmów podróżniczych, pełnych egzotycznych
krajobrazów.
Zanim przystąpiłem do przeglądania szuflad, nalałem sobie whisky.
Wszyscy mają jakieś życie seksualne i swoje małe nawyczki,
niekoniecznie ładne. Jednak w szafce nocnej nie znalazłem nic z
wyjątkiem buteleczki kropli do oczu i saszetki z betablokerami. Z
opakowania wynikało, że ostatnią dawkę leku zażył w dniu śmierci. Nie
znalazłem tabletek nasennych ani środków uspokajających. Stary pilot nie
miał większych problemów z zasypianiem, a poza tym chciał być zawsze
czujny.
Zaniosłem walizkę do drugiej sypialni i otworzyłem okna z widokiem
na Metro-Centre. Jego obecność miała w sobie coś z zaproszenia,
wypełniały go skarby, których pragnąłem przez całe swoje dzieciństwo.
Mimo dużego domu i mercedesa moje życie z matką było ponure.
Niezmiernie rzadko pojawiało się w nim coś nowego. Męczyliśmy się ze
starym telewizorem, zegarem elektrycznym, czasami tylko zgadującym,
która godzina, i centralnym ogrzewaniem, które bezustannie jęczało.
Sklepy i domy towarowe jawiły mi się jako miejsca magiczne. Ciągle
pokazywałem matce reklamy nowych tosterów i pralek, mając nadzieję, że
złagodzą trudy jej egzystencji. Jednak nawet moje prezenty były
racjonowane. Pewną część podarków przysyłanych przez jej siostrę i
znajomych na moje urodziny starannie odkładała na bok, a następnie
zamykała z myślą o przyszłości. W rezultacie zawsze z tych rzeczy
wyrastałem.
Jako dorosły człowiek również prowadziłem raczej ascetyczny tryb
życia. Mieszkałem w ogromnych apartamentach, które były prawie
zupełnie pozbawione umeblowania. Pracowałem od świtu do nocy,
wymyślając nowe sposoby sprzedawania ludziom dóbr, ale sam rzadko coś
kupowałem, chyba że było mi to niezbędnie potrzebne. Dzieciństwo
uodporniło mnie na świat konsumpcjonizmu, o którym marzyłem kiedyś
tak gorąco.
Szukając w komórce pościeli, przypomniałem sobie o stojącym w kącie
komputerze. Do ojca wciąż przychodziły emaile biuletyny miejscowych
klubów sportowych, które wspierał. Przeglądałem informacje o
spotkaniach hokejowych, zawodach łuczniczych i turniejach koszykówki.
Mój ojciec kibicował ogromnej liczbie drużyn; musiał być wyczerpany,
krążąc ciągle między lodowiskiem a stadionem piłkarskim lub
lekkoatletycznym.
Jednak książki, które znalazłem na półce obok, stanowiły o wiele
większą niespodziankę. Obok rocznika i almanachu broni ręcznej ujrzałem
biografie Perona, Goeringa i Mussoliniego, a także historię Oswalda
Mosleya i Brytyjskiej Unii Faszystowskiej. Wyciągnąłem ilustrowany
przewodnik po strojach nazistowskich i mundurach galowych III Rzeszy.
Grube, lakierowane kartki były przetarte od częstego dotykania i prawie
widziałem swojego ojca, jak siedzi przy tym biurku, przewraca strony i
ogląda ilustracje buław marszałków Rzeszy i skórzanych płaszczy SS.
W mieszkaniu zrobiło się jakby mroczniej. Odsunąłem się od biurka i
otworzyłem metalową szufladę. W środku było pełno drobiazgów z Metro-
Centre złotych kart stałego klienta i okresowych przepustek, zaproszeń
do klubów konsumenta i na imprezy sportowe. Spinacz do papieru łączył
kilkanaście biuletynów Metro-Centre, wypełnionych fotografiami przyjęć
w klubach sportowych, na których wszyscy goście mieli na sobie koszulki
z krzyżami św. Jerzego. Drużyny sprawiały wrażenie tak
zdyscyplinowanych jak oddziały paramilitarne.
Na kilku zdjęciach grupowych pojawiał się David Cruise, prezenter
telewizji kablowej Metro-Centre, ze swoją po aktorsku przystojną, lecz
pustą fizjonomią, opalenizną jak na reklamach i uśmiechem, który nie mial
nic wspólnego z radością. Jego pulchna twarz przypominała mi zrobioną w
Arizonie fotografię Wernhera von Brauna, na której pozował obok rakiety
Redstone, mając za sobą nazistowską przeszłość, a przed sobą zgoła
odmienną przyszłość.
Czy mój ojciec był zwolennikiem Frontu Narodowego? Będzie mi się
spało w tym mieszkaniu o wiele gorzej, niż początkowo myślałem.
Otworzyłem okno, usiłując pozbyć się nieprzyjemnej aury, i zauważyłem
flagę wiszącą na ścianie za drzwiami. Znajdował się na niej symbol
miejscowego klubu piłkarskiego Brooklands Eagles: wyszyte złotą nicią
dwa orły z groteskowo zakrzywionymi szponami na szkarłatnym polu.
Zainteresowania mojego ojca zapędziły go w przerażające rejony.
Nowoczesne stanowisko pracy było nieomalże ołtarzem neofaszyzmu.
Przystanąłem przy starannie złożonych rzeczach, leżących na desce do
prasowania. Podniósłszy jedną z koszulek, ujrzałem znajomy krzyż św.
Jerzego i orły wyhaftowane na lewym rękawie. Przyłożyłem koszulkę do
piersi i wyobraziłem sobie ojca w tym przerażającym kostiumie
najstarszego pseudokibica w Brooklands.
Przypatrzyłem się w lustrze swojemu odbiciu nad czajnikiem
elektrycznym i puszką z herbatnikami. Flaga z frędzlami wisiała za mną,
zupełnie jakbym stał na trybunie przed skandującym tłumem. Wyglądałem
o wiele bardziej agresywnie, nie tak jak oprychy, które wyprowadziły
imama z jego podmiejskiego meczetu, ale w bardziej intelektualnym stylu
prawników, lekarzy i architektów, którzy zostali zwerbowani do elitarnego
korpusu Hitlera. Dla nich czarne mundury i trupie czaszki reprezentowały
przemoc intelektu agresję i okrucieństwo mieli wpisane w kodeks, który
zaprzeczał istnieniu dobra i zła, akceptował natomiast patologię.
Moralność została pokonana przez wolną wolę, ta zaś wiodła do
szaleństwa.
Usiłowałem się uśmiechnąć, ale za tą koszulką stałem inny ja. Ostrożne
podejście do świata, wpojone mi przez moją neurotyczną matkę, poddało
się w obliczu czegoś o wiele mniej introwertycznego. Teraz w mojej
twarzy przykuwały uwagę nie oczy i wysokie czoło, ale usta i szczęka.
Bardziej widoczne stały się mięśnie, oznaki większej żądzy, mocniejszego
pragnienia...
Wrzuciłem koszulkę do pustego kosza na brudną bieliznę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]