[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rało wszystkie listy, które do nich napisał, oraz kopie listów, które otrzymał.
Niewiele o nim wiemy odparł. To na pewno fałszywe nazwisko.
Mieszka w Waszyngtonie. Korzysta ze skrytki pocztowej. O ile pamiętam, to jego
trzeci list. Tak, już mam. . .
Wyjął z teczki dwa pierwsze listy. Ten z jedenastego grudnia brzmiał następu-
jąco:
Drogi Ricky,
Witaj. Nazywam się Al Konyers. Jestem po pięćdziesiątce. Lubię
dżez, stare filmy, Humphreya Bogarta i biografie. Nie palę i nie
toleruję palaczy. Najmilsza rozrywka to dla mnie chińszczyzna na
wynos, kieliszek wina, czarno-biały western i pogawędka z dobrym
przyjacielem. Napisz kilka stów.
Al Konyers
List był napisany na zwykłym białym papierze, jak większość pierwszych li-
stów. Z każdego słowa przebijał strach strach przed wpadką, przed zawarciem
korespondencyjnej znajomości z nieznajomym. Al wystukał go na maszynie. I na-
wet się nie podpisał.
Ricky odpowiedział standardowym listem, który Beech pisywał dziesiątki ra-
zy: dwadzieścia osiem lat, klinika rehabilitacyjna, wredna rodzina, bogaty wujek
i tak dalej. No i oczywiście zadał mu kilka standardowych pytań. Gdzie pracu-
jesz? Jaką masz rodzinę? Czy lubisz podróżować? Skoro Ricky miał odsłonić
117
przed nim duszę, należał mu się rewanż. Krótko mówiąc, Beech spłodził dwie
strony tych samych bzdur, które wypisywał od pięciu miesięcy. Dużo by dał, żeby
móc to cholerstwo skserować. Ale nie, nic z tego. Każdy list musiał być wyjątko-
wy i niepowtarzalny, napisany na ładnym papierze. Naturalnie, wysłał Alowi to
samo zdjęcie, które wysyłał innym. Tę przynętę połykali niemal wszyscy.
Minęły trzy tygodnie. Dziewiątego stycznia Trevor przyniósł im drugi list od
Konyersa. List był równie sterylny jak pierwszy niewykluczone, że Al pisał go
w gumowych rękawiczkach.
Drogi Ricky,
Cieszę się, że odpisałeś. Muszę przyznać, że początkowo bardzo
Ci współczułem, lecz teraz widzę, że leczenie przyniosło dobre skut-
ki i że wiesz, dokąd zmierzasz. Nigdy nie miałem problemów z nar-
kotykami czy alkoholem, dlatego trudno mi Cię zrozumieć. Jednakże
z tego, co piszesz, wnoszę, że opiekują się Tobą najlepsi i najlepiej
opłacani specjaliści. Nie powinieneś narzekać na wujka. Pomyśl tyl-
ko, jak byś skończył, gdyby nie on.
Zadałeś mi wiele pytań osobistych. Wolałbym na nie nie odpowia-
dać, przynajmniej jeszcze nie teraz, lecz rozumiem Twoją ciekawość.
Przez trzydzieści lat byłem żonaty, ale już nie jestem. Mieszkam w Wa-
szyngtonie i mam rządową posadę. Lubię nowe wyzwania, dlatego
praca sprawia mi dużą satysfakcję.
Mieszkam sam. Mam niewielu przyjaciół i bardzo mi to odpowia-
da. Najczęściej podróżuję do Azji. Uwielbiam Tokio.
Będę o Tobie myślał. Al Konyers
Tuż nad nazwiskiem maznął cienkopisem swoje imię: Al .
List był nieciekawy z trzech względów. Po pierwsze, Konyers nie miał żony,
a przynajmniej tak twierdził. %7łona była najważniejsza. Wystarczyło zagrozić, że
trafią do niej kopie listów, jakie mąż napisał do swego homoseksualnego przyja-
ciela, i facet natychmiast przysyłał pieniądze.
Po drugie, Al miał rządową posadę, więc najprawdopodobniej nie należał do
bogaczy.
Wreszcie po trzecie, Konyers za bardzo się bał, żeby warto było tracić na
niego czas. Wydobywanie informacji szło jak z kamienia, przypominało rwanie
zębów. Quince Garbe, Curtis Cates oraz im podobni sprawiali znacznie mniej
kłopotów: ponieważ przez całe życie skrzętnie ukrywali swoje ciągotki, raz je
wyjawiwszy, pragnęli czym prędzej spróbować zakazanego owocu. Ich listy były
długie, rozmarzone i pełne zdradliwych szczególików. Lecz nie listy Ala. Al był
nudny. Nie wiedział, czego chce.
118
Dlatego Ricky podbił stawkę, pisząc do niego drugi list według kolejnego
schematu, który z biegiem czasu opanował do perfekcji. Otóż Ricky dowiedział
się właśnie, że już za kilka miesięcy wyjdzie z kliniki! Poza tym urodził się i wy-
chował w Baltimore. Cóż za zbieg okoliczności! Zamierzał szukać pracy i niewy-
kluczone, że będzie potrzebował pomocy. Bogaty wujek nie chciał już go wspie-
rać. Ricky bał się życia bez przyjaciół, a dawnym przyjaciołom zaufać nie mógł,
ponieważ wciąż brali narkotyki i tak dalej, i tak dalej.
List pozostał bez odpowiedzi. Beech uznał, że Konyers wpadł w popłoch. Ric-
ky wybierał się do Baltimore, miasta leżącego ledwie godzinę jazdy od Waszyng-
tonu, i Al doszedł do wniosku, że to stanowczo za blisko.
Tymczasem nadeszły pieniądze od Curtisa z Dallas i w Braci wstąpiło nowe
życie: Ricky napisał do Ala list, który przechwycili agenci CIA.
I nagle otrzymali od niego trzeci list list w zupełnie innym tonie. Finn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]